Barcelona tylko zremisowała z Celtą Vigo. Czerwona kartka Marca Casado wszystko zmieniła

Napisane przez Krzysztof Małek, 23 listopada 2024

Barcelona przerwę na reprezentację miała wykorzystać nie tylko na podleczenie, ale wyciągnięcie wniosków po ostatniej porażce z Realem Sociedad. To się prawie udało. Podopieczni Hansiego Flicka przyjechali dziś do Galicji, by zmierzyć się na Bianca Balaidos z Celtą Vigo. Czerwona kartka zmieniła oblicze meczu. Celta po tym wydarzeniu wyrwała cenny punkt. Nie obyło się bez kontrowersji. Chodzi o brak czerwonej kartki dla Gerarda Martina.

Celta siłą woli wywalczyła remis

Celta Vigo ma wyjątkowo dobry sezon. 11. miejsce w tabeli La Liga to niezwykle miła odskocznia dla kibiców tego klubu, w porównaniu do poprzednich lat, gdy trzeba było do końca sezonu drżeć o utrzymanie. I nawet, jeśli podopieczni Claudio Giraldeza nie byli dziś stawiani w roli faworytów, tak jednak bardzo chcieli postawić się Barcelonie.

Na chęciach się długo kończyło. Gospodarze mieli sytuacje. Problem tkwił jednak w finalizacji. Najczęściej piłkarze Claudio Giraldeza grali krótkimi podaniami na skrzydła i próbą wystawienia piłki napastnikowi. Wszystko zwykle szło dobrze… do momentu strzału. Już w 4. minucie Iago Aspas powinien dać prowadzenie swojej drużynie. To było niewytłumaczalne pudło legendy Celty. 37-latek czeka na gola od września, gdy wówczas trafił przeciwko Gironie.

Ten sam Aspas był bohaterem kontrowersji pod koniec pierwszej połowy. Hiszpan był ewidentnie faulowany przez Gerarda Martina. Problem w tym, że Martin miał już na koncie kartkę, którą otrzymał w trzeciej minucie. Czy powinien wylecieć z boiska? Aspas zwijał się z bólu, a młody gracz „Barcy”… nie dostał za to żółtej kartki. To się nie spodobało kapitanowi gospodarzy, który wpadł w niesamowitą furię. W pewnej chwili chciał nawet zejść z boiska, bo nie mógł zrozumieć decyzji arbitra, że nie wyrzucił Martina pod prysznic.

Celta Vigo do momentu czerwonej kartki Marca Casado była już raczej drużyną czekającą na ostatni gwizdek sędziego. Od tego momentu podopieczni Claudio Giraldeza zostali odmienieni, jakby dotknęła ich magiczna różdżka Harry’ego Pottera. Bardzo się tym faktem nakręcili.

Najpierw w 84. minucie gola kontaktowego strzelił Alfonso Gonzalez. Raptem dwie minuty później na remis 2:2 trafił Hugo Alvarez. W tej sytuacji niewytłumaczalny błąd popełnił Jules Kounde. Francuz, który jest tak pewny w tym sezonie, zawalił tutaj mecz Barcelonie. Asystował za to wychowanek Celty z rocznika 2003 – Javi Rodriguez.

Jakaż to jest inna drużyna niż za czasów Rafy Beniteza. Celta po wywalczeniu punktu znajduje się wciąż na 11. miejscu w tabeli, ale ma szanse na powalczenie o awans do Ligi Europy! „Celestes” mają tylko trzy punkty straty do będącej na 5. miejscu Girony. Sezon jest długi, więc dużo się jeszcze może wydarzyć. Celta oddała aż 15 strzałów (osiem celnych!), miała dwa razy wyższy współczynnik expected goals i naprawdę chciała tę Barcelonę w ten wieczór ograć. Występ godny pochwały.

Barcelona nie wytrzymała

Barcelona tuż przed przerwą na reprezentację zanotowała sensacyjną porażkę z Realem Sociedad (0:1). To był jeden z najgorszych meczów „Dumy Katalonii” od lat. Wieczór na Estadio de Balaidos może nie był idealny, ale pewne aspekty funkcjonowały już znacznie lepiej u wicemistrzów Hiszpanii. Niemniej jednak gospodarze mieli kilka naprawdę dobrych szans.

Świetnie w bramce bronił Inaki Pena. W 19. minucie były gracz „Barcelony” Ilaix Moriba uderzył z 30 metrów, a Pena wyciągnął się jak struna i wybił piłkę na róg. W innej sytuacji nie pokonał go Anastasios Douvikas, bo świetnie się ustawił. Kiedy Barcelona prowadziła już 2:0, to wygrał też pojedynek z Hugo Alvarezem. Kilka razy też skutecznie i odważnie wychodził, by wybić piłkę, choć raz omal nie dostał loba z połowy. Generalnie jednak zagrał bardzo dobrze i na pewno pomógł w kilku akcjach Barcelonie.

Barcelona miała pewne problemy od początku. Celta potrafiła zaskoczyć obronę gości krótkimi podaniami. W szczególności Inigo Martinez i Gerard Martin nie dawali takiej pewności z tyłu, jakiej się od nich oczekiwało. „Blaugrana” potrafiła jednak przetrwać trudności, choć pierwszy gol padł trochę z przypadku. Strzelcem w 15. minucie okazał się Raphinha. Brazylijczyk wykorzystał błąd Oscara Minguezy, który nie tylko złamał linię spalonego, ale też został zaskoczony kozłem piłki.

Robert Lewandowski nie pojechał na ostatnie zgrupowanie reprezentacji Polski z powodu urazu pleców. W tym meczu Polaka długo nie było wręcz widać. Jego gol z 61. minuty trochę przypomniał o nim na boisku. „Lewy” wykazał się w tej sytuacji niesamowitą pazernością na bramkę. To był jego 15. gol w tym sezonie. W poprzednim sezonie tyle bramek miał dopiero w kwietniu. W tym momencie wydawało się, że Barcelona wywalczy trzy oczka i umocni się na pozycji lidera.

Barcelonie siadł mental. Wszystko popsuła czerwona kartka Marca Casado. Później był ten fatalny błąd Julesa Kounde. Tak nie miał wyglądać koniec meczu. Goście nie mieli już z czego odpowiedzieć na powrót Celty. To kolejna strata punktów „Barcy”. Będzie musiała szybko ochłonąć, bo we wtorek 26 listopada Liga Mistrzów i starcie z Brestem.

Fot. Canal Plus Online