Muhammad ibn Salman i przejęcie Newcastle. Transakcja w cieniu kontrowersji

27.10.2021

Muhammad ibn Salman to w ostatnim czasie najgorętsze nazwisko w piłkarskim świecie. Życiorys saudyjskiego księcia, który stoi za przejęciem Newcastle, zdecydowanie wykracza jednak poza futbol. Kim jest osoba, która postanowiła rzucić wyzwanie potentatom z Manchesteru City i PSG?

Mówiąc i pisząc o następcy tronu Arabii Saudyjskiej nie sposób pominąć kwestii tego, jak wygląda życie w tym kraju. Nie można też nie wspomnieć o kontrowersjach, które krążą wokół postaci Muhammada ibn Salmana. Patrząc na przejęcie Newcastle United przez ten pryzmat, transakcja ta to zdecydowanie coś więcej niż tylko kolejny biznesowy deal z ogromnymi pieniędzmi w tle.

Futbol znów miesza się z polityką

Wielkie pieniądze w kolejnym europejskim klubie. Dla kibica piłki nożnej nie jest to już nic nowego, w związku z tym, że podobna historia co w Newcastle miała miejsce w przypadku Manchesteru City oraz PSG. Wtedy także nie brakowało wątpliwości, czy zgoda na tego typu transakcje i wpuszczenie do świata futbolu niespotykanego dotąd kapitału wyjdzie piłce nożnej na dobre.

Głosy w tej sprawie są podzielone do dziś – dotowane petrodolarami City oraz PSG mają zarówno swoich zwolenników jak i zagorzałych przeciwników. Faktem jest, że zmiany właścicielskie w obu tych zespołach mocno odbiły się na rynku transferowym i finansowej stronie futbolu ogółem. Za sprawą Newcastle zjawisko to może się jeszcze tylko spotęgować.

Jak odbije się to na współczesnej i tak już mocno skomercjalizowanej piłce nożnej? Gdzie w tym wszystkim odnajdą się drużyny, które nie dysponują milionami? Czy otwarta przed laty dla bogatych furtka nie doprowadzi w końcu do tego, że w piłce nożnej będzie coraz mniej piłki nożnej oraz czystej sportowej rywalizacji, a zastąpią ją polityka, korporacje i niekoniecznie uczciwe praktyki?

Dzisiejszy futbol podąża ścieżką, z której prawdopodobnie nie ma już odwrotu. Tkwiący w tej najpopularniejszej na świecie dyscyplinie sportowej potencjał biznesowy oraz marketingowy, działa jak magnez na wielkie korporacje czy też fundusze takie jak saudyjski Fundusz Inwestycji Publicznych (Public Investment Fund, w skrócie PIF), który przejął Newcastle United.

Transakcje tego typu prowokują pytania o współczesny świat i jego kondycję, wywołując przy tym mieszane odczucia. Ciężko bowiem nie odnieść czasem wrażenia, że różne działania na styku wielkiego biznesu i wielkiej polityki bywają motywowane wyłącznie chęcią zysku czy też innymi, niekoniecznie zasługującymi na aprobatę pobudkami.

Prowadzi to do tego, że na dalszy plan spychane są takie wartości jak chociażby dobro, sprawiedliwość, moralność, a nawet ludzkie zdrowie i życie. Brzmi wzniośle i patetycznie, ale w kontekście nowych właścicieli angielskiego Newcastle wiele wskazuje na to, że niestety nie ma w tym przesady.

Kim jest Muhammad ibn Salman?

Przejęcie Newcastle United przez saudyjski Fundusz Inwestycji Publicznych praktycznie od razu wzbudziło wiele kontrowersji. W sprawę zaangażowała się nawet Amnesty Interrnational, czyli międzynarodowa organizacja pozarządowa, której celem jest przeciwdziałanie łamaniu praw człowieka.

Jej przedstawiciele zwrócili się do władz Premier League z apelem, by poddać nowego właściciela klubu ponownej, wnikliwej weryfikacji w związku z zarzutem, że PIF to organ zależny od władz Arabii Saudyjskiej, które dopuszczają się łamania praw człowieka i ograniczają prawa kobiet oraz mniejszości seksualnych.

Transakcja została jednak ostatecznie zatwierdzona przez władze ligi. Mimo tego, że powiązania funduszu z saudyjskimi władzami są oczywiste. Łączy je właśnie osoba Muhammada ibn Salmana.

36-letni książę, o czym pisał m.in. Financial Times, osobiście nadzoruje działania PIF i choć formalnie jest póki co następcą tronu, to w praktyce to właśnie on sprawuje w państwie faktyczną władzę. Magazyn Forbes w 2018 roku umieścił księcia bin Salmana na 8. miejscu w gronie najbardziej wpływowych ludzi na świecie.

Muhammad ibn Salman to absolwent prawa na Uniwersytecie Króla Sauda. Po studiach kilka lat spędził w sektorze prywatnym, będąc doradcą Rady Ekspertów – organu doradczego saudyjskiego rządu. Następnie pełnił różne funkcje polityczne, będąc m.in. doradcą swego ojca oraz ministrem obrony, którym pozostaje nadal. W 2017 roku jego ojciec, król Salman, awansował Muhammada ibn Salmana na stanowisko księcia koronnego, czyli osobę na pierwszym miejscu w linii sukcesji do tronu.

W swojej politycznej działalności książę ibn Salman kilkakrotnie dawał wyraz temu, że zależy mu na liberalizacji saudyjskiego prawa. Ograniczył m.in. władzę specjalnej policji religijnej, powołał pierwszą kobietę na stanowisko szefa państwowej giełdy papierów wartościowych oraz był zaangażowany w zniesienie przepisów zakazujących kobietom prowadzenia samochodów.

Liczne rysy na życiorysie

Analizując oficjalną działalność Muhammada ibn Salmana może odnieść wrażenie, że następca tronu Arabii Saudyjskiej to postępowy i liberalny przyszły król tego państwa. Na jego życiorysie są też jednak liczne rysy, które mogą wskazywać, że pojedyncze oznaki postępu to działania wyłącznie pod publikę, a w fundamentalnych kwestiach takich jak prawa człowieka, w Arabii Saudyjskiej wciąż nie zmieniło się zbyt wiele.

W roku 2017 książę miał zlecić aresztowanie 200 wpływowych osób oraz ich przymusowe umieszczenie w hotelu The Ritz-Carlton Riyadh. Oficjalnie działania podjęto w celu walki z korupcją. Nieoficjalnie mówiło się później, że aresztowanych uwolniono dopiero wtedy, gdy przekazali miliardy dolarów na nowo utworzoną przez ibn Salmana instytucję, powołaną w celu… walki z korupcją.

W ostatnich dniach o następcy saudyjskiego tronu zrobiło się z kolei głośno w związku z wypowiedziami Saida al-Dżabriego, byłego wysokiego rangą urzędnika ds. bezpieczeństwa z Arabii Saudyjskiej, który określił Muhammad ibn Salmana mianem „psychopaty i zabójcy”.

Said al-dżabri powiedział w rozmowie z amerykańską stacją CBS, że w roku 2014, w trakcie spotkania z ówczesnym szefem wywiadu, ibn Salman miał chwalić się, że przy pomocy specjalnego pierścienia z trucizną może zabić ówczesnego króla, Abdullaha. Były urzędnik przebywa aktualnie na wygnaniu w Kanadzie. W odpowiedzi na jego zarzuty pod adresem księcia, saudyjskie władze zdyskredytowały al-Dżabriego, przekazując stacji CBS, że dopuszczał się on przestępstw finansowych.

W marcu 2020 roku syn oraz córka Saida al-Dżabriego zostali zatrzymani w Rijadzie pod zarzutem prania pieniędzy i skazani na karę kolejno 9 lat i 6,5 roku więzienia. Według organizacji Human Rights Watch taki wyrok został wydany, by zmusić al-Dżabriego do powrotu do ojczyzny.

Najcięższy zarzut ciążący na wizerunku następcy tronu Arabii Saudyjskiej dotyczy natomiast zbrodni, do której faktycznie doszło i która nadal wzbudza wiele kontrowersji. Dotyczy ona zabójstwa Dżamala Chaszukdżiego, saudyjskiego dziennikarza, który stał w opozycji do władzy i krytykował księcia ibn Salmana.

Z informacji, do których dotarł dziennik Washington Post, a które pozyskać miało CIA wynika, że Muhammad ibn Salman był osobiście zaangażowany w tę zbrodnię i to on miał polecić saudyjskim służbom zabicie dziennikarza, zwabionego do ambasady Arabii Saudyjskiej w Stambule, gdzie został uduszony.

Zbrodnię oficjalnie udało się wyjaśnić. W toku śledztwa zatrzymano w sumie jedenaście osób. W wyniku procesu, który według wspomnianej już wcześniej organizacji Human Rights Watch nie spełniał żadnych międzynarodowych standardów, pięć niewymienionych z nazwiska osób zostało skazanych na karę śmierci,  trzy inne skazano na 24 lata więzienia, a trzy kolejne uniewinniono.

Zakup Newcastle jako przykład sportwashingu

Pojawiające się w kontekście Muhammada ibn Salmana zarzuty nie zastopowały jednak przejęcia Newcastle przez Fundusz Inwestycji Publicznych. Kwotę tej transakcji oszacowano na 300 milionów funtów, czyli według aktualnego kursu ponad 413 milionów dolarów. Dla porównania szejk Mansour w 2008 roku przejmował Manchester City za 212 milionów dolarów.

Dla saudyjskiego Funduszu Inwestycji Publicznych taki wydatek nie jest jednak czymś wielkim, gdyż wartość jego aktywów szacuje się na 500 miliardów dolarów. Transakcja ta ma za to ogromny wymiar wizerunkowy, czyli taki, który władze Arabii Saudyjskiej cenią obecnie o wiele bardziej.

Wpisuje się też w politykę księcia ibn Salmana, który stworzył wokół siebie otoczkę osoby wyprowadzającej swój kraj na liberalne ścieżki. W obliczu przypisywanych mu czynów ciężko nie odbierać ich wszystkich jednak inaczej, niż tylko jako działania czysto PR-owe, pod płaszczykiem których bynajmniej nie kryją się czyste intencje.

W takim kontekście część komentatorów postrzega też przejęcie Newcastle United. W związku z licznymi zarzutami kierowanymi pod adresem saudyjskich władz, transakcja z udziałem tego klubu nosi cechy zjawiska określanego mianem sportwashingu.

Polega ono na tym, że jednostki, korporacje czy też kierujące danymi przedsiębiorstwami państwa wykorzystują popularną dyscyplinę sportową, drużynę czy też wydarzenie i inwestują w nie, podejmują się organizacji danej imprezy, by w ten sposób poprawić swoją reputacją lub ocieplić swój wizerunek.

W odniesieniu do kupna Newcastle United przez Fundusz Inwestycji Publicznych z Arabii Saudyjskiej, czyli państwa pod adresem którego nadal pojawiają się zarzuty o łamanie praw człowieka, definicja tego zjawiska pasuje więc w stu procentach.

Czy Muhammad ibn Salman zrealizuje dzięki temu swoje cele? Pewnie tak. Newcastle United pośrednio jest już w jego rękach. Kontrowersje z kolei z czasem z ucichną, ustępując miejsca kolejnym medialnym doniesieniom o potencjalnych nowych graczach angielskiego klubu.  Kibice Newcastle, którzy dziś być może kręcą jeszcze na tę transakcje nosem, też z czasem się z nią pogodzą.

Fani innych drużyn również będą musieli pogodzić się z faktem, że Newcastle nagle stanęło w jednym rzędzie z takimi zespołami jak Manchester City, Chelsea czy PSG. W ich przypadku też wszyscy zaakceptowali już fakt, że w przeszłości drużyny te także dostały solidne zastrzyki gotówki, będące raczej formą środka dopingującego aniżeli lekarstwa. Eh, gdyby nie te prawa człowieka, no ale może zarzuty pod adresem księcia to tylko pomówienia?

Może Amnesty International oraz Human Rights Watch się co do niego mylą? Może mylił się też Parlament Europejski, który przyjął już kilka rezolucji potępiających działania władz Arabii Saudyjskiej, w tym m.in. te dotyczące skazywania nieletnich na śmierć i tortur w celu zdobywania zeznań w ustawionych procesach sądowych? Może duża część światowej opinii publicznej po prostu niesłusznie sprzymierzyła się przeciwko saudyjskim krezusom? Trochę dużo tych wątpliwości, ale może jednak?