Lek na całe zło, czyli jak w Polsce narodził się kult Stanisława Czerczesowa?

10.11.2021

Od momentu, gdy Stanisław Czerczesow rozstał się z posadą szkoleniowca Legii Warszawa minęło już ponad pięć lat. Większość piłkarskiej Polski została jednak w ostatnim czasie owładnięta przez nostalgię za czasami, gdy rosyjski trener zasiadał na ławce trenerskiej Wojskowych. W obliczu problemów Legii oraz wzajemną, jak się wydaje, sympatią, którą darzą się Stanisław Czerczesow i władze klubu z Łazienkowskiej wydaje się to być w pewnej mierze zrozumiałe. Nieco mniej, gdy o byłym selekcjonerze Rosji mówi się jako o potencjalnym następcy Paulo Sousy. 

Stanisław Czerczesow bardzo szybko zaskarbił sobie sympatię polskich kibiców. Swoimi wypowiedziami na temat drużyny Wojskowych oraz wizytami przy Łazienkowskiej, Rosjanin sprawia, że pamięć o mistrzostwie kraju zdobytym pod jego wodzą nadal pozostaje żywa. Okres, w którym 58-letni szkoleniowiec pozostaje bez pracy, zbiegł się w czasie z najpoważniejszym od wielu lat kryzysem w Legii. Nic więc dziwnego, że temat powrotu Czerczesowa do klubu z Łazienkowskiej pojawił się dość szybko. Czy jednak Rosjanin na pewno byłby lekiem na całe zło? Czy kult, jakim w ostatnich miesiącach otaczany jest były selekcjoner Rosji ma jakiekolwiek racjonalne podstawy?

Następca Sousy

Wciąż nie możemy być pewni, że pogłoski, które mówiły, że startując w wyborach na prezesa PZPN, Cezary Kulesza miał już w głowie nazwisko następcy Paulo Sousy są w stu procentach fałszywe. Jest bardzo prawdopodobne, że nowy szef związku chciałby wprowadzić w kadrze własne porządki i zatrudnić selekcjonera, który będzie w jakiś sposób wpisywał się w jego wizję reprezentacji. Od początku mówiło się, że jeśli w wyborach zwycięży Cezary Kulesza, to Paulo Sousa może już pakować walizki, gdyż wkrótce jego miejsce zajmie Stanisław Czerczesow. Tego typu plotki możemy póki co włożyć między bajki, gdyż Kulesza stanął na czele PZPN prawie trzy miesiące temu, a reprezentacja nadal znajduje się w rękach portugalskiego selekcjonera.

Pomimo że Sousa cały czas nie daje pretekstu, by mówić o jego zwolnieniu, to przy okazji każdego kolejnego spotkania reprezentacji jego przyszłość staje się obiektem gorących dyskusji. Nasza kadra ma za sobą kilka niezłych spotkań i jest na dobrej drodze, by zakwalifikować się do baraży. Jednak zamiast dyskutować o tym co czeka nas w najbliższej przyszłości, nadal rozprawia się nad tym kto powinien zastąpić Paulo Sousę, jeśli reprezentacja w barażach polegnie i dlaczego powinien być to Stanisław Czerczesow. Wydaje się zresztą, że Rosjanin posadą szkoleniowca reprezentacji Polski byłby zainteresowany.

Czy jednak tego typu posunięcie rzeczywiście miałoby sens? Przede wszystkim wiązałoby się to z diametralną zmianą filozofii gry reprezentacji Polski. Wydaje się, że rosyjski szkoleniowiec ma nieco inne, o wiele surowsze spojrzenie na futbol niż Paulo Sousa. Po ewentualnym zatrudnieniu Czerczesowa naszą kadrę czekałby więc kolejny w ciągu kilku lat reset. Czy na pewno stać nas na to, by w ostatnich latach świetności Roberta Lewandowskiego ponownie wywracać wszystko do góry nogami? Poza tym, oprócz całkiem udanego mundialu w 2018 roku, wyniki osiągane przez reprezentację Rosji, gdy selekcjonerem był 58-letni szkoleniowiec wcale nie wyglądały tak kolorowo.

Przypomnijmy, że na Euro 2020 Sborna poniosła sromotną klęskę. Rosjanie zdołali wywalczyć trzy punkty jedynie w meczu z Finlandią i nie uczynili tego również w jakiś spektakularny sposób. W potyczkach z Danią i Belgią podopieczni Stanisława Czerczesowa nie byli w stanie podjąć walki. Od czasu zakończenia eliminacji do mistrzostw Europy Rosja nie przekonywała i wyglądało to jakby coś we współpracy na linii Czerczesow – rosyjska kadra się wypaliło. W kraju nad Wisłą były selekcjoner Sbornej oceniany jest głównie z perspektywy pracy w Legii, gdzie spędził zaledwie jeden sezon.

Posada Michniewicza na włosku, Czerczesow na trybunach

Stanisław Czerczesow pojawił się na wrześniowym meczu Legii przeciwko Leicester. Na trybunach pojawił się w towarzystwie Cezarego Kuleszy i Dariusza Mioduskiego, co oczywiście stało się powodem kolejnych spekulacji. Wielu uważało, że zaproszenie rosyjskiego szkoleniowca na mecz Legii jest nie w porządku wobec Czesława Michniewicza, który w tamtym czasie walczył o zachowanie posady. Czerczesow sugerował później, że był to jedynie zbieg okoliczności: – Dariusz Mioduski zaprosił mnie na drugi mecz ze Spartakiem, ale on będzie dopiero w grudniu. Nikt nie wie, co będę robił w grudniu, dlatego pomyślałem, że przyjadę teraz, póki mam czas – powiedział.

Rosjanin dość zachowawczo odniósł się również wówczas do kwestii jego powrotu na Łazienkowską: – Czesław Michniewicz to fajny facet, dobry trener. On wie, jak przygotować zespół, szczególnie w obronie. Pamiętam, jak pracował z młodzieżówką, bo oglądałem ich mecze z rosyjską reprezentacją. Ale jeszcze raz powtórzę, żeby nikt nie zrozumiał, że nasz wywiad ma jakiś cel. Bardzo kibicuję klubowi, z którym zostaliśmy mistrzami, ale dziś zostawmy to tak, jak jest.

Czerczesow od pogłosek łączących go z Legią nie odciął się więc jakoś bardzo zdecydowanie. Wydaje się, że każdego dnia jego nazwisko pojawia się w polskich mediach zdecydowanie za często jak na trenera, który prowadził polski klub przez zaledwie jeden sezon. Postrzeganie rosyjskiego trenera jako leku na całe zło, które dzieje się w polskim futbolu jest dość naiwne. Czerczesow nie zrewolucjonizuje polskiej myśli szkoleniowej, ani nie sprawi, że reprezentacja Polski zacznie regularnie wygrywać z drużynami pokroju Anglii czy Włoch. Zatrudnienie Czerczesowa na stanowisko selekcjonera byłoby mieszaniem łyżeczką w szklance czystej wody licząc na to, że ta zrobi się słodka.