Javier Tebas będzie walczył z piractwem i… pozywa Google
Prezes hiszpańskiej La Liga Javier Tebas był jednym z bohaterów wydarzenia w Maladze zorganizowanego przez dziennik „Marca”. Wypowiedział się szeroko na temat piractwa, możliwości walki z nim oraz tym, że… La Liga jest okradana i już składa pozwy przeciwko „piratom”.
Javier Tebas chce iść śladem Włoch
Prezes La Liga stwierdził, że jednym z najważniejszych elementów składających się na dochód klubów piłkarskich są prawa do transmisji meczów. Aby zobaczyć mecz na żywo należy zakupić bilet, natomiast żeby obejrzeć mecz w telewizji trzeba zakupić abonament. Jeśli jednak kibice będą korzystać z pirackich streamów, to istnieje prawdopodobieństwo, że kluby będą wpadać w jeszcze większe problemy finansowe.
Jeśli chcemy utrzymać nasz poziom zawodników, nasz poziom w branży, to go osiągnęliśmy płacąc za treści takie jak te, za które płacisz, oglądając mecz na żywo. Prawa audiowizualne stanowią 58% dochodów, a w pozostałych krajach podobnie. Kraje, które mają odpowiednie ustawodawstwo w zakresie walki z piractwem, będą miały super przewagę konkurencyjną nad tymi, które jej nie mają.
Javier Tebas stwierdził, że Google… zarabia na piractwie i nazywa ich wprost złodziejami.
– Google zarabia na piraceniu, a także na przestępstwie. Złożyliśmy kilka skarg przeciwko Google w związku z różnymi przestępstwami dotyczącymi niezbędnych współpracowników i, jak sądzę, praniem brudnych pieniędzy. Proporcjonalna część rozgłosu dla czegoś, co jest przestępstwem, to jest przestępstwo.
– YouTube, będący własnością Google, zapłacił za ligę NFL dwa miliardy dolarów. Przypadkowo piractwo spadło w Stanach Zjednoczonych. Co za zbieg okoliczności, że gdzie Google inwestuje pieniądze, tam się zmniejszyło. Trzeba to jasno powiedzieć, Google współpracuje w kradzieży. Więc nam się to nie opłaca. Musimy wyraźnie potępić to, co się dzieje. Google nie podoba się, że prezes La Ligi mówi, że to złodzieje i nawołuje, żebym tego nie mówił…
Javier Tebas: "Fans watching illegal streams? Google makes money from piracy, that is, through a crime." pic.twitter.com/VosboQQAOg
— Madrid Universal (@MadridUniversal) October 11, 2024
Wreszcie prezes La Liga wyjawił jaki ma pomysł na walkę z piractwem. Tebas powołał się na przypadek Włochów, którzy to od jakiegoś czasu redefiniują swoje prawo w ten sposób, by walczyć z piractwem.
– We Włoszech osiągnięto poziom, w którym Google musi wykryć pirackie treści. Wyszukiwarki Google nie pozwalają na dostęp do materiałów pornograficznych. Teraz, gdy pochodzę z Arabii, jest to niemożliwe, w Emiratach jest to niemożliwe. Mówią mi: „To przestępstwo”. A poza tym, jeśli można zapobiec oglądaniu pornografii w krajach arabskich, to można zapobiec oglądaniu pirackich treści.
Kibice wyśmiewają Tebasa
Hiszpańscy kibice są oburzeni słowami prezesa La Liga. Zgodnie nawołują, by pozwani użytkownicy pozwali ligę za nielegalne uzyskanie danych oraz w jaki sposób liga gwarantuje opiekę nad tymi danymi.
Ponadto powołują się na przykład platform streamingowych takich jak Netflix – po upowszechnieniu tej platformy, która jest stosunkowo niedroga i szeroko dostępna, piractwo filmów i seriali znacznie spadło. Zarzucają jednak, że La Liga wcale nie zamierza walczyć z piractwem, a chce zarobić jak najwięcej pieniędzy. Uważają również, że kwestia tego, że prawa do pokazywania innych lig mają zupełnie inni dostawcy i w związku z tym możliwość wykupienia wszystkich pakietów, by móc oglądać każdą ligę jest zbyt dużym wydatkiem.
Dodają również, że ceny biletów na hiszpańskich stadionach są zbyt wysokie i cierpią na tym kluby: najtańsze bilety w La Liga ma Rayo Vallecano, gdzie kosztuje on 15 euro, z kolei najdroższe bilety posiada Real Betis – tam koszt wynosi 90 euro. Średnia cena biletu w La Liga wynosi 37 euro, czyli niespełna 160 złotych.
fot. screen YouTube/MARCA