Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej. Dlaczego Unai Emery nie radzi sobie poza Hiszpanią?

11.04.2022

Trudno uniknąć wrażenia, że Unai Emery to trener w Europie ceniony, którego reputacja ucierpiała jednak podczas kilku zagranicznych eskapad. Emery potrafił poprowadzić Villareal i Sevillę do czterech triumfów w Lidze Europy, a w obecnym sezonie ma dużą szansę przyćmić swoje dotychczasowe osiągnięcia awansem do półfinału Ligi Mistrzów. Kiedy tylko trener „Żółtej Łodzi Podwodnej” wyściubiał jednak nos poza Hiszpanię zdawał się tracić moc, która pozwalała mu święcić triumfy z ekipami z Półwyspu Iberyjskiego. Dlaczego Emery nie zdołał zbudować drużyny w Londynie oraz jak został jednym z dwóch trenerów, którzy w ostatniej dekadzie nie zdołali wygrać z PSG mistrzostwa Francji?

Reputacja Unaia Emery’ego mocno w ostatnich latach ucierpiała. W sezonie 2016/17 prowadzone przez Hiszpana PSG wylądowało poza burtą Ligi Mistrzów, po tym jak FC Barcelona zgotowała paryżanom pamiętną remontadę, a zaledwie kilka miesięcy później Emery poniósł kolejną druzgoczącą klęskę w boju o mistrzostwo Francji. Rok później szkoleniowiec zdołał już triumfować na krajowym podwórku, ale w Champions League ponownie pożegnał się z rozgrywkami już w 1/8 finału, gdy PSG zostało odprawione z kwitkiem przez Real.

Wraz z końcem sezonu 2017/18 Emery rozstał się z klubem z Paryża, a jego usługami zainteresował się Arsenal, który poszukiwał właśnie następcy Arsene’a Wengera. Hiszpan spędził jednak w Londynie zaledwie 16 miesięcy. W pierwszym sezonie pod wodzą Unaia Emery’ego Arsenal na własne życzenie przegrał batalię o podium Premier League, a w Lidze Europy, od której szkoleniowiec z Półwyspu Iberyjskiego miał być specjalistą „Kanonierzy” zebrali w finale srogie lanie od Chelsea. Emery otrzymał jednak drugą szansę i władze londyńskiego klubu zdecydowały się powierzyć mu prowadzenie drużyny również w kolejnym sezonie. Rezultat? 18 punktów zdobyte na przestrzeni trzynastu kolejek i 19 oczek straty do przewodzącego stawce Liverpoolu. Na domiar złego w Lidze Europy Arsenal stracił punkty z Vitorią Guimaraes, a trzy tygodnie później uległ przed własną publicznością Eintrachtowi Frankfurt. Tego było już za wiele i Hiszpan pożegnał się z pracą w północnym Londynie. Kiedy Emery odchodził z Arsenalu mało kto spodziewał się jednak, że dwa i pół roku później 50-letni trener stanie przed szansą wyeliminowania Bayernu i awansu do półfinału Ligi Mistrzów.

Saudyjskie perypetie

Na pobycie w Londynie wielka zagraniczna przygoda Unaia Emery’ego wcale nie musiała się zakończyć. Już po roku pracy w Villarealu szkoleniowiec „Żółtej Łodzi Podwodnej” był kuszony przez saudyjskich właścicieli Newcastle. Emery miał mieć zagwarantowane wszystko co potrzebne, by nad rzeką Tyne zbudować coś wielkiego. – Kiedy zadzwonili do mnie z Newcastle, dużo myślałem o możliwości powrotu do Anglii, rozpoczęcia kolejnego poważnego projektu. Był to dla mnie powód do dumy, satysfakcji i doceniam to – zapewnia 50-latek. – W końcu, mając duży szacunek do tego co udało nam się zbudować w Villarealu i równie dużym szacunkiem dla Newcastle, postanowiłem tu zostać. Cieszę się, bo wykonujemy świetną pracę – dodał.

Decyzja o pozostaniu w Hiszpanii wcale nie musiała być dla Emery’ego prosta. Po trzech grupowych spotkaniach Champions League jego drużyna miała bowiem na koncie zaledwie trzy punkty i przed sobą mecz Young Boys, który należało wygrać, jeśli Villareal chciał marzyć o awansie do 1/8 finału. „Żółta Łódź Podwodna” nie radziła sobie też najlepiej na krajowym podwórku, gdzie pod koniec listopada mieli na koncie zaledwie trzy zwycięstwa. Emery odbył jednak poważną rozmowę z właścicielem hiszpańskiego klubu Fernando Roigem, z którym wspólnie ustalili, że chcą kontynuować tę współpracę. Jak się później okazało był to strzał w dziesiątkę.

W meczu decydującym o wyjściu z grupy Villareal odprawił z kwitkiem Atalantę, a i w La Liga drużyna zaczęła osiągać rezultaty na miarę swoich aspiracji. W ciągu kolejnego miesiąca „Żółta Łódź Podwodna” zanotowała cztery kolejne zwycięstwa i znacznie poprawiła swoją sytuację w tabeli. Ten jakże emocjonujący sezon nie znalazł jeszcze swojego zwieńczenia. Na krajowym podwórku Villareal wciąż walczy, by w przyszłym sezonie zagrać w europejskich pucharach, ale o co najciekawsze dla fanów hiszpańskiej drużyny dzieje się w Lidze Mistrzów.

Drużyna Emery’ego zdołała w 1/8 finału rozgrywek wyeliminować Juventus, odnosząc przy tym spektakularne trzybramkowe zwycięstwo na wyjeździe, a w ćwierćfinale ograli przed własną publicznością Bayern i w rewanżu na pewno nie stoją na straconej pozycji. Na uwagę zasługuje jednak także to, że Unai Emery uczynił z El Madrigal twierdzę, którą od listopada naruszyć potrafiły tylko FC Barcelona i Manchester United. Jak to było? Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej.

Skoro jest tak dobrze, to dlaczego było tak źle?

Co jeśli Unai Emery to rzeczywiście spec od wygrywania, który jest w stanie przemienić własny stadion w twierdzę nie do zdobycia? Ano nie da się tego wykluczyć. Należy bowiem poświęcić chwilę, by przypomnieć niesprzyjające okoliczności, z którymi Hiszpan musiał mierzyć się w Paryżu, a później w Londynie.

Co by nie mówić, Emery podczas swojej przygody z PSG wygrał aż siedem z dziesięciu możliwych do wygrania trofeów. Poniósł jednak klęskę w bojach na najważniejszych frontach. Te trzy trofea, których nie udało mu się wygrać to bowiem mistrzostwo Francji oraz dwukrotnie Liga Mistrzów. W stolicy Francji Hiszpan został rzucony na głęboką wodę. Nasser Al Khelaifi zdążył już wówczas udowodnić, że nie jest najprzyjemniejszym człowiekiem pod słońcem. Zasady dyktowane przez katarskiego szejka są dziecinnie proste. On wykłada środki na największe piłkarskie gwiazdy, a trener ma sprawić, by na boisku robiły one swoją robotę, czyli wygrywały trofea. Jeśli tak się nie dzieje, to Al Khelaifi dziękuje szkoleniowcowi za współpracę i rozpoczyna poszukiwania sternika, który sprosta takiemu wyzwaniu. Unai Emery nie sprostał.

Hiszpański szkoleniowiec chyba czuje się bowiem najlepiej, gdy może w pełni poświęcić się piłce. Gdy nie musi tłumaczyć się kapryśnym właścicielom, ani dbać o to, by Neymar i Mbappe byli w dobrych humorach. Sam Emery zaprzecza jednak, by kiedykolwiek miał z tym problem. – O problemie możesz mówić mając graczy, którzy nie posiadają piłkarskich umiejętności. Ja miałem w Paryżu wielkich graczy — Kyliana Mbappe, Neymara, Thiago Silvę, Marquinhosa, Marco Verrattiego, Thiago Mottę. Na pewno mieli większe ego niż zawodnicy Villarealu, ale podobała mi się praca z nimi – zapewnia.

Kolejną rzeczą kluczową dla efektywnej pracy Unaia Emery’ego wydaje się być czas. Czas, którego nie miał ani w Paryżu, ani w Londynie. Czas, który prawdopodobnie dostałby w Newcastle, choć nowi właściciele klubu nie mieli jeszcze do końca okazji udowodnić swojej cierpliwości. Przychodząc do nowego klubu Emery potrzebuje zburzyć wszystko co dotychczasowo zbudowano na chwiejnych, według niego, fundamentach. Dopiero na zgliszczach starej, wadliwej konstrukcji zbudować można coś nowego.

Wyglądało więc, że praca w Arsenalu może być wręcz idealnie skrojona pod niego. „Kanonierzy” zakończyli właśnie pewną erę i byli gotowi do wejścia w nową. Wszyscy rozumieli, że na początku mogą zdarzyć się porażki, zwłaszcza, że ekipa, którą pozostawiał w spadku Arsene Wenger nie była w stanie rok wcześniej zakwalifikować się do Ligi Mistrzów. Pech chciał jednak, że już w pierwszym sezonie swojej pracy Emery zaczął… wygrywać. Po chrzcie bojowym zafundowanym hiszpańskiemu szkoleniowcowi przez Pepa Guardiolę i Maurizio Sarriego Arsenal zanotował serię 22 kolejnych meczów bez porażki. W północnym Londynie zaczęto wierzyć, że przebudowa wcale nie jest konieczna, a ich nowy trener może wprowadzić „Kanonierów” do Ligi Mistrzów już w pierwszym sezonie swojej pracy.

Kolejny rok przyniósł już gorsze rezultaty, a Arsenal co jakiś czas zaliczał spore wpadki. Po katastrofalnej końcówce sezonu londyńczycy wypadli z pierwszej czwórki, a na domiar złego w finale Ligi Europy ulegli Chelsea. W maju 2019 roku „Kanonierzy” nie byli już drużyną, której potrzebna jest gruntowna przebudowa. Byli ekipą, która dotarła do finału Ligi Europy i otarła się o awans do Ligi Mistrzów, czyli w gruncie rzeczy zaliczyła spory progres w porównaniu z poprzednim sezonem.

Kiedy w nowej kampanii zaczęły się problemy nikt nie zamierzał już przymykać na nie oka. Mało kto pamiętał, że drużyna Arsenalu jest trawiona przez wewnętrzne problemy. Mesut Ozil, któremu klub zaoferował gigantyczny kontrakt spokojnie pobierał pensję rzadko pojawiając się w okolicach murawy. Emery starał się uspokoić nastroje w zespole, ale decyzja o wyznaczeniu pięciu kapitanów, z których jednym miał być Granit Xhaka okazała się być strzałem w stopę. Xhaka szybko popadł w konflikt z hiszpańskim menadżerem, a atmosfera panująca w szatni z dnia na dzień się pogarszała. W końcu klub zdecydował się zakończyć współpracę z Emerym, gdyż nie wyglądało jakby miało wyniknąć z niej cokolwiek dobrego.

Hiszpan znów znalazł się więc w sytuacji, w której musiał radzić sobie z humorami gwiazd drużyny i niewspółmiernymi do potencjału zespołu oczekiwaniami władz. A może w obu przypadkach wystarczyło obdarzyć Emery’ego odrobiną zaufania i pozwolić mu solidnie przewietrzyć szatnię. Być może w kolejnych sezonach Arsenal sięgnąłby po Ligę Europy, a PSG po Ligę Mistrzów. Być może. Dla Unaia Emery’ego pewne jest natomiast jedno. Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej.