Lech pewnie pokonał GKS Katowice. Pełna kontrola „Kolejorza”, nietrafiony karny i zasłużone trzy punkty

Napisane przez Mateusz Dukat, 23 listopada 2024

Kiedy jesteś liderem PKO BP Ekstraklasy aż wstyd nie wygrać w ostatnim domowym meczu w roku. Tym razem poznański Lech na ENEA Stadionie podejmował beniaminka – GKS Katowice. Ostatecznie z tego starcia górą wyszli podopieczni Nielsa Frederiksena, którzy pokonali Ślązaków dwa do zera i na niezbyt wiele im pozwolili.

Bez zbędnej kurtuazji

Mało który kibic „Kolejorza” spodziewał się aż tak efektownego początku meczu. Już w drugiej minucie gola na 1:0 strzelił bowiem kapitan Mikael Ishak, który tą bramką zrównał się w klasyfikacji walki o tytuł króla strzelców z Eftimisem Koulourisem (Pogoń Szczecin), Leonardo Rochą (Radomiak Radom) oraz Benjmainem Kallmanem (Cracovia).

Przy golu dającym prowadzenie Lechowi oprócz Ishaka wyróżnić należy także Joela Pereirę, który popisał się przerzutem europejskiej klasy oraz Patrika Walemarka. To właśnie Szwed dośrodkował piłkę wprost na nos napastnika, któremu pozostało tylko (a może aż?) postawić kropkę nad „i” i wpakować ją do bramki strzeżonej przez Dawida Kudłę.

Po zdobytej bramce zespół poznańskiej Lokomotywy nawet na chwilę nie pomyślał o uspokojeniu gry i cofnięciu się do szeregów obronnych. Kolejnych dokładnych dośrodkowań coraz częściej dopuszczał się Walemark, a oprócz tego skandynawskiemu koledze ewidentnie zazdrościli Ali Gholizadeh i Joel Pereira, którzy także coraz chętniej kierowali futbolówkę w pole karne.

W okolicach 15. minuty doskonałą okazję do podwyższenia rezultatu miał właśnie Irańczyk, jednak minimalnie niedokładnie uderzył z główki. Pomyłka Gholizadeha była na tyle delikatna, że złudzeniu uległ nawet… dźwiękowiec ENEA Stadionu, który puścił charakterystyczną piosenkę słyszaną po strzelonych golach piłkarzy Lecha Poznań.

Po kapitalnym starcie Lecha nadszedł czas na włączenie tak zwanego „trybu ekonomicznego”. Podopieczni Nielsa Frederiksena nie atakowali już tak ochoczo, a do tego jeszcze nieśmiałych ataków próbowali zawodnicy „GieKSy”. Ostatecznie więc pierwsza połowa zakończyła się delikatnym prowadzeniem „Kolejorza”, które zdecydowanie mogło być wyższe. Współczynnik xG (goli oczekiwanych) w szeregach gospodarzy wynosił bowiem 0,93.

Falstart Ishaka i naprawa Gholizadeha

Po przerwie od początku drugiej połowy brylował Mikael Ishak, który w charakterystyczny dla siebie sposób walczył za dwóch i pokazywał ogromną wolę zwycięstwa. Już w 49. minucie meczu szwedzki napastnik podał piłkę Afonso Sousie, który ewidentnie padł ofiarą faulu w polu karnym rywala. W tej sytuacji pochodzący z Białegostoku sędzia główny Łukasz Kuźma nie miał żadnych wątpliwości i od razu wskazał na „wapno”.

Do strzału z jedenastego metra podszedł oczywiście Mikael Ishak, który najpierw zmylił golkipera GKS-u, natomiast później niespodziewanie uderzył w… słupek bramki. Po straconej okazji kapitan „Kolejorza” od razu zebrał się do kupy i oddał niesamowicie groźny strzał głową. Wówczas kapitalnie interweniował jednak Dawid Kudła, a po krótkiej konsultacji sędzia potwierdził, że piłka nie przekroczyła linii bramkowej.

Lech jednak dopiął swego. W 57. minucie spotkania gola strzelił aktywny tego popołudnia Ali Gholizadeh, który tym razem po uderzeniu ze swojej słabszej, prawej nogi w końcu wpisał się na listę strzelców. Zaraz po zdobytej bramce Niels Frederiksen zdecydował się zdjąć zarówno Irańczyka, jak i Afonso Sousę, których zastąpili kolejnego Brian Fiabema oraz Filip Jagiełło.

W Poznaniu już Sylwester

70. minuta przyniosła kolejny moment, który mógł rozgrzać zmarzniętych tego dnia na ENEA Stadionie kibiców. Najbardziej zagorzali sympatycy Lecha Poznań zgromadzeni w Kotle pokazali nie jedną, lecz całą serię opraw pirotechnicznych. Konsekwencją wybryku uspokajanych przez spikera kibiców sędzia został zmuszony przerwać zawody na dłuższą chwilę.

Fanom Lecha nie ustępowali także przyjezdni, którzy w licznej grupie pojawili się na sektorze gości. Końcówka spotkania zdecydowanie nie przyniosła piłkarskich emocji na najwyższym poziomie. Prowadzący dwiema bramkami Lech spokojnie prowadził grę i  stwarzał sobie kolejne okazje. Strzałów próbowali zmiennicy – Brian Fiabema i Filip Szymczak, a także młodzieżowiec ostatnio powołany przez Michała Probierza na zgrupowanie reprezentacji Polski – Antoni Kozubal.

Antoni Kozubal – w pół roku z I ligi do… wyjściowego składu z Portugalią?

Przez wspomniane wyżej popisy kibiców Łukasz Kuźma mecz Lecha z „GieKSą” przedłużył aż o dziesięć minut, jednakże dodatkowy czas nie doprowadził do gola którejś z drużyn. Wielkopolsko-śląska potyczka zakończyła się więc zadowalającym dla gospodarzy wynikiem 2:0. Dzięki zwycięstwu nad beniaminkiem Lech umocnił swoją pozycję na fotelu lidera PKO BP Ekstraklasy. Na ten moment poznaniacy mają cztery punkty przewagi nad drugą w tabeli Jagiellonią Białystok.

Ze stadionu w Poznaniu,

Mateusz Dukat

fot. PressFocus