Liverpool niespodziewanie zgubił punkty z Manchesterem United. Amad Diallo bohaterem

Napisane przez Mariusz Orłowski, 05 stycznia 2025

Liverpool niespodziewanie tylko zremisował na Anfield ze skreślanym z góry Manchesterem United 2:2. Po pierwszej dość nudnej i bezbramkowej połowie – w drugiej piłkarze jednego i drugiego zespołu dostarczyli kibicom mnóstwo emocji. Najpierw sensacyjne prowadzenie dał Lisandro Martinez, a gdy wydawało się, że Liverpool już to spotkanie wygra, to… golem na remis odpowiedział Amad Diallo w 80. minucie. 

Forma na dwóch biegunach

Mecze Liverpoolu z Manchesterem United nazywane są Wielkimi Derbami Anglii – głównie ze względu na przeszłość, ponieważ oba kluby mają wspólnie 37 mistrzostw kraju. W sezonie 2024/25 forma jednych i drugich znajduje się na dwóch zupełnie innych biegunach. Przewaga „The Reds” nad wielkim rywalem przed starciem bezpośrednim wynosiła aż 23 punkty. Liverpool ostatnio deklasuje rywali – zmiażdżył Tottenham 6:3, a potem West Ham 5:0. Mohamed Salah króluje w indywidualnych statystykach – ma najwięcej goli i asyst.

Nowy trener Manchesteru United Ruben Amorim podkreśla potrzebę rewolucji i mówi wprost, że jego drużyna tak naprawdę walczy o… utrzymanie. W Boxing Day pobił niechlubny klubowy rekord najszybszych czterech ligowych porażek. Później jeszcze przegrał z Newcastle United i do Derbów Anglii przystępował po czterech porażkach z rzędu. Niedzielny mecz stał pod znakiem zapytania – istniała obawa, że wcale się nie odbędzie. Wszystko przez duże opady śniegu w Liverpoolu. Finalnie jednak rano podjęto decyzję o rozegraniu meczu.

Liverpool i Manchester potrzebowali się rozkręcić

Manchester United na początku trochę zaskoczył dynamicznymi akcjami po odbiorach piłki. Żadne strzały z tego co prawda nie wyniknęły, jednak goście pokazali, że wcale nie zamierzają czekać na wyrok. Tempo było dość spokojne w pierwszym kwadransie. Jakość murawy, mocne opady deszczu i ogólne warunki atmosferyczne wpływały też na to, że piłka trochę odskakiwała zawodnikom i musieli się zaadaptować.

Liverpool obudził się po kwadransie, gdzie w niedługim czasie oddał cztery strzały. Pierwszy raz poważnie zagroził bramce Andre Onany w 14. minucie. Cody Gakpo uderzył podcinką nad bramkarzem, ale nie wycelował w bramkę. Wcześniej otrzymał świetne prostopadłe podanie od Ryana Gravenbercha. „The Reds” się rozkręcali, bo już dwie minuty później Alexis MacAllister miał równie świetną szansę, lecz nie był w stanie pokonać Onany.

Manchester United także potrafił się odgryzać. Gdyby tylko Diogo Dalot precyzyjniej wrzucił piłkę do Amada Diallo bądź też ten drugi nabiegłby odrobinę wolniej, to mielibyśmy sensacyjne 1:0 dla gości. Młody skrzydłowy jednak nie miał jak uderzyć z tej sytuacji. Mecz się trochę uspokoił, a tempo siadło. Dopiero w 30. minucie Ryan Gravenberch ładnie się uwolnił z opieki Mainoo, podprowadził piłkę i uderzył mocno z 20 metrów, ale obok słupka. Po 37 minutach na ekranie pojawiła się statystyka – zaledwie jeden celny strzał w całym meczu.

Gamechangerem miał okazję zostać Rasmus Hojlund. Świetnie wkleił się w linię defensywy, gdzie ogromny błąd popełnił na prawej stronie Trent Alexander-Arnold, ale później Alisson dobrze skrócił mu kąt i Duńczyk uderzył prosto w niego. Być może gdyby trafiło na zawodnika prawonożnego, to próbowałby to załatwić po dalszym słupku. Hojlund jednak strzelił lewą nogą, schodząc z lewej strony i ułatwił robotę Alissonowi.

De Ligt koniem trojańskim

Po przerwie worek z bramkami wreszcie się otworzył, choć Liverpool bardzo długo pozostawał bez jakiejkolwiek akcji. W 52. minucie to Lisandro Martinez zawstydził niejednego napastnika, łącznie ze swoim kolegą z zespołu i załadował piłkę pod ladę od poprzeczki. Ktoś może zapytać… co tam w ogóle robił obrońca United?! Otóż wcześniej odzyskał piłkę, podłączył się i po prostu pozostał z przodu, więc to jego znalazł prostopadłym podaniem Bruno Fernandes. Zrobił to akurat pod trybuną gości, która celebrowała to trafienie razem z zawodnikami.

Manchester United krótko prowadził w tym meczu. Trwało to siedem minut. W zasadzie pierwsza akcja „The Reds” od razu zakończyła się trafieniem. Cody Gakpo na lewym skrzydle otrzymał podanie od MacAllistera, zszedł do środka, kiwnął na zamach Mathijsa de Ligta i wpakował piłkę w dalszy róg. Obaj Holendrzy, którzy wcześniej rozczarowywali (Gravenberch i Gakpo) rozgrywają doskonały sezon. Dla lewoskrzydłowego była to już 12. bramka we wszystkich rozgrywkach.

Koszmarny mecz rozgrywał za to… inny Holender po drugiej stronie. De Ligt dał się okiwać przy pierwszej bramce, a później to on sprokurował rzut karny, bo nienaturalnie ułożył rękę przy próbie interwencji. Michael Olivier pobiegł obejrzeć sytuację do monitora i nie mógł podjąć innej decyzji. Mohamed Salah w 70. minucie wykorzystał jedenastkę. Rzadko marnuje takie okazje, choć tym razem Andre Onana był bliski interwencji. Pogoda tego dnia nie była sprzymierzeńcem, bo piłka prześlizgnęła mu się po rękawicy.

Amad Diallo bohaterem

Mogło się wydawać, że wiara w zespole United gdzieś po tej bramce uleciała. Rzadko pokazują taki charakter, jak akurat 5 stycznia na Anfield, bo potrafili jeszcze doprowadzić do wyrównania. Zrobił to konkretnie bohater derbów Manchesteru – Amad Diallo, najlepszy piłkarz krótkiej kadencji Rubena Amorima. Alejandro Garnacho wygrał pojedynek na skrzydle, dograł sprytnie piłkę w pole karne, wycofując po ziemi, a tam (który to już raz) spóźniony był Andy Robertson. Amad nie do końca czysto trafił w piłkę, ale Alissona i tak pokonał.

Skuteczność? Wybitna. Cztery celne strzały w drugiej połowie = cztery bramki. Pierwszą udaną interwencją dopiero w 89. minucie popisał się Alisson, choć śliska piłka spłatała mu figla i nie potrafił jej złapać po łatwym strzale. Chwilę później Liverpool mógł wyprowadzić zabójczą kontrę, ale aż trzykrotnie w ciągu minuty (!) czujny w bramce był Andre Onana, choć miał też szczęście, że rywale uderzali w niego. Kunsztem popisał się zwłaszcza po strzale Conora Bradleya, gdy dobrze pilnował bliższego słupka.

W ostatniej akcji meczu wszyscy złapali się za głowę, gdy stuprocentową szansę miał… Harry Maguire, jednak fatalnie skiksował i przekopał nad bramką. Było to… trzy sekundy przed końcem doliczonego czasu! W tej sytuacji jednak – w przypadku trafienia – trzeba by było sprawdzać, czy wcześniej nie doszło do pozycji spalonej Joshuy Zirkzee, bo była z kategorii tych „na żyletki”. Stoper sprawił jednak swoim fatalnym strzałem, że nikt niczego sprawdzać i weryfikować nie musiał. Zatem remis na Anfield.

Fot. screen viaplay

Nie ma social mediów, ponieważ ich... nie potrzebuje. Pisanie o piłce nożnej traktuje jako odskocznię, lecz nie ma ambicji dziennikarskich, pracując w IT. Piłka = hobby. Od 2008 fan Barcelony. Jeden z sezonowców City "przez Pepa".

1
Bonus 200% od pierwszego depozytu do 400 zł!
2
Cashback do 50 zł + gra bez podatku 24/7
3
Bonusy od depozytu do 600 zł +zakład bez ryzyka do 100 zł
4
Zakład bez ryzyka 3x111 zł (zwrot na konto główne)