Kamila Witkowska: „Czułam, że ci kibice są po naszej stronie”
Pod koniec lipca przyszłego roku rozpoczną się Igrzyska Olimpijskie w Paryżu. W ramach cyklu „W drodze do Paryża” rozmawiamy ze sportowcami, którzy zakwalifikowali się na imprezę. Bardzo dobry okres przeżywa obecnie polska siatkówka, która jest wspierana przez ORLEN. W związku z tym postanowiliśmy porozmawiać w pierwszej kolejności z Kamilą Witkowską, brązową medalistką mistrzostw Europy.
W drodze do Paryża 2024 – Kamila Witkowska
Pod koniec września mogliśmy wraz z polskimi siatkarkami przeżywać niesamowite emocje. Toczyły bowiem bój o awans do Igrzysk Olimpijskich w turnieju kwalifikacyjnym. Polki są siódme w rankingu FIVB, co mogło zapewnić im awans ścieżką rankingową, ale nie był on pewny. Kwalifikacje rozpoczęły z wysokiego C, bo wygrały trzy spotkania, tracąc przy tym tylko jednego seta. Następnie przyszła kolej na porażkę z Tajlandią, a Polskę czekały jeszcze najtrudniejsze mecze. Nasze siatkarki, wspierane przez ORLEN, stanęły jednak na wysokości zadania, pokonały Niemki i wygrały ze Stanami Zjednoczonymi. Wszystko miało zatem rozstrzygnąć się w pojedynku z Włoszkami, który zakończył się triumfem Polski 3:1.
W pierwszym wywiadzie z cyklu „W drodze do Paryża” udało nam się porozmawiać z reprezentantką Polski, która w dużym stopniu przyczyniła się do awansu na Igrzyska Olimpijskie. Jest nią broniąca tytułu mistrza Polski – Kamila Witkowska.
Jak smakuje awans na Igrzyska Olimpijskie?
Pierwszy raz uczestniczę w takim wydarzeniu. Od wielu lat nie udało nam się zakwalifikować także jest to na pewno dla nas bardzo przyjemne uczucie i bardzo duży krok naprzód, który wykonała Polska reprezentacja kobiet w siatkówce. Wydaje mi się, że mało osób wierzyło w to, że uda nam się zakwalifikować prosto z turnieju kwalifikacyjnego. Zresztą my same chyba też do końca nie wierzyłyśmy, ale z biegiem czasu i z trwaniem całego zgrupowania coraz bardziej czułyśmy, że to się da zrobić. Jest to naprawdę duża euforia.
Czy wiedza o tym, że pozycja w rankingu prawdopodobnie umożliwi awans zmniejszała presję, czy nie myślałyście o tym w trakcie turnieju?
Na pewno myślałyśmy o punktach, już podczas VNLu, a później na mistrzostwach Europy. Cały czas jeszcze było w głowie to, że jeżeli nie uda się awansować w turnieju kwalifikacyjnym, to może się uda dzięki rankingowi, chociaż patrzyłyśmy też na inne grupy i na to co tam się dzieje. W kwalifikacjach zespoły, które są przed nami zgubiły punkty i obawiałyśmy się, że w rankingu stworzy się duży ścisk. To na pewno też dawało nam do myślenia żebyśmy skupiły się na tym, że wszystko jest w naszych rękach i możemy się zakwalifikować już z samych kwalifikacji i zrobiłyśmy to wbrew niektórym opiniom.
Po meczu z Tajlandią pewnie niektórzy zwątpili, może nawet w drużynie mogło pojawić się zwątpienie. Później jednak pokonałyście faworytki. Jak to jest odbudować się po porażce z niżej notowanym zespołem w tak szybkim czasie?
Prawda jest taka, że wiedziałyśmy, że z Tajkami czeka nas trudny mecz. Z nimi zawsze gra się ciężko, grają w siatkówkę, której na co dzień nie gramy, mają bardzo dużo opcji w ataku. Kiedy tylko sobie dobrze przyjmą piłkę to naprawdę mają wiele opcji. Po drugie bardzo dobrze bronią więc ciężko było skończyć coś w pierwszym ataku, trzeba być cały czas cierpliwym. Wiedziałyśmy, że ten mecz po prostu będzie trudny. Oczywiście chciałyśmy go wygrać i wierzyłyśmy w to, że to spotkanie potoczy się po naszej myśli, ale wiedziałyśmy że ten turniej będzie się rządził własnymi prawami i na nasze szczęście zespoły z topu pogubiły punkty. Nam całkiem dobrze grało się ze Stanami i w VNLu i w poprzednich mistrzostwach świata i teraz w kwalifikacjach. Wszystkie karty miały zostać rozdane podczas ostatniego meczu. Śmiałyśmy się po przyjacielsku, że kto wygrywa pierwszego seta wygra cały mecz, a my pokazałyśmy że jednak walczymy i że to po naszej stronie będzie zwycięstwo, co umożliwiło nam bilet na Igrzyska Olimpijskie.
Który mecz w kwalifikacjach do Igrzysk Olimpijskich uważa Pani za najtrudniejszy?
Każdy mecz był trudny. Wiedziałyśmy, że jeżeli będziemy gubić punkty to te igrzyska będą się od nas oddalać. Wiele osób mówiło od razu, że wszystko rozstrzygnie się w weekend, a my przegrywamy z Tajkami. Wiedziałyśmy, że kolejne spotkania musimy wygrać. Do każdego spotkania podchodziłyśmy z dużym respektem do przeciwnika i chyba to pokazało, że nie wierzyłyśmy maksymalnie w gładką wygraną ze wszystkimi przeciwnikami. Cały czas musiałyśmy podchodzić do meczu cierpliwością i z myślą, że nadal nie jesteśmy najlepszymi najlepszym zespołem na świecie. Musimy do każdego podejść cierpliwie i grać po prostu swoją siatkówkę.
Czy atmosfera na trybunach bardzo pomogła?
Było trafieniem w dziesiątkę, że grałyśmy kwalifikacje u siebie i nie musiałyśmy jeszcze walczyć z publicznością. Jakbyśmy pojechały do Chin, Turcji czy Włoch, tak dla przykładu to trybuny byłyby wypełnione po brzegi. Tam zawsze trudniej gra się mecze. Tutaj te kwalifikacje miałyśmy na szczęście zorganizowane u siebie i przyszło wielu kibiców szczególnie na te mecze weekendowe. Kibice mówili nawet, że brakowało już biletów w kasach. To bardzo cieszy. Kibice byli za nami cały czas i to było słychać, to było czuć. Miałam pierwszy raz coś takiego na takich zawodach, że idąc na zagrywkę czułam, że kibice są po naszej stronie i że to oni też naciskają na Włoszki. To naprawdę dawało nam sił.
2023 rok był dla Pani bardzo udany, zdobyte mistrzostwo Polski, a następnie awans na Igrzyska Olimpijskie. Czy można powiedzieć, że jest Pani w życiowej formie?
Oj jak teraz pokazuje niestety nasza niedyspozycja w klubie, na pewno będzie to trudny sezon. Zawsze utrzymanie mistrzostwa jest dużo trudniejsze niż jego zdobycie, więc mam nadzieję że z meczu na mecz będziemy się rozkręcać, zarówno ja, jak i moje koleżanki z zespołu. Chcemy udowodnić, że jesteśmy fajną ekipą i potrafimy walczyć z najsilniejszymi, także mam nadzieję, że uda nam się powalczyć o jak najwyższe cele mimo tego, że Superpuchar przegrałyśmy. Jest jeszcze sporo do wygrania, byle nam zdrowie dopisywało, a cała reszta się poukłada.
Sezon dopiero się zaczął i był to słaby początek. Co uważa Pani za przyczynę falstartu?
Myślę, że wiele rzeczy nałożyło się w jednym czasie i trudno wskazać jedną przyczynę, która stanowi o naszej niedyspozycji. Cały czas czekamy na dwie koleżanki, które wciąż się rehabilitują. Być może to że dołączyłyśmy z Robertą późno i jeszcze nie zdążyłyśmy w pełni zgrać się z zespołem. Być może to, że nie walczymy o każdą piłkę tak jakbyśmy chciały. Nie mam pojęcia z czego to może wynikać, ale naprawdę wierzę w ten zespół i wierzę w to, że możemy jeszcze rozgrywać mecze na najwyższym poziomie. Widać było już zresztą w Superpucharze, że powoli łapiemy swój rytm gry, więc idzie to ku dobremu. Najważniejsze jest to, żebyśmy w pełni zdrowia mogły grać, bo ciężko nam będzie na pewno zastępować koleżanki w zespole kiedy w kwadracie nie będziemy miały już zmian.