Legia w 17 minut rozmontowała ŁKS i awansowała dalej. Błysnął Marc Gual

Napisane przez Mariusz Orłowski, 05 grudnia 2024

Legia Warszawa wygrała z ŁKS-em Łódź 3:0, a dwie bramki w tym spotkaniu zdobył Marc Gual. Załatwiła awans w 17 minut drugiej połowy, kiedy to padły wszystkie trzy bramki. Po tym czasie było już jasne, że awans ma zaklepany. 

Przed meczem

To był ostatni mecz 1/8 finału, gdzie czekało już pięciu reprezentantów Ekstraklasy oraz dwóch Betclic 1. Ligi. Legia Warszawa z ŁKS-em kończyli ten etap. „Wojskowi” muszą grać spotkania co trzy dni z racji występów w Lidze Konferencji, a Goncalo Feio wcale nie ma zbyt szerokiej kadry. Na przykład taki Jean-Pierre Nsame, trzykrotny król strzelców ligi szwajcarskiej, który miał być gwiazdą naszej ligi, został przez trenera zesłany do rezerw. Dla Legii był to 29. mecz w sezonie, a dla ŁKS-u spotkanie numer 21.

Tacy piłkarze jak Bartosz Kapustka, Ruben Vinagre oraz Paweł Wszołek mają już w nogach ponad 2000 minut w tym sezonie. Goncalo Feio dał odpocząć tylko temu pierwszemu, natomiast dwa pozostali znaleźli się w podstawowej jedenastce. Postawił też na Guala, Luquinhasa, Augystyniaka czy Morishitę, tak więc swoje najmocniejsze działa. Zagadkowy był brak Steve’a Kapuadiego, który przecież nie jest kontuzjowany. Warto dodać, że znalazł się on na celowniku Udinese oraz Torino i może to mieć z tym związek.

Dla ŁKS-u Łódź ten mecz to święto, ponieważ na co dzień w Betclic 1. Lidze nie ma wielu tak medialnych przeciwników. Ostatnio z formą łodzian nie jest najlepiej – nie wygrali oni żadnego z czterech meczów w październiku. Kiedy pojechali do Krakowa na mecz z Wisłą, to byli tam zespołem o klasę gorszym, choć nie świadczy o tym wynik (1:2). Gracze „Białej Gwiazdy” stworzyli mnóstwo szans, lecz byli bardzo nieskuteczni.

ŁKS się postawił

Obiecująco się zaczęło. Pierwsza groźna szansa to strzał z główki Jakuba Wiecha już w czwartej minucie. Mogło być 1:0 dla gospodarzy, lecz drogę do bramki zagrodził Gabriel Kobylak. Innym razem skrzydłem pomknął Antoni Młynarczyk, ale piłki po jego zagraniu nie sięgnął Łukasz Wiech. Legia Warszawa nie grała dobrze w pierwszej połowie. Notowała sporo strat po pressingu piłkarzy ŁKS-u. Vinagre w jednej sytuacji zagrał niezrozumiale w poprzek i Młynarczyk przejął piłkę, lecz uderzył niecelnie. Ogólnie Portugalczyk kiepsko sobie radził z Maksymilianem Sitkiem, który robił sporo szumu na skrzydle.

Wbrew pozorom – pozwolimy się nie zgodzić z adminem profilu ŁKS-u – nuda jednak była. Większość strzałów kompletnie niecelnych, które nieco zaburzały statystykę, momentami dość usypiające tempo. Z takich nieco groźniejszych, na pewno był strzał kapitana Pirulo z pola karnego. Próbował także Wszołek z główki po stałym fragmencie, ale zdecydowanie za lekko, by zagrozić Aleksandrowi Bobkowi. ŁKS postawił trudne warunki, z którymi „Wojskowi” niezbyt mogli sobie poradzić. Mało było konkretów po stronie Legii.

Legia zniszczyła rywali w 17 minut

Legia od razu wrzuciła wyższy bieg na początku drugiej połowy. Pierwszą groźną akcję przeprowadził Marc Gual. Wstrzelił piłkę z prawej strony, ale Aleksander Bobek wybił ją nogą na rzut rożny. Chwilę potem Legia już prowadziła. Dośrodkował Ruben Vinagre, a piłka skozłowała tuż przed Aleksandrem Bobkiem. Odbił ją pod nogi Marca Guala, a ten wpakował piłkę z bliska w okienko. Legia poczynała sobie coraz odważniej. Udany powrót i odbiór Mateusza Wysokińskiego zapobiegł bardzo groźnej szansie Wojciecha Urbańskiego.

Legia w 57. minucie prowadziła już 2:0. Zabrakło klasycznego komunikatu „plecy” i Mateusz Kupczak stracił piłkę, bo zza pleców zabrał mu ją Gual, a potem otrzymał prostopadłą piłkę od Morishity. Znów uśmiechnęło się szczęście do Hiszpana. W polu karnym chciał dośrodkować, ale… piłka w taki sposób odbiła się od Kamila Dankowskiego, że zaskoczyła Aleksandra Bobka i wpadła do siatki. Oficjalnie zaliczono trafienie jako samobój z tego względu, że bez ingerencji obrońcy tej bramki by nie było.

Ten mecz miał jednego bohatera i był nim Marc Gual. Ładnie w polu karnym pomiędzy obrońcami znalazł Hiszpana Paweł Wszołek. Gual kiwnął jeszcze Leventa Gulena, w łatwy sposób poradził sobie z nim w akcji 1 vs 1, a później z prawej strony uderzył precyzyjnie po dalszym rogu i pokazał na palcach trzy bramki. Nie miał jednak świadomości, że bramki numer dwa mu nie zaliczono. Goncalo Feio przy 3:0 zdjął z murawy między innymi mocno eksploatowanego Vinagre i wprowadził rezerwowych: Kuna, Celhakę oraz Szczepaniaka, świeżo upieczonego rekordzistę Ligi Konferencji.

W dalszej części raczej niewiele się działo oprócz przerwania na chwilę meczu przez pokaz pirotechniki. Ani „Wojskowi” nie chcieli specjalnie atakować i wymieniali sobie spokojnie podania, ani ŁKS nie wierzył już w odrobienie strat. Marc Gual na kwadrans przed końcem dostał już wolne, ale piłki do podpisu za ten mecz nie zdobył. W 85. minucie Legia odebrała piłkę w okolicach środka i popędziła z kontrą w przewadze. Morishita mógł i powinien podwyższyć na 4:0, ale przekopał z ośmiu metrów po dograniu Luquinhasa.

Fani znów nadymili w końcówce, dlatego sędzia Łukasz Kuźma musiał „sztucznie” przedłużyć całkowicie rozstrzygnięty już mecz i doliczył osiem minut. W doliczonym czasie jeszcze ŁKS podszedł wyżej i spróbował trochę mocniejszego pressingu tak bardziej treningowo. Kelechukwu Ibe-Torti oddał niecelny strzał z woleja zza szesnastki. Spróbował też po dryblingu Wysokiński, ale obronił Kobylak. Legia wygrała ten mecz 1/8 finału bardzo pewnie i w zasadzie po godzinie miała już rozstrzygnięty awans. Dobrych 45 minut to było za mało na zespół grający w Lidze Konferencji.

Fot. screen TVP Sport

Nie ma social mediów, ponieważ ich... nie potrzebuje. Pisanie o piłce nożnej traktuje jako odskocznię, lecz nie ma ambicji dziennikarskich, pracując w IT. Piłka to hobby. Od 2008 fan Barcelony. Jeden z sezonowców City "przez Pepa". Lubi spędzić weekend z Ekstraklasą.

Odbierz freebet 250 zł
za wygraną Man City z Ipswich