Paweł Magdoń: Do Wisły Płock trafi latem trzech-czterech piłkarzy

31.05.2021

Paweł Magdoń pół roku temu został dyrektorem sportowym Wisły Płock i od samego początku miał przed sobą trudne wyzwania. Czy jego powrót do klubu faktycznie miał wpływ na atmosferę wokół niego? Co zadecydowało o zwolnieniu Radosława Sobolewskiego? Czy Dominik Furman wróci do zespołu “Nafciarzy” i jakich ruchów można się spodziewać po klubie w letnim oknie transferowym? Więcej w rozmowie z cyklu “Łączy nas Ekstraklasa”.

***

Zacznę od tego, że gdy wrócił pan do Wisły Płock, tym razem w roli dyrektora sportowego, dziennikarze i kibice twierdzili, że atmosfera wokół klubu zmieni się na lepsze. Czy po pół roku w klubie, może pan stwierdzić, że te opinie się sprawdziły?

Cieszy mnie to, że wcześniej były takie opinie na temat mojego powrotu do klubu. Tutaj atmosfera jest istotna, tylko musi iść w parze z wykonywaną pracą i wynikami sportowymi, czyli tym, co jest najważniejsze.

Z tego miejsca właśnie chciałbym przejść do sportowych wyników Wisły Płock w tym sezonie. W ciągu ostatnich miesięcy pod tym względem układało się różnie. Najpierw jednak chciałbym zapytać, pod jakim względem może być pan zadowolony z minionych rozgrywek?

Wiadomo, co zastałem po przyjściu do Wisły. Na pewno można powiedzieć, że spełniliśmy cel, który sobie założyliśmy w pewnym momencie, czyli utrzymanie w ekstraklasie. Z tego możemy być zadowoleni. Wiele rzeczy jednak wciąż szwankowało – mogliśmy zdobyć więcej punktów i spodziewać się lepszej gry. Od chwili, gdy przyszedłem do klubu, utrzymanie było jednak najważniejsze.

Po serii ośmiu meczów bez zwycięstwa, pracę stracił trener Sobolewski. Wystraszył się pan wtedy, że Wiśle – mimo przewagi nad ostatnim miejscem – może zajrzeć w oczy widmo spadku?

Gdy przychodziłem do klubu, cały czas balansowaliśmy na granicy, w której spadek był realny. W pewnym momencie trochę odskoczyliśmy od zespołów, które zajmowały ostatnie miejsca, ale kryzysy, które wciąż nas dopadały, sprawiły że pożegnaliśmy się z trenerem Sobolewskim. Poza tym gra drużyny nie zadowalała nas, czyli osób związanych z Wisłą Płock.

Trener Sobolewski jeszcze pod koniec sezonu powiedział, że wkrótce odejdzie. Ta wypowiedź wymknęła się spod kontroli?

Uważam że trener miał prawo do takiej wypowiedzi. Ja i prezes patrzyliśmy głównie na to, jak zespół się rozwija, jak wygląda na boisku, ile zdobywa punktów oraz ile stwarza sytuacji. To dla nas jest wykładnik, żeby trenerowi zaufać albo go zwolnić.

Zaufanie otrzymał za to trener Bartoszek, który wstępnie miał poprowadzić zespół tylko do końca sezonu. Kiedy zapadła decyzja o zatrudnieniu go na dłużej?

Zatrudniliśmy trenera Bartoszka po to, żeby utrzymał zespół w ekstraklasie. Nie wiedzieliśmy, jak to wszystko się potoczy dalej. Tak naprawdę dopiero po ostatnim meczu usiedliśmy z prezesem, przeanalizowaliśmy jak nasz zespół wyglądał w ciągu ostatnich sześciu kolejek. Dopiero wtedy podjęliśmy decyzję o przedłużeniu tej współpracy.

W ciągu tych sześciu kolejek kontaktowali się państwo z innymi trenerami?

Trener Bartoszek jest profesjonalistą, a my jako klub musimy być gotowi na różne warianty. Tak to wygląda w piłce, ale trener otrzymał od nas komfort pracy, wziął pełną odpowiedzialność za zespół. Nikt mu nie mieszał w pracy, nie dochodziły żadne głosy, że jego kontrakt z klubem nie zostanie przedłużony. Jeżeli chodzi o całą sytuację i małe zamieszanie u nas, patrząc na niektóre inne kluby ekstraklasy, my wykazaliśmy się profesjonalizmem w tamtym momencie.

To wszystko już jednak było – porozmawiajmy teraz o tym, co będzie dalej. Na początku pracy w Wiśle powiedział pan, że nie zamierza robić od razu wielu transferów. Jak to będzie wyglądać latem, patrząc na odejścia wielu piłkarzy?

Gdy podjąłem pracę w Wiśle, transfery nie były wtedy możliwe. Przyznam, że ja też nie byłem jeszcze do tego odpowiednio przygotowany. Wtedy skupiłem się na tym, żeby lepiej poznać nasz zespół – dla mnie najważniejsza jest najpierw ocena potencjału, który mamy. Przez ten czas wykonaliśmy dużo pracy w tym kierunku, podjęliśmy też decyzję o nieprzedłużaniu kontraktów z zawodnikami, o których już informowaliśmy opinię publiczną. Zostali ludzie, którzy będą tworzyli trzon zespołu i wyznaczać jakość zespołu.

W tym oknie transferowym będziemy chcieli dokonać trzech-czterech znaczących transferów. Będą to zawodnicy, którzy wzmocnią ten zespół, który mamy.

Może pan już zdradzić, na jakich pozycjach dojdzie do wzmocnień?

Na pewno uzupełnimy linię defensywy po odejściu Angela Garcii i Alana Urygi, czyli postaci które wciąż grały i decydowały o obliczu obrony. Mogę powiedzieć, że obie te pozycje wzmocnimy jednym piłkarzem. Jesteśmy już po rozmowach i na tym etapie możemy stwierdzić, że do nas dołączy. A w tym momencie skupiamy się na boku pomocy i napastniku. Myślę, że na pewno latem trafi do nas trzech piłkarzy na tych pozycjach, którzy nie tylko zapewnią rywalizację, ale wniosą trochę jakości do zespołu.

To będą polscy piłkarze czy zagraniczni?

Mogę powiedzieć, że ten zawodnik, z którym jesteśmy dogadani, jest to piłkarz zagraniczny, reprezentant kraju. A co do pozostałych transferów, jesteśmy otwarci.

Nie wspomniał pan o środku pomocy, czyli na powrót Dominika Furmana się nie zapowiada?

Tak jak wspomniałem wcześniej, oceniliśmy potencjał poszczególnych pozycji w Wiśle. Na ten moment mamy dwójkę defensywnych pomocników Lagator-Lesniak, którzy mają roczne kontrakty z klubem. Jest też Kuba Witek, na którego na pewno chcielibyśmy postawić. Oczywiście po okresie przygotowawczym będziemy wiedzieć więcej, ale liczymy na to, że kilku młodych chłopaków może dać wiele zespołowi i przy okazji też się rozwinąć.

Poza tym, w środku są jeszcze Rasak, Szwoch i Wolski, więc wzmocnienia tutaj nie są naszym priorytetem. Najpierw chcemy się skupić na trzech pozycjach, o których przed chwilą powiedziałem, a potem ewentualnie pomyślimy, co dalej.

Powiedział pan też o trzonie zespołu. To już pewne, że piłkarze, którzy go tworzą, zostaną na przyszły sezon w Wiśle?

Od bramki do Patryka Tuszyńskiego, spośród zawodników, którzy decydowali o obliczu Wisły na wiosnę, na razie nic mi nie wiadomo.

Wiadomo już, co z przyszłością Dawida Kocyły, o którym w rundzie wiosennej mówiło się, że obserwują go zagraniczne kluby. Czy na ten moment jest pewność, że ten piłkarz pozostanie w Wiśle?

Dawid dopiero ostatnie pół roku miał bardzo dobre. Pokazał swój potencjał i udowodnił, jak potrafi grać. Na razie nie było za niego ofert, a czy będą – jeszcze nie ma okienka transferowego, więc trudno coś na ten temat powiedzieć. Dużo się mówi o nim i jego transferze, ale w tym momencie nie ma żadnych konkretów w tej sprawie.

Przygotowujemy się jednak na różne ewentualności. Wiadomo, że będziemy mieć “plan A”, “plan B” i może “plan C”. Na razie Dawid ma z nami ważny długi kontrakt i na razie do klubu nie wpłynęły żadne oferty.

Przyjrzyjmy się jeszcze klasyfikacji Pro Junior System – Wisła Płock zajęła w niej 12. miejsce. Gdy pracował pan jako wiceprezes i dyrektor w Lechii Tomaszów Mazowiecki, choć oczywiście na niższym poziomie, klub zajął pierwsze i drugie miejsce pod tym względem. Ma pan plany na to, żeby także Wisła znalazła się w tym rankingu kilka pozycji wyżej?

Mogę zapewnić kibiców, że nie będziemy pozyskiwać doświadczonych zawodników w celu zwiększenia rywalizacji. Zależy nam na tym, żeby luki w składzie uzupełniać młodymi, którzy będą dawać perspektywy naszemu zespołowi na dłużej. Obecnie taki mamy plan i w ten sposób chcemy budować drużynę.

A jak wygląda współpraca Wisły Płock z Emilem Kotem, o której dużo się mówiło, gdy rozpoczął pan pracę w klubie?

Emil podpisał z nami umowę w grudniu i podsyła nam zawodników oraz ich weryfikuje – czy to z polskich niższych lig, czy z Europy. Mamy tutaj dużo do przerobienia i jesteśmy w stałym kontakcie. Ale tak jak mówiłem – zależy nam na jakościowych transferach. Dlatego potrzeba pracy, żeby zawodnik zaistniał. Transfer to jedno, ale ważniejsze jest to, jak piłkarz pokaże się już na miejscu i jak się wkomponuje w zespół.

Co do samej współpracy – przebiega ona pozytywnie i cieszę się, że mogę pracować z kimś takim, jak Emil, który ma doświadczenie, przegląd, swoich ludzi. Przyznam, że wygląda to dobrze.

Na koniec chciałbym trochę odejść od tematów dotyczących pana pracy w roli dyrektora sportowego Wisły. Ostatnio jest głośno o klubie ze względu na oryginalne prezentacje piłkarzy, za które odpowiada dział marketingu. Jakub Rzeźniczak wcielił się w rolę Jamesa Bonda, a Piotr Tomasik w postać z gry GTA. Gdyby był pan piłkarzem, jak chciałby pan zostać przedstawiony?

To trudne pytanie, nie wiem co powiedzieć (śmiech). Myślę, że to pytanie bardziej do działu marketingu, bo oni wpadają na takie pomysły, że trudno się z nimi nie zgodzić. Na pewno oni by mnie lepiej ocenili niż ja.

Może jako postać z serii filmów “Niezniszczalni”, patrząc na pana dość długą karierę piłkarską?

Ten pomysł mógłby być odpowiedni! Jak wiemy, grałem do 39 roku życia, więc tutaj można powiedzieć, że by to pasowało do tego, jak wyglądała moja kariera.

Zdarza się panu wracać wspomnieniami do czasów, gdy występował pan na boisku?

Mogę przyznać, że nie – uciąłem ten temat od razu po zakończeniu kariery. Doznałem kontuzji, a moja kariera była tak wyżyłowana, że nic się już nie dało zrobić. A ja z racji tego, że najważniejsze jest dla mnie to, co będzie jutro, nie rozpamiętuję meczów i innych spraw z czasów gry. Każdy, kto mnie zna, że w ten sposób postrzegam życie.

Z tego, co wiem, po zakończeniu kariery, szukał pan różnych alternatyw – zrobił pan kurs trenerski, pracował w skautingu. Można więc powiedzieć, że nie siedzi pan ciągle w jednym miejscu.

Szukałem, mam licencję UEFA A, w Lechii zostałem wiceprezesem, potem dyrektorem sportowym. Wiadomo jednak, jak to jest po piłce – ja też nie miałem jakichś konkretnych “planów B” czy “C” na to, co będzie dalej. Zawsze miało znaczenie dla mnie to, co robię tu i teraz.

Ale teraz patrzy pan w przyszłość?

Zdecydowanie patrzę w przyszłość i myślę tylko o tym, co będzie. Czy to chodzi o pracę, czy o życie prywatne.

ROZMAWIAŁ: PRZEMYSŁAW CHLEBICKI