Koźmiński a Kulesza – jak przemawiać i po co?

18.08.2021
Nie od dziś wiadomo, że wystąpienia kandydatów podczas wyborów na Prezesa PZPN to czysta kurtuazja. Dziś mieliśmy tego widoczny dowód, kiedy Marek Koźmiński wygłosił płomienną przemowę, a Cezary Kulesza postanowił ograniczyć się do krótkiego wystąpienia.

Jak przemawiać?

Wychodzi na to, że przemawiać należy przede wszystkim za zamkniętymi drzwiami, żeby przekonać do siebie baronów, którzy będą później głosować. Tę lekcję doskonale odrobił Cezary Kulesza i wiadomym było to, że dzisiaj wygra. Zresztą, niech to potwierdzi stosunek głosów, który wyniósł 92:23. Napisać, że to była miażdżąca przewaga, to nic nie napisać.

Cezary Kulesza o wiele gorzej zaprezentował się na mównicy, niż jego przeciwnik. Jego przemówienie było krótkie i kurtuazyjne. Były Prezes Jagiellonii był pewien wygranej, więc nie chciał odpalać fajerwerków tylko ze spokojem przyjąć nominację na nowe stanowisko.

Można powiedzieć, że to niesprawiedliwe i może być żal Marka Koźmińskiego, którego dopadła frustracja, czego dowodem było jego wystąpienie.

Leo Darek, why?

Kiedy słyszeliśmy pytania Koźmińskiego skierowane w stronę Dariusza Mioduskiego, przypomniała nam się reklama banku, sprzed paru ładnych lat, w której to Leo Beenhakker na pytanie „Why?” odpowiadał „for money”. Dariusz Mioduski mógłby odpowiedzieć podobnie kandydatowi na Prezesa PZPN. U niego odpowiedź zapewne brzmiałaby „for power” (z ang. „dla władzy”). Wiadomym było, że Prezes Legii będzie obstawał za kandydaturą byłego Prezesa Jagiellonii, ale to i tak zdziwiło Koźmińskiego, który wytknął bojkot spotkania jego z klubami Ekstraklasy. To było chyba najmocniejsze, co powiedział kandydat awizowany przez Zbigniewa Bońka.

Poza tym jego wystąpienie trwało nieco ponad 20 minut, w którym ładnie na slajdach pokazał, jak ważny jest WF, piłka młodzieżowa i masa innych rzeczy, która już zdawała się nie interesować delegatów. Oni wiedzieli na kogo oddadzą głos i zdaje się, że Koźmiński też to wiedział, jednak do końca chciał zachować twarz.

Nie posądzamy o to przegranego, ale miejmy nadzieję, że na koniec dnia Marek Koźmiński nie wcieli się w Zbigniewa Stonogę i nie nagra swojej wersji „nie warto było”.