„Realowi brakuje argumentów” – Piotr Laboga o szansach Królewskich na detronizację Barcelony

09.08.2019

Pieniądze wydawane na rynku transferowym zwykle nie gwarantują niczego poza ubytkiem w klubowej kasie. Od kilku lat przekonują się o tym fani Manchesteru United, którzy po odejściu Sir Alexa Fergusona borykają się z ogromnymi problemami. Czy tym razem tej prawdy zasmakują sympatycy „Królewskich”? Pierwsze symptomy są dość zauważalne i niepokojące.  

Powrót Zinedine’a Zidane’a w marcu zwiastował jedno – wielkie przemeblowanie składu. Francuz po sezonie 2017/2018 opuścił klub, ponieważ nie dostał gwarancji, że otrzyma odpowiednie środki na zakup wymarzonych piłkarzy. Florentino Perez po współpracy z Julenem Lopeteguim oraz Santiago Solarim szybko przyznał rację byłemu szkoleniowcowi i momentalnie ściągnął go ponownie do swojego zespołu.

Po kilku miesiącach od tego momentu, kadra wydaję się być już raczej skompletowana. Oczywiście do końca okienka pozostał niecały miesiąc, ale już teraz wydatki ekipy z Santiago Bernabeu sięgają 300 milionów euro. Oczywiście ponad 1/3 została zainwestowana ze sprzedaży takich graczy jak Mateo Kovacić, Marcos Llorente czy Theo Hernandez, lecz i tak te kwoty robią wrażenie. A przecież w każdej chwili wydatki mogą powiększyć się o kolejne dziesiątki, jak nie setki milionów euro. Poniekąd przypomina to pierwsze okienko po odejściu Sir Alexa Fergusona w Manchesterze United. „Czerwone Diabły” podobnie jak „Królewscy” wówczas nie wydawali przez ostatnie lata pracy Szkota zawrotnych kwot na transfery, by potem sięgnąć głębiej do klubowego banku. Jeśli chodzi o hiszpańską drużynę, ostatnim „galaktycznym” wzmocnieniem można nazwać Jamesa Rodrigueza po świetnym mundialu w 2014 roku. Co na temat letnich zmian sądzi Piotr Laboga, dziennikarz „NC+” i wielki sympatyk ligi hiszpańskiej?

– Co do kwoty ja wychodzę z założenia, że przy współczesnym rynku transferowym pojęcie kwoty globalnej ma znaczenie drugorzędne. Oczywiście można ściągnąć gwiazdę za 150-200 milionów euro, tylko niekoniecznie ona od razu podniesie jakościowo grę zespołu. W zeszłym sezonie problem Realu Madryt nie polegał tylko na tym, że zabrakło wyłącznie Cristiano Ronaldo – to było takie proste wytłumaczenie, choć po części można się z nim zgodzić. Odejście faceta, który strzela 50 goli w sezonie musi wpłynąć na zespół. Te problemy były mimo to zdecydowanie większe. Real już od wielu lat stawia na politykę ściągania piłkarzy o określonym wieku i to są gracze zazwyczaj młodzi, którzy już wypłynęli na głębsze wody, ale nie mieli okazji grać na najwyższym poziomie europejskim czy światowym. Zazwyczaj jest tak, że tacy gracze potrzebują czasu, aby się wkomponować do drużyny, okrzepnąć i stać się gwiazdami światowego formatu, co na poziomie Realu Madryt łatwe nie jest. To nie jest miejsce, w którym otrzymujesz czas na naukę, tutaj trzeba od razu prezentować najwyższy poziom, czego idealnym przykładem jest Vinicius. Potrafił przecież nas oczarowywać swoimi zwodami, dynamiką, odwagą, błyskotliwością, ale brakowało mu skuteczności, a tego w tym klubie się nie wybacza. Tyle, że w jego przypadku wciąż jest nastawienie, że to piłkarz, na którego warto stawiać. Jeśli jednak w tym roku, załóżmy w pierwszych miesiącach nowego sezonu będzie grał regularnie i dalej popełniał tego typu błędy to jego dni w Madrycie będą policzone i klub poszuka dla niego innego miejsca, by ewentualnie się rozwinął i przełamał.

Odbierz zakład bez ryzyka z kodem GRAMGRUBO500 w BETCLIC – jest już legalny w Polsce!

Takie wydatki oczywiście wymuszają falę zmian. O te będzie jednak trudno. Zidane nadal wykazuje mocne przywiązanie do gwiazd, z którymi sięgnął trzykrotnie po Ligę Mistrzów. Z jednej strony trudno to odbierać za coś dziwnego, z drugiej zaś 47-latek powinien zdawać sobie sprawę, że takie zachowanie nie doprowadzi go do niczego dobrego. Stwierdził to między innymi w jednym z ostatnich wywiadów Toni Kroos: Nie jest łatwo ponownie zebrać tę drużynę do tego miejsca, w którym Zidane nas opuścił. Nasz zespół teraz jest zupełnie w innej sytuacji aniżeli w lipcu 2018 roku.

Tacy gracze jak Eden Hazard, Ferland Mendy czy Luka Jovic powinni jak najszybciej wkomponować się do zespołu, ale okres przygotowawczy pokazał, że nie będzie to łatwe. Jaką opinię na tę sytuację ma Piotr Laboga?

– Odnośnie wszystkich transferów, które zostały dokonane, to nie mam wątpliwości, że Eden Hazard można nazwać tzw. gwiazdą. Jest to pewien następca Jamesa czy Isco, natomiast pozostaje pytanie czy to typ zawodnika, który gwarantuje odpowiednią liczbę bramek, podobnie jak w Barcelonie duet Messi – Suarez. Hazard potrafi przełamać defensywę rywala, posiada wielkie umiejętności i pewnie swoje bramki strzeli, ale nie jest odpowiedzią na wspomniany przeze mnie duet, nie wspominając już o Griezmannie. Real zatem potrzebuje snajpera i zawodnika regularnie zdobywającego bramki w granicach 25 trafień w sezonie. I tu jest spory problem, ponieważ Karim Benzema trochę tych goli nastrzelał, ale to nie jest klasyczna „dziewiątka” z taką regularnością jak Suarez. Ciężko powiedzieć jakim zawodnikiem w „Królewskich” będzie Jović uważany za melodię przyszłości. Poza tym w tym klubie od lat panuje niestety taka wymowa, aby wytworzyć dla Benzemy warunki „cieplarniane” i ten do tej pory nie miał konkurenta. Real od kilku lat nie ściągnął napastnika światowego formatu po nieudanych negocjacjach z Lewandowskim czy Icardim – o ile było oczywiście odbywały się takie rozmowy. Tacy gracze w przeszłości jak Higuain, czyli piłkarz z góry skazany na pożarcie, Adebayor czy Chicharito, to zawodnicy wyłącznie w kategorii uzupełnień. Każdy z nich nie był uznawany za realną konkurencję dla Francuza. Dzisiaj po raz pierwszy jest nią Jović, ale to zawodnik, który w Bundeslidze pokazał jakość, lecz zawsze występował w drużynie typu Eintracht Frankfurt. Ta ekipa w Lidze Europy osiągnęła fajny poziom, natomiast na najwyższym poziomie są potrzebni zawodnicy, którzy od samego początku potrafią udźwignąć ciężar presji. Suarez przechodząc do Barcelony trafił tam z walczącego o mistrza Anglii Liverpoolu, ponadto zawsze zmagał się tam z presją. Parę lat temu transfer Lewandowskiego z Borussii Dortmund byłby zdecydowanie bardziej wyrazisty, bowiem jego drużyna celowała w najwyższe lokaty czy to w lidze czy na boiskach w Europie. Tymczasem w przypadku Serba tak nie jest.

– Co do Militao. Oczywiście Brazylijczyk się rozwija, smakuje europejskiego futbolu, więc ciężko powiedzieć czy to jest np. casus Pepe. Poza tym pamiętajmy, że reprezentant Portugalii miał straszne początki w Realu Madryt. Nie było głosów, że to jest ten piłkarz, którego ekipa z Madrytu poszukiwała w miejsce Fernando Hierro, ponieważ po odejściu Hiszpana zawsze w przypadku transferów defensorów mówiło się właśnie o jego następcy. Przez pierwsze dwa czy trzy sezony Pepe nie spełniał tej roli – popełniał sporo błędów, pomijając jego agresywne zachowania. Dziś nie można zatem powiedzieć, że Militao zostanie następcą Ramosa, nie tylko na boisku, ale także pod kątem pozycji lidera. Mendy? Był objawieniem w Lyonie, ale wielu mieliśmy takich piłkarzy grających na wyższym poziomie w tym klubie. Tolisso, Grenier, Gonalons – żaden z nich nie był pierwszoplanową postacią w nowym zespole. To pokazuje, że nie ma na to prostego przełożenia. Chociaż u Mendy’ego szanse na to są większe, ponieważ Zidane bardzo go chciał mieć w swoim zespole i jest jego rodakiem. Dodatkowo obniżka formy Marcelo jest radykalna i niezbyt wierzę, że Brazylijczyk po tak nieudanym poprzednim sezonie zacznie momentalnie grać na swoim poziomie sprzed 2-3 lat. Oczywiście jego forma może być wyższa, ponieważ nie da się gorzej grać niż w ubiegłej kampanii. Reasumując: Real nie wykonał transferów z wyjątkiem Hazarda, które gwarantowałyby radykalne podniesienie poziomu zespołu. Globalnie wspomniani piłkarze nie przełamują pewnego schematu, pewnej konsystencji charakteru, umiejętności, które były w tym zespole do tej pory. Ta drużyna musi walczyć na wszystkich frontach, ponieważ od nich zawsze się tego wymaga. Jeśli jednak Real chce wygrać ligę, pomijam już Puchar Króla, to zawsze bowiem rozgrywki loteryjne, to obecna drużyna nie gwarantuje tego, że może rywalizować na poziomie ligowym z Barceloną i być regularnym – stwierdził Piotr Laboga.

Pretemporade zaburzyły przede wszystkim kontuzje nowo przybyłych zawodników, którzy nie zagrali zawrotnej liczby spotkań. Najwięcej szans otrzymał Eden Hazard, ale Belg nie prezentował się z fenomenalnej strony. Dodatkowo kibice zaczęli mu wytykać widoczną nadwagę, a media spekulowały nawet o 7 kilogramach więcej aniżeli przyjmuje norma. Efekt? Belg wystąpił we wszystkich sześciu spotkaniach przygotowawczych i dopiero w ostatnim z nich zdołał umieścić futbolówkę w siatce.

Katastrofalne niektóre spotkania (przede wszystkim te z Atletico) przypomniały o fatalnym poprzednim sezonie. Łącznie w sześciu starciach bramkarze „Królewskich” wpuścili 16 bramek. Jeśli już jesteśmy przy temacie bramkarzy – to jeden z głównych problemów, jakie musi rozwiązać Zidane. Courtois czy Navas? Kilka dni po tym jak Belg ogłosił, że jest numerem jeden, doznał urazu i Keylor rozegrał kapitalne zawody przeciwko Tottenhamowi. Francuz doskonale wie na co stać starszego golkipera, a jego zgranie z Ramosem oraz Varane’em również jest o wiele większe. Czy możemy się zatem spodziewać rotacji bramkarzy?

– Zakup Thibaut Courtois był błędem. To był transfer, którego Real postanowił dokonać wyłącznie na takiej zasadzie, że nie mamy kogo kupić, nie przygotowaliśmy strategii transferowej, odejście Ronaldo nas zaskoczyło i po cichu ufamy w Garetha Bale’a, Jednak nie wypada, żeby taki klub nie dokonał wzmocnienia, które choćby pod względem marketingowym podniesie poziom zespołu. Sięgnięto zatem po człowieka wyraźnie dającego sygnał, że nie ma zamiaru dłużej grać w Premier League. Dodatkowo Belg posiada rodzinę w Madrycie, a powrót do Atletico nie wchodził w grę ze względu na Jana Oblaka. Zakulisowe rozmowy i działania agentów sprawiły, że pojawiła się szansa występów dla Realu. Keylor Navas, szczególnie po odejściu Zidane’a, zawsze był podważany, traktowany jako bramkarz nie do końca klasy światowej. Cichy, spokojny, z Kostaryki, a nie przykładowo z Brazylii czy innego kraju – to nie do końca była półka Realu. Takie podejście jest oczywiście głupie, ponieważ idealnie oddaje casus Makelele sprzed lat, który okazał się kluczem do sukcesów Królewskich, ale także nie spoglądano na niego tak jak na Zidane’a czy Figo. Pozbyto się go lekką ręką i po latach ogromnie tego żałowano. Courtois ściągnięto trochę na siłę, a on sam robi dobrą minę do złej gry. Słyszeliśmy jego zobowiązania odnośnie miłości i przywiązania do klubu, ale to dla mnie bujda na resorach, bo pamiętam go z czasów Atletico i absolutnie mówił wówczas zupełnie co innego. A moim zdaniem trafił tu ze względu na rodzinę i  komfort życia w Madrycie. Oczywiście jakiś głód sukcesu zapewne w nim drzemał, ponieważ w ostatnim czasie Chelsea nie osiągała spektakularnych wyników w Europie. Mimo to dziś sytuacja jest niezdrowa. Z jednej strony pojawiają się sygnały, że to Courtois zostanie numerem jeden. Z drugiej jednak Keylor jest człowiekiem upartym w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Poza tym – jeśli zdobywasz dla Realu trzy razy Ligę Mistrzów, to gdzie teraz masz odejść? Biorę pod uwagę te drużyny, które walczą o najwyższe cele, a tam pozycja bramkarzy jest już zajęta przez zawodników topowej klasy. Czy to jest Manchester City, Liverpool, Barcelona, Bayern Monachium, Juventus itd. Pozostają mu zatem opcje gry w ekipach o półkę niżej. Siłą rzeczy Keylor zagryzł zęby i konsekwentnie walczy. Jak pokazują sparingi to on jest w zdecydowanie lepszej formie. Dodatkowo dochodzi zepsucie atmosfery w szatni, ponieważ to nie będzie zdrowa rywalizacja. Mimo wszystko widać większą chemie między obrońcami a reprezentantem Kostaryki, ponieważ oni znają się od lat. Navas w przeszłości wielokrotnie ratował swój zespół, a jego interwencje były fundamentalne dla osiąganych wyników przez klub z Madrytu. Przykładem niech będzie finał LM z Juventusem, czy też choćby decydujące starcia w walce o mistrzostwo sprzed trzech lat, przykładowo mecz z Malagą kiedy bronił wówczas znakomicie. Jak widać często ratował im skórę, a Courtois tego nie gwarantuje. Jeśli Navas wygra rywalizację w bramce, to pojawi się problem z Belgiem. To może być jeden z największych problemów wizerunkowych, biorąc pod uwagę także atmosferę w samej szatni. Jeśli ja miałbym podejmować decyzję to wybrałbym golkipera z Kostaryki – kontynuuje dziennikarz „NC+”.

W ubiegły sezonie przeciwnicy Realu Madryt przede wszystkim wykorzystywali dwie rzeczy – brak intensywności w środka pola oraz ofensywne zapędy bocznych obrońców. Na niekorzyść drużyny przemawia fakt, że niestety obie te bolączki powróciły we wspomnianych sześciu meczach kontrolnych. Zespołowi brakowało nadal jaj w środku pola, a ten problem narasta, kiedy nie ma Casemiro. Brazylijczyk odpoczywając po Copa America mógł jedynie załamywać ręce widząc swoich kolegów. Poniekąd trudno się temu dziwić. Kroos oraz Modrić z roku na rok słabną, a następców zwyczajnie brakuje. Idealnie obrazują to statystyki między innymi przechwytów, które od kilku sezonów notorycznie spadają u obu zawodników: od 1,9 (biorąc pod uwagę sezon 2015/2016) do 0,9 na mecz w przypadku Chorwata podczas ubiegłej kampanii i 1,3 do 0,5 jeśli chodzi o Niemca. Zatrważająca różnica.

Trudno się zatem spodziewać, że w przyszłym sezonie zobaczymy często formację 1-4-4-2 z dwójką wspomnianych środkowych pomocników. Bliski transferu do stolicy Hiszpanii jest Donny van de Beek, który może zostać pewnego rodzaju zbawieniem dla całego zespołu. Z kolei wracając do obrońców, Zidane musi zdać sobie powoli sprawę, że nadchodząca zwyżka formy Marcelo jest zwyczajnie już melodią przeszłości.

– Real przede wszystkim pozbył się zawodnika, który jest bardzo niedoceniany. Mowa o Marcosie Llorente. Zidane go nie darzył od samego początku sentymentem. Pamiętam mecze, w których wystawiał go przykładowo w Pucharze Króla. Sam zawodnik też w tej zupie jaką zgotował Zidane w szatni, zwyczajnie nie czuł się najlepiej i wiedział, że jest do odstrzału. W meczach pod okiem Francuza niczym się nie wyróżniał, tak jak miało to miejsce za rządów Solariego, kiedy czuł zaufanie trenera. Odnośnie tego środka pola można mieć oczywiście wątpliwości, ponieważ Luka Modrić swoje lata ma i ta wskazówka u większości zawodników Realu Madryt się po prostu przechyliła. Kroos przestał być tak kreatywny jak wcześniej, ale Casemiro nadal znajduje się w światowym topie. Oczywiście – miał słabszy poprzedni sezon, niemniej jednak po odpowiednim przepracowaniu okresu przygotowawczego, złapaniu dobrej formy i unikaniu kontuzji, dalej będzie zawodnikiem wielkiego formatu. Jeśli miałbym szukać następcy Modricia do kreowania akcji, to moim zdaniem zostanie nim Hazard. Rynek transferowy jest trudny, Real ma też pewne ograniczenia i musi spełniać reguły FFP. Myślę, że założenie „Królewskich” pozwoliło wierzyć w  transfer dodatkowego galaktycznego piłkarza, być może kogoś w rodzaju Eriksena, natomiast ta transakcja póki co stoi. Z drugiej strony nie wiem czy jest tak łatwo z punktu widzenia taktyki umieścić Duńczyka wraz z Hazardem w jednym składzie. To nie są identyczni zawodnicy, ale oni zajmują podobne przestrzenie na murawie, więc ja nie wiem czy byliby wobec siebie kompatybilni. Z pewnością byłby to problem. Jeżeli pojawiłby się pomysł na szukanie nowej fali, czyli zakup Eriksena, to siłą rzeczy trzeba się pozbyć Modricia. Trudno sobie wyobrazić, że nagle obaj wyjdą w pierwszym składzie, zatem jeden z nich musiałby siedzieć na ławce. Pytanie brzmi który? Modrić bądź co bądź rok temu zdobył Złotą Piłkę i ciągle ma ambicję, aby odgrywać kluczową rolę. Działacze klubu nie zgodzili się na jego odejście do Interu, przedłużyli z nim kontrakt, co podniosło także jego zarobki. Real także nie przeanalizował tego ruchu i nie zdał sobie sprawy, że Luka doszedł do pewnej ściany i trudno jest rozmawiać o jego rozwoju w tym wieku. Najlepszy moment na sprzedanie tego piłkarza już minął. Udowadnia to niekonsekwentną politykę Realu Madryt. Panowało tam przekonanie, że ten poprzedni sezon zakończy się zdecydowanie lepiej, więc siłą rzeczy te zmiany miały być może nie kosmetyczne, ale także nie tak radykalne. Kiedy okazało się jednak, że trzeba szukać nowego trenera, postawić na nowe maszyny, to wszystko nie wydaję się takie proste pod względem zakupu oraz sprzedaży zawodników Nie widzimy kolejki po Isco, Bale’a, a oni chcą tych piłkarzy sprzedać na pewnym pułapie finansowym. Poza Ceballosem nie widać zawodników w okolicach pierwszego składu, którzy paliliby się do odejścia. „Królewscy” są jedną nogą po jednej stronie i jedną po drugiej, nie do końca wiedząc, co zrobić. Ludzie obserwujący tę sytuację nie mają pojęcia, jak to wygląda ze ściąganiem topowych zawodników. O Hazardzie oczywiście wiedzieliśmy od kilku miesięcy, natomiast od przyjścia grupy piłkarzy w czerwcu, dzisiaj tak naprawdę jesteśmy świadkami polityki dezinformacji. Zwyczajnie nie wiadomo czy Królewscy po kogoś sięgną, kto miałby tu trafić a kto odejść, ile miałby kosztować  – ciągle wszystko wisi na włosku. Nie wiem czy ten klub jest w stanie wyciągnąć Kyliana Mbappe czy Neymara. Powtarzam – na rynku nie ma aż tak wielu znakomitych piłkarzy do zakupu. Real być może musi poczekać jeszcze jeden rok, rozegrać go tym samym składem i wówczas zarzucić sieci na „cracka”, czyli gracza najwyższej klasy za kwotę rzędu 200 milionów euro. W tej opcji jednak możemy mówić o dwóch-trzech nazwiskach. Niegłupim pomysłem byłby zakup Harry’ego Kane’a. Tylko nie wiem, czy jest to realne, ale jeśli mówimy o dostępnych napastnikach klasy światowej, to jedynie możemy mówić o Angliku, który może przynieść dla zespołu gwarancję 30-40 bramek. Innego takiego piłkarza, pomijając Mbappe, nie widzę.

Jeśli gdziekolwiek szukać pocieszenia, to z pewnością w ofensywie. Nie przeszkadza w tym nawet fakt, że póki co z nadwagą biega Hazard. Dobrą formę z kolei utrzymuje Karim Benzema (popis przede wszystkim w starciu przeciwko Fenerbahce), który w przygotowaniach strzela jak na zawołanie. Pomóc w tym może mu Luka Jović, ponieważ teraz rywalom trudniej przewidzieć, w jaki sposób ekipa Zidane’a będzie atakować z młodym Serbem przy doświadczonym francuskim napastniku. Dodając do tego młodzieńczą fantazję Rodrygo i Viniciusa – ten granat może eksplodować. W rezerwie pozostają nadal Lucas Vazquez czy Brahim Diaz.

Celowo nie zostały umieszczone tutaj nazwiska Jamesa Rodrigueza oraz Garetha Bale’a. Obaj nie są raczej mile widziani w Madrycie, ale niewykluczone, że ich sytuacja klubowa już nie ulegnie zmianie. Zidane przez całe okienko walczył, aby Walijczyk opuścił Madryt i jego marzenie zostało niemalże spełnione. W ostatniej chwili transakcja z chińskim klubem została jednak zerwana przez Florentino Pereza. Z kolei James ma o wiele lepsze relacje z francuskim szkoleniowcem, lecz do końca okienka wszystko może się wydarzyć.

No dobrze, ale czy obecny Real Madryt ma jakiekolwiek szanse na detronizację Barcelony? Historia jest nieubłagana – w ostatnich dziesięciu latach zaledwie dwukrotnie udało im się zdobyć krajowy tytuł. Większych szans należy z pewnością upatrywać w Lidze Mistrzów. Zidane nosi miano eksperta od tych rozgrywek i ponowne sięgnięcie po ten puchar nikogo już nie zdziwi. Do tego oczywiście także potrzebny będzie ogromny wzrost formy i być może jeszcze jeden transfer. Dodatkowo Francuz jak najszybciej powinien zająć się poprawą defensywy, ponieważ problemy z poprzedniego sezonu wróciły niczym bumerang.

– Na ten moment Real Madryt nie pokazuje jakichkolwiek argumentów, aby można było uwierzyć, że Królewscy mogą wygrać tytuł Hiszpanii w rywalizacji z tak piekielnie mocną i konsekwentną drużyną jak Barcelona. Pamiętajmy, że Real Madryt w sezonie 2016/2017 wygrał tytuł nie będąc zespołem dramatycznie lepszym od Barcelony, nie wypracował sobie dużej przewagi, a ta walka trwała do samego końca. Jednym słowem, Duma Katalonii od lat, biorąc pod uwagę walkę z Atletico czy z Realem, do końca depcze rywalom po piętach. Jednak już w odwrotną stronę tak nie bywało i w ostatnich latach na tle Realu Madryt aktualny mistrz Hiszpanii potrafił wygrywać ligę z miażdżącą przewagą. Drużyna Valverde na pewno ligi nie odpuści, choć najważniejszą scenerią dla nich będzie Liga Mistrzów. Barca ma tak wielu mentalnie zawodników skupionych na każdym konkretnie zadaniu pod wodzą świetnego szkoleniowca, że konsekwentnie ten zespół będzie zdobywał punkty w lidze. Co do Realu – ich zawodnicy udowodnili, że traktują ligę dość frywolnie. Ich forma potrafi ulecieć nie tyle za pomocą czarodziejskiej, lecz diabelskiej różdżki. Są w stanie zaliczać regularne wpadki, łatwo stają przed kamerami i tłumaczą, że wydarzyła się zła rzecz i za tydzień pojawią się na boisku w lepszej formie, co się akurat rzadko kiedy potwierdza. Dodatkowo trener, którego mają jest dla mnie do dzisiaj gigantyczną zagadką. Jeśli ktoś mnie zapyta o Kloppa czy Simeone, to jestem w stanie powiedzieć, jak ta drużyna funkcjonuje, wypunktować ich słabe czy mocne strony. Tak tutaj do dziś nie potrafię tego zrobić. Francuz jest oczywiście mistrzem w wyłuskiwaniu z zawodników to co najlepsze, w budowaniu znakomitej atmosfery i podejmowaniu zaskakujących decyzji. Mam wrażenie, że jednym z powodów jego odejścia ze stolicy Hiszpanii był fakt, że pewien zakres możliwości tej ekipy, tych gwiazd, które notabene są tu do dziś, się wypalił. Zidane wiedział, że nie jest w stanie wykrzesać z zawodników ogromniej energii nie tylko na starcia z Juventusem, ale także podczas spotkań w lidze, choćby przykładowo z Deportivo Alaves czy Realem Betis. A te gwiazdy dość często działały koniunkturalnie. To mi się opłaca, to mi się nie opłaca, ligą nie kupię trofeów indywidualnych, bo przecież Messi zdobywał podwójną koronę w kraju, ale to Ronaldo dzięki Lidze Mistrzów podnosił Złotą Piłkę. Widzieliśmy takie nastawienie, że piłkarze dawali z siebie maksimum tam, gdzie im się to opłacało. Ta filozofia nie ulegnie zmianie. Załóżmy, że najważniejsze osoby w klubie mówią o zwycięstwie w lidze jako priorytecie. Dla mnie to będą tylko słowa. Nadejdzie rzeczywistość i okaże się, choć ja absolutnie z punktu widzenia atrakcyjności ligi bym tego nie chciał, że przewaga Barcelony z miesiąca na miesiąc będzie rosnąć. Najpierw punkt, potem trzy punkty, pięć oczek. Oczywiście Barcelona może złapać dołek, tak jak każda drużyna, ale Real nie będzie w stanie tego nadrobić. Istnieje u mnie taka obawa, że Zidane z tym materiałem ludzkim może mieć problem, aby wygrywać regularnie i zdobywać punkty. To jest 38 bardzo trudnych kolejek i nikt się im nie podłoży. Poza tym Barcelona nawet w trudnych meczach potrafiła osiągnąć korzystny wynik, była takim zadaniowcem, podczas gdy Królewscy tego nie potrafili. Nie wiem czy ci piłkarze, w większym wymiarze zawodnicy z dawnej drużyny Zidane’a, są w stanie osiągnąć to czego nie potrafili przez dwa ostatnie sezony. To nie było tak, że Real przegrywał rywalizację o kilka punktów, ponieważ ta przewaga wynosiła 20 punktów, czyli była to niejako przepaść. Czy Real psychicznie jest w stanie pokonać ten wstyd, gdyż jak inaczej nazwać przegranie ligi dwa lata z rzędu taką liczbą punktów? Mam co do tego wątpliwości i obawiam się, że to może być niewykonalne – zakończył Laboga. 

Jeśli do tego nie dojdzie…aż trudno się spodziewać, w jaki sposób zareaguje Florentino Perez. Po sporych wydatkach na transfery i przemeblowaniu kadry, każdy szkoleniowiec na świecie powinien mieć minimum rok na wdrożenie swojego planu. Jednak futbol wielokrotnie nam przypominał, że budowa drużyny bez wyników zwykle kończy się na zapowiedziach, a życie pisze zupełnie inny scenariusz.

Odbierz zakład bez ryzyka z kodem GRAMGRUBO500 w BETCLIC – jest już legalny w Polsce!