Liga Konferencji – podsumowanie pierwszych meczów 1/4 finału

12.04.2024

Liga Konferencji nie obrodziła w bramki w taki sposób, jak zrobiła to w ćwierćfinałach Liga Mistrzów. Zanotowaliśmy jeden bezbramkowy remis, jedno skromniutkie zwycięstwo, a najwięcej działo się w Pireusie, gdzie zespół Sebastiana Szymańskiego silił się na come back od stanu 0:3 i prawie się udało. 

Victoria Pilzno – Fiorentina 0:0

Po prostu spuśćmy zasłonę milczenia na ten ćwierćfinał. Jeżeli ktoś postanowił oglądać mecz Czechów z Pilzna z włoską Fiorentiną, to pewnie gdzieś w okolicach 30. minuty zrobił sobie drzemkę po robocie. Szans było jak na lekarstwo, padły zaledwie trzy strzały celne. Dobrą szansę miał w pierwszej połowie Matej Vydra, ale kopnął obok słupka. Andrea Belotti uderzył z główki w środek bramki.

Nawet nie za bardzo było co tam wycinać do skrótów i pojawiło się na przykład prostopadłe podanie od Lucasa Beltrana, po którym… dość spokojnie piłkę złapał golkiper Victorii Martin Jedlicka. Już ta pierwsza akcja z highlightsów mogła zwiastować z jakim paździerzem mamy do czynienia, skoro coś takiego się w ogóle tu znalazło. Przypomnijmy, trzy strzały celne. Na wyróżnienie zasługuje jednak polityka Victorii Pilzno, która w pierwszym składzie wystawiła na ten mecz aż 10 Czechów. Wyobraźmy sobie Lecha Poznań bądź Legię Warszawa z 10 Polakami w ćwierćfinale Ligi Konferencji…

Olympiakos – Fenerbahce 3:2

Spotkanie, które poziomem emocji dorównało wtorkowym i środowym starciom w Champions League. Padło aż 30 strzałów, a Sebastian Szymański i koledzy zrobili prawie w pełni udany come back, gdyż przegrywali w 57. minucie aż 0:3. Przy pierwszym trafieniu fatalny błąd przy wyprowadzeniu piłki zrobił Caglar Soyuncu. Drugi to ładna indywidualna akcja Konstantinosa Fortounisa, który zwiódł obrońcę, zszedł z piłką do środka i w sumie niespodziewanie zamiast uderzać, to zagrał do Stevana Joveticia. Na 3:0 po udanym przechwycie Greków w środku pola trafił Chiquinho. Wydawało się, że jest pozamiatane.

Potem jednak z karnego trafił Dusan Tadić, a jeszcze później Irfan Can Kahveci. Na pewno warto dopowiedzieć, że asystą przy tym golu popisał się Sebastian Szymański, który notuje dużo słabszą drugą część sezonu. To miało też odzwierciedlenie w tym, że nie był naszą kluczową postacią w barażach do Euro 2024. Od początku lutego pomocnik strzelił tylko jednego gola i zanotował dwie asysty, a przecież jesienią co chwilę miał udział przy bramkach. Sebastian mógł też strzelić gola z główki, ale jego strzał fantastycznie obronił Konstantinos Tzolakis.

Fenerbahce to ciekawa i wybuchowa mieszanka w tym sezonie. Z jednej strony ciekawa przygoda w Europie, z drugiej bójka z kibicami Trabzonsporu, a z jeszcze innej niedawny protest przeciwko władzom ligi tureckiej, wystawienie juniorów i zejście po dwóch minutach z boiska, co poskutkowało walkowerem w Superpucharze Turcji. To jedyny turecki klub, który pozostał jeszcze w europejskich pucharach. Reszta już odpadła.

Club Brugge – PAOK 1:0

Pojedynek polsko-polski: Michał Skóraś mierzy się z Tomaszem Kędziorą o awans. Po raz drugi z rzędu gra w ćwierćfinale Ligi Konferencji i ma bardzo dużą okazję, żeby nawet przebić wynik z Lecha Poznań i tym razem awansować jeszcze dalej – do półfinału. Polski zawodnik ustawiany jest na przeróżnych pozycjach. W lidze z Anderlechtem grał na prawym ataku i popisał się dwiema asystami, żeby teraz w Lidze Konferencji wystąpić na… lewym wahadle. 18 marca zwolniony został Ronny Deila, który, delikatnie mówiąc, nie miał zbytniego zaufania do Skórasia, ale w końcówce kadencji już częściej na niego stawiał.

Mecz Clubu Brugge z PAOK-iem nie był wybitnym widowiskiem, mówiąc kolokwialnie.  Goście z Grecji oddali zaledwie jeden strzał celny. Club Brugge ma jednak czego żałować, bo mógł i powinien wygrać wyżej. Przede wszystkim rzut karny zmarnował Igor Thiago. Druga połowa to już totalna dominacja Belgów. Goście praktycznie nie istnieli i mogą się cieszyć z tak niskiego wymiaru kary. Do odnotowania fakt, że Skóraś rozegrał cały mecz.

Aston Villa – Lille 2:1

Ollie Watkins się nie zatrzymuje. Napastnik „The Villans” zdobył już 25. bramkę w tym sezonie we wszystkich rozgrywkach. Strzelił z główki po rzucie rożnym wykonanym przez Johna McGinna. Szkot zaliczył w tym meczu asystę, a później jeszcze bramkę.

Paradoks wygranej Aston Villi jest jednak taki, że… wcale nie była na własnym obiekcie zespołem lepszym. Tak jak potrafili często dominować o wiele silniejsze ekipy w Premier League, tak nie potrafili tego uczynić z Lille, które może mówić o pechu. Francuzi tego wieczoru mieli na koncie lepsze okazje, ale je partolili. Kosowianin Edon Zhegrova zmarnował sam na sam z Emiliano Martinezem. Potem zmarnowane… kolejne sam na sam, tym razem Bafode Diakite zaskoczył niczym niegdyś Brazyliczyk Lucio i podłączył się do akcji ofensywnej. Stoperzy AV zgłupieli i nikt go nie przypilnował. Dopiero Martinez zatrzymał stopera. Bardzo dobrą okazję zepsuł też Jonathan David – wszystkie te akcje Lille miały miejsce w pierwszej połowie!

Francuzi atakowali, a to John McGinn trafił plasowanym strzałem na 2:0. Nawet jak już potem goście zdobyli bramkę, to… VAR im ją anulował z powodu minimalnego ofsajdu. Towarzyszył im pech na Villa Park. Bramka kontaktowa, którą zdobyli dopiero w 84. minucie, to naprawdę minimum z tego, co mogli tu wycisnąć. Mecz był dość wyrównany, biorąc pod uwagę szanse, ale zdecydowanie te groźniejsze były po stronie Lille. To jednak nie wystarczyło. Emiliano Martinez to w końcu mistrz świata i pokazał mistrzowską klasę.

Fot. PressFocus