Widzew czuje się oszukany. Piłkarze nie gryzą się w język

03.03.2024

Widzew Łódź uległ 1:2 w meczu 23. kolejki PKO BP Ekstraklasy Śląskowi Wrocław. Pomeczowe analizy wykazały jednak, że bramka Matiasa Nahuela na 2:0 nie powinna być uznana. Hiszpan znajdował się bowiem na minimalnym spalonym. Ta sytuacja wywołała ogromną frustrację u zawodników Widzewa, którzy w mediach społecznościowych nie gryźli się w język. Najostrzej wypowiedział się kapitan RTS-u, Bartłomiej Pawłowski, który pisał, że w trzy dni jego zespół został dwukrotnie okradziony.

Niesłusznie uznana bramka

W 78. minucie Matias Nahuel otrzymał zagranie na wolne pole od Piotra Samca-Talara, po którym stanął „oko w oko” z Rafałem Gikiewiczem. Hiszpan minął golkipera Widzewa i wpakował piłkę do pustej bramki. Sędzia liniowa Paulina Baranowska dopatrzyła się jednak spalonego i uniosła chorągiewkę w górę.

Sędziowie VAR przeanalizowali jeszcze tę sytuację, a ostatecznie zasugerowali Bartoszowi Frankowskiemu, że bramka została zdobyta prawidłowo. W programie „Liga+” emitowanym na antenie „Canal+Sport” przeprowadzono jednak komputerową analizę, która wykazała, że Hiszpan w momencie zagrania Samca-Talara był minimalnie wychylony. Oznacza to więc, że sędzia Baranowska nie pomyliła się w swojej ocenie, ale to arbitrzy na wozie VAR popełnili błąd.

Frustracja „Widzewiaków”

Nie opadł jeszcze kurz po ćwierćfinałowym meczu Pucharu Polski z Wisłą Kraków, w którym to „Biała Gwiazda” w 20. minucie doliczonego czasu drugiej połowy zdobyła bramkę wyrównującą. Sęk w tym, że znajdujący się na drodze strzału Igor Łasicki był na pozycji spalonej, a dodatkowo odepchnął Mateusza Żyrę. Po obejrzeniu tej sytuacji na monitorze sędzia główny Damian Kos podtrzymał jednak decyzję o uznaniu bramki dla Wisły. To wywołało ogromne oburzenie w obozie Widzewa, którego włodarze złożyli oficjalny protest.

Zarówno w pucharowym meczu z Wisłą, jak i ligowym starciu ze Śląskiem na wozie VAR zasiadł Daniel Stefański. Samo utrzymanie bydgoskiego arbitra w obsadzie na mecz ze Śląskiem po tak kontrowersyjnej sytuacji było ryzykowne. Niczym w „Dniu świstaka” poczuli się zawodnicy Widzewa, którzy w mediach społecznościowych dali upust swoim emocjom. Najostrzej na portalu Twitter/X wypowiedział się kapitan RTS-u, Bartłomiej Pawłowski:

Hej, PZPN, znowu VAR za***ał? Oglądam powtórkę waszej linii spalonego i rzutu karnego, i wygląda, że w trzy dni okradziono nas z Pucharu Polski, i punktów we Wrocławiu. Na cholerę ten cały VAR?

Pawłowski opublikował także kolejnego tweeta, w którym pisał, że sceny te przypominają „Piłkarskiego Pokera”. Wpis ten zawodnik jednak skasował. Następnego dnia rano, kiedy emocje już powoli ustały, kapitan Widzewa wydał oświadczenie, w którym przeprosił za swoje publikowane na gorąco wpisy.

Murem za kapitanem

Ostry komentarz Pawłowskiego do wydarzeń z ostatnich dni na swoim profilu na Twitterze/X udostępnił Jordi Sanchez. Napastnik Widzewa napisał: „Mój kapitan”. Wpis kapitana klubu z „Serca Łodzi” podał dalej także Andrejs Ciganiks. Łotysz nie omieszkał dorzucić kilku słów od siebie.

Nie tylko bramka Nahuela na 2:0 zdobyta została w kontrowersyjnych okolicznościach. Pierwszego gola Hiszpan strzelił z rzutu karnego, który przyznał został Śląskowi po przewinieniu Rafała Gikiewicza. Golkiper Widzewa ruszył w kierunku piłki, lecz nie trafił on w futbolówkę, a w Alexa Petkowa. Bułgar padł na murawę, lecz sporną kwestią pozostawało, czy aby na pewno nie dodał on trochę od siebie.

Piłkarze w końcu więc nie wytrzymali.

fot. Twitter