Sandecja kwintesencją ostatnich lat. Piotr Mandrysz na wylocie z kolejnego klubu

13.10.2020

Nie trzeba być wybitnym piłkarskim ekspertem, aby ocenić, że w drużynie Sandecji Nowy Sącz nie dzieje się ostatnio najlepiej. Klub, który jeszcze nie tak dawno występował na poziomie ekstraklasy, w końcówce ubiegłego sezonu walczył o utrzymanie w pierwszej lidze. Nowy sezon Sandecja rozpoczęła pod wodzą Piotra Mandrysza. Jeśli ktoś zastanawiał się, czy jest to odpowiedni kandydat, dosadną odpowiedź otrzymał po dziewięciu kolejkach. Drużyna zgromadziła bowiem zawrotne zero punktów. 

Dziwna decyzja Sandecji

Zanim jednak Piotr Mandrysz zaczął bić pierwszoligowe rekordy, ktoś zdecydował się na zatrudnienie go w klubie. Proces rekrutacyjny w tym wypadku nie był raczej zbyt żmudny, a potencjalni szkoleniowcy nie walili drzwiami i oknami do siedziby klubu. Być może zadziałał tutaj czar speca od awansów. Owszem, Mandrysz w swojej dotychczasowej karierze trenerskiej zaliczył ich aż pięć. Problem w tym, że ostatni wywalczył w sezonie 2014/15, wprowadzając do ekstraklasy Termalikę. Pięć lat w to piłce całkiem sporo, jednak włodarze Sandecji jakby o tym zapomnieli. Jak okazało się całkiem szybko, chwilowy zanik pamięci był bardzo kosztowny.

Spore utrudnienia

Warto jednak chociażby częściowo usprawiedliwić Mandrysza. 58-letni szkoleniowiec przejął drużynę w trudnym momencie. Z klubu odeszło aż trzynastu piłkarzy, w tym kluczowi zawodnicy jak Grzegorz Baran, Radosław Kanach czy Dominik Kun. Przygotowania do sezonu storpedowała również izolacja z powodu przypadków zachorowań na koronawirusa. Można tym po części tłumaczyć słabsze wyniki drużyny. Zerowego dorobku punktowego nie można jednak sprowadzać wyłącznie do osłabień kadrowych oraz kłopotów z przygotowaniem do rozgrywek.

Wyrok podpisany

Tak tragiczne wyniki oznaczają tylko jedno – zwolnienie szkoleniowca. Do tego doszłoby już dawno, gdyby nie trudności w znalezieniu odpowiedniego zastępcy. Powoduje to groteskową sytuację. Mandrysz wie, że jego dni w Sandecji są już policzone, lecz pomimo tego dalej pracuje z drużyną na treningach oraz prowadzi ją z ławki podczas ligowych spotkań. Na ten moment nie wiadomo, jak długo potrwa obecny stan rzeczy. Wiadomo natomiast jedno – aktualna sytuacja z pewnością nie służy klubowi.

Brak komunikacji z drużyną

Trenerska reputacja Piotra Mandrysza nie załamała się rzecz jasna z dnia na dzień. Po udanej pierwszej przygodzie z Termaliką, przyszły lata chude. Pasmo nieszczęść rozpoczęło się wraz z zatrudnieniem w Zagłębiu Sosnowiec. Mandrysz stanął przed nie lada wyzwaniem. Miał zastąpić odchodzącego do Legii Warszawa Jacka Magierę. Nowy selekcjoner kadry do lat 21. przepracował w Sosnowcu zaledwie cztery miesiące. To jednak i tak długi staż w porównaniu z Mandryszem. 54-letni wówczas szkoleniowiec wytrzymał na stanowisku niespełna dwa miesiące, prowadząc drużynę w zaledwie ośmiu spotkaniach.

Gwoździem do trumny trenera był wywiad, którego po spotkaniu z Pogonią Siedlce udzielił pomocnik Sebastian Dudek.

Konflikt z trenerem? Nie może być mowy o konflikcie, bo osoba, która prowadzi zespół, po prostu z nami nie rozmawia. Nie ma między nami chemii i tego nie da się już ukryć – powiedział na antenie Polsatu Sport były pomocnik m.in. Śląska Wrocław.

Zarząd klubu postanowił odsunąć Mandrysza od prowadzenia drużyny. Niedługo potem nowym szkoleniowcem Zagłębia został Dariusz Banasik.

Pół roku w Katowicach

Niewiele dłużej niż w Sosnowcu potrwała kadencja Mandrysza w GKS-ie Katowice. Pracę w klubie zaczął w najgorszy możliwy sposób – od odpadnięcia w Pucharze Polski z drugoligową wówczas Siarką Tarnobrzeg. W pierwszych trzech ligowych kolejkach jego podopieczni zdobyli zaledwie punkt. Takie wyniki nie mogły być zapowiedzią długiej i owocnej współpracy. Co prawda z czasem GKS nieco się rozkręcił, notując w końcówce rundy całkiem udane wyniki. Patrząc jednak całościowo na pracę Mandrysza przy Bukowej, gołym okiem można zauważyć ogromne wahnięcia formy. Serie porażek przeplatały się z kilkoma meczami, w których GKS regularnie punktował. Drużyna z ambicjami walki o awans do ekstraklasy musi ustrzegać się tak chwiejnej dyspozycji.

Trzeba jednak pamiętać, że praca w GKS-ie Katowice nie należy do najłatwiejszych zadań na świecie. W klubie nie poradzili już sobie tacy trenerzy jak Kazimierz Moskal czy Jerzy Brzęczek. Jeśli zatem w pierwszoligowej rzeczywistości nie poradził sobie Kazimierz Górski naszych czasów, to nie można mieć zbyt wygórowanych oczekiwań związanych z pracą Piotra Mandrysza.

Nieudany powrót do Niecieczy

Wydawało się, że zbawienny dla jego trenerskiej kariery może być powrót do dobrze znanego środowiska. To właśnie w Niecieczy notował bowiem ostatnie szkoleniowe sukcesy. Piotr Mandrysz zawitał do klubu z misją powalczenia o powrót do ekstraklasy. Początki były naprawdę obiecujące. Termalica wygrała trzy pierwsze ligowe spotkania. Co z tego, skoro na wywalczenie kolejnego kompletu punktów klub z Niecieczy musiał czekać przez następne osiem spotkań. Mandrysz na stanowisku wytrzymał zaledwie do listopada, prowadząc zespół w osiemnastu spotkaniach. Podobnie jak podczas pracy w Katowicach, można bez trudu zauważyć niesamowicie niestabilną formę drużyny. Szkoleniowiec narzekał, że nie dostał czasu na zbudowanie drużyny. Ciężko jednak przypuszczać, że nagle Mandrysz znalazłby złoty środek i wprowadził w poczynania zespołu tak potrzebną stabilizację.

Piotr Mandrysz – trener na pięć minut

Patrząc na ostatnie trenerskie dokonania Piotra Mandrysza, nie trudno postawić diagnozę, iż jego trenerska kariera to w ostatnich czterech latach równia pochyła. Jej najlepszym podsumowaniem są wyniki osiągane przez Sandecję Nowy Sącz. Wcześniej było niewiele lepiej, o czym świadczą ekspresowe zwolnienia szkoleniowca. Oczywiście można powiedzieć, że włodarze kolejnych klubów nie obdarzali go należytym zaufaniem. Pytanie, czy mając na względzie brak jakichkolwiek osiągnięć przez ostatnie cztery lata, na takowe zaufanie zasługiwał.

Fot: screen YouTube