Przemysław Frankowski nie ma prawa zagrać z Chorwacją [ANALIZA WYSTĘPU Z PORTUGALIĄ]

15.10.2024

Po meczu ze Szkocją na łamach naszego portalu pojawił się artykuł „Jakub Kiwior nie ma prawa zagrać z Chorwacją„. Przed drugim meczem z Chorwatami antybohaterem będzie Przemysław Frankowski. Zawodnik RC Lens rozegrał katastrofalny mecz i to właśnie jego stroną większość zagrożenia sprawiał nam Rafael Leao. Poza tym… słabo gra już od dawna. 

Kolejny beznadziejny występ

Przemysław Frankowski to jeden z tych zawodników, których najzwyczajniej w świecie nie rozumiem. Od ponad trzech lat jest ważną postacią występującego w Ligue 1 klubu RC Lens. Wcześniej był gwiazdą amerykańskiego Chicago Fire. A jeszcze wcześniej wyróżniał się w Jagielloni Białystok. Tymczasem dobre występy Frankowskiego z orzełkiem na piersi można policzyć na palcach jednej ręki.

Mecz z Wyspami Owczymi? To są tylko Wyspy Owcze. Baraż z Estonią? No ważny mecz, ale to wciąż tylko Estonia. Z Walią? No okej, ale to tylko Walia. A w ważnych meczach? Z Holandią w poprzedniej edycji Ligi Narodów. Na mistrzostwach Europy z tym samym rywalem zagrał już beznadziejnie. Polak znalazł się nawet w najgorszej jedenastce fazy grupowej EURO 2024 wg ocen „Sofascore”. Żaden z reprezentantów Polski nie tracił piłki częściej niż Przemysław Frankowski.

Jeśli natomiast chodzi o czas po EURO, to według ocen naszych redaktorów ze Szkocją był drugim najgorszym zawodnikiem na boisku (gorszy był tylko Jakub Kiwior), z Chorwacją wszedł w końcówce i niczym się nie wyróżnił, a w sobotnim meczu z Portugalią został wybrany najgorszym zawodnikiem na murawie w barwach reprezentacji Polski.

A przecież grono „słabych” było niezwykle szerokie – Paweł Dawidowicz dawał się objeżdżać każdemu, Jan Bednarek był zamieszany w utratę bramek i sam wpakował samobója, Maxi Oyedele nie podołał wyzwaniu w debiucie a nasi napastnicy – Karol Świderski i Robert Lewandowski nie pokazali niczego pozytywnego. Wszyscy ci zawodnicy otrzymali notę „3” w dziesięciostopniowej skali. Frankowski dostał dwóję.

Kącik statystyczny – czy Przemysław Frankowski zagrał aż tak źle?

Mark Twain powiedział kiedyś, że istnieją trzy rodzaje kłamstw: kłamstwo, bezczelne kłamstwo i statystyki. Przejdźmy więc do tychże, posiłkując się wyliczeniami portalu „Sofascore”. 38/42 (90%) celnych podań – wygląda to fenomenalnie. Jeśli spojrzymy na statystyki dośrodkowań nie jest już tak wesoło, bo 2/8. Dalej jest już tylko gorzej. Próby dryblingu? 0/3 (!!) – a mówimy przecież o wahadłowym. O człowieku, który odpowiada za całą prawą stronę, za dynamikę po tej stronie. Do tego 16 strat (!!) – najwięcej w zespole, o trzy mniej miał Sebastian Szymański.

Porównajmy więc jak wypadł Przemysław Frankowski na tle Nicoli Zalewskiego. Zawodnik AS Romy nie zagrał spektakularnego meczu, przyzwyczaił nas do o wiele lepszych występów w reprezentacji Polski, ale na tle zawodnika RC Lens wygląda jak… zobaczcie sami.

Nicola Zalewski – Przemysław Frankowski

  • dośrodkowania: 1/5 – 2/8
  • długie piłki: 2/4 – 1/1
  • próby dryblingu: 3/4 – 0/3
  • wygrane pojedynki: 7/10 – 6/14
  • straty: 11 – 16
  • faulował/faulowany: 0/4 – 1/0
  • przedryblowany: 2 – 4

Przemysław Frankowski najgorzej wypada w statystykach, które na pozycji wahadłowego są przecież bardzo pożądane. Brakuje umiejętności przedryblowania chociaż jednego zawodnika, pójścia gdzieś ofensywnie na przebój. Zamiast tego, reprezentant Polski woli zagrać bezpiecznie, albo puścić sobie piłkę i liczyć, że szybkościowo wygra z rywalem. W wywiadzie dla „sport.interia.pl” tłumaczy dlaczego tak jest:

Po prawej stronie też oczywiście mogę zejść do środka, ale to zagrożenie jest już mniejsze, bo lewą nogę mam słabszą niż prawą. (…) Nie zajdzie we mnie jakaś diametralna zmiana. Nie stanę się nagle wielkim dryblerem. (…) Szybkość mam. Brakuje mi balansu.

Nie zajdzie we mnie jakaś diametralna zmiana. Nie stanę się nagle wielkim dryblerem... Jakie atuty tak właściwie ma Przemysław Frankowski? Ktoś mógłby powiedzieć, że szybkość – mit obalony, Rafael Leao czy Nuno Mendes bez problemu wygrywali z nim pojedynki biegowe. Ktoś inny, że dośrodkowanie – też nie, raz na kilka prób mu wyjdzie. Może ktoś powie, że odpowiedzialność w defensywie i to też będzie kłamstwo.

Czas na analizę

Pogadaliśmy o statystykach, przejdźmy więc do „prawdy”, czyli prześledźmy zachowania Przemysława Frankowskiego w meczu z Portugalią. Pierwsza sytuacja już w piątej minucie. Nasz wahadłowy kryje powietrze. Sekundę później Rafael Leao dostaje piłkę przy linii bocznej i pędzi w kierunku naszej bramki. Sebastian Walukiewicz odciął mu drogę do pola karnego, w związku z czym zawodnik AC Milanu zatrzymał się i wycofał piłkę.

Dwie minuty później reprezentacja Polski ma piłkę w środku pola. Sebastian Szymański podaje piłkę do prawego wahadłowego. Przemysław Frankowski ma hektary wolnej przestrzeni przed sobą. Wystarczyło biec. Zawodnik RC Lens przestraszył się pojedynku jeden na jednego z Nuno Mendesem i zamierzał ścinać do środka, ale Sebastian Szymański chciał kontynuować dobrze zapowiadającą się akcję i pędził w kierunku bramki Portugalii. Więc Frankowski odwrócił się i kopnął piłkę pod nogi wracającego Bernardo Silvy.

Dziesiąta minuta spotkania. Przemysław Frankowski traci z radaru Rafaela Leao. Skrzydłowy reprezentacji Portugalii wbiega mu za plecy, otrzymuje kapitalne podanie od Nuno Mendesa, lecz źle zagrywa piłkę w pole karne.

Niespełna 30 sekund później – powtórka z rozgrywki. Przemysław Frankowski bardzo pasywnie czeka na ruch Rafaela Leao. Skrzydłowy AC Milanu schodzi do lewej nogi, dośrodkowuje, a Cristiano Ronaldo trafia w poprzeczkę. To właśnie jeden z największych problemów prawego wahadłowego w tym meczu – brak odwagi, agresywnego doskoku. W zamieszaniu piłka zostaje wybita głową pod nogi Frankowskiego przez Pawła Dawidowicza a ten ją przyjmuje i… wychodzi z nią za boisko, prokurując rzut rożny dla Portugalii.

To był jeden z najmniej wymagających treningów dla Rafaela Leao, który potrzebuje odbudowania formy. Bo trzeba zaznaczyć, że Portugalczyk jest w bardzo słabej. To wzmacnia kontekst. Przemysław Frankowski za każdym razem, gdy Portugalczyk otrzymywał piłkę w bocznym sektorze boiska, po prostu stał… Żadnej próby doskoku, żadnego agresywnego wejścia, po prostu stał niczym obserwator, który kupił bilety w pierwszym rzędzie.

Leao zagrywa na wolne pole do podłączającego się Nuno Mendesa, a ten usiłuje wymusić rzut karny po interwencji Sebastiana Szymańskiego. Aby nie znęcać się nad bohaterem tego tekstu obiecuję, że jest to ostatni screen, który przedstawia „stojącego” Frankowskiego. Nie minęło jeszcze nawet 17 minut tego meczu…

ALE! W 20. minucie wreszcie jest za co pochwalić Przemysława Frankowskiego. Zauważył, że Sebastian Walukiewicz podłączył się do akcji ofensywnej i zagrał do niego piłkę. Zawodnik Torino posłał niskie dośrodkowanie w pole karne, za niskie, ale wahadłowy dostrzegł tę okazję. I za to należą mu się brawa.

Czas więc na krytykę, a więc akcję bramkową Portugalii. Jak się zaczęła? Reprezentacja Polski wyszła z wysokim pressingiem w kierunku Portugalczyków. Zrobił to również Frankowski, ale przez brak pressingu ze strony Roberta Lewandowskiego nasi rywale jednym podaniem zgubili całą pressującą grupę i Ruben Neves ruszył w stronę naszej bramki. Maxi Oyedele spóźnił się z asekuracją i Sebastian Walukiewicz został sam przeciwko Rubenowi Nevesowi oraz drepczącemu na skrzydle Rafaelowi Leao.

Po krótkiej wymianie podań następuje dośrodkowanie w pole karne, gdzie Bruno Fernandes zgrywa piłkę do wbiegającego Bernardo Silvy. Skąd wziął się tam Bernardo Silva? Zawodnik Manchesteru City „potruchtał” w pole karne, a odpowiadał za niego właśnie zastępujący w środku Walukiewicza bohater tej analizy. Niestety, uznał, że dalej to już nie ma sensu kryć Bernardo Silvy, bo przecież do główki skakać nie będzie… i nie musiał. Bo dostał piłkę pod nogi, a Frankowski truchtał za jego plecami. Skoro już znalazł się w tym miejscu, to mógł próbować przeszkadzać…

Kilka minut później – powtórka z rozrywki. Słabo zorganizowany pressing reprezentacji Polski. Przyjęciem piłki (!) gubi Frankowskiego Nuno Mendes. „Franek” fauluje, ale nie udaje mu się powalić rywala. Przywilej korzyści i zawodnik PSG podaje do Bruno Fernandesa, ten do Rafaela Leao, który kolejny raz znajduje się w sytuacji jeden na jednego z Sebastianem Walukiewiczem. Koniec końców z sytuacji nic nie wyszło, ale to kolejny przykład na to, jak niski poziom odpowiedzialności taktycznej w tym meczu prezentował Przemysław Frankowski.

Chwilę później… druga sytuacja, w której zawodnika RC Lens należy pochwalić. W 34. minucie Przemysław Frankowski w zagrywa sytuacyjną piłkę w pole karne Portugalii. Nie była to przygotowana akcja, ale było dobre zagranie. Problem w tym, że… przeszkodził mu Karol Świderski. Biorąc pod uwagę siłę zagrania zakładam, że piłka miała trafić raczej do Sebastiana Szymańskiego. Jeśli rzeczywiście tak było, to pomysł był dobry.

I znowu, po dobrym zagraniu kryminał. Frankowski pozwala bez problemu przyjąć piłkę Rafaelowi Leao. Ten zbiega do środka i rozpoczyna rajd. Frankowski najpierw próbuje złapać go za koszulkę, następnie „wkłada nogę” by sfaulować Portugalczyka. Ale znów robi to na tyle słabo, że skrzydłowy kontynuuje rajd. Mija Oyedele, wbiega w lukę pomiędzy naszymi obrońcami i uderza w słupek, a dobitką zajmuje się Cristiano Ronaldo. Czy Przemysław Frankowski ponosi bezpośrednią winę za tę bramkę? Absolutnie nie. Czy mógł ją przerwać w zarodku? Nie tylko mógł, ale i powinien. Nawet nie dostałby kartki.

Kolejny przykład tego, jak bardzo Frankowski bał się podejmować jakichkolwiek prób dryblingu. Polak ma piłkę na skraju pola karnego, a naprzeciw siebie Bruno Fernandesa. Zawodnik Manchesteru United jest świetny w skokach pressingowych na połowie rywala, co swego czasu potwierdzały statystyki w Premier League, ale nie kojarzy się raczej z fenomenalną grą w niskiej obronie, więc dlaczego nie spróbować dryblingu i ruszyć do linii bocznej, by stamtąd dośrodkować? Zamiast tego wybiera bezpieczne podanie do Walukiewicza…

Wreszcie w 43. minucie Przemysław Frankowski swoim ruchem „wymusza” podanie na wolne pole. Piotr Zieliński dostrzegł lukę i podał tam piłkę, ale prawy wahadłowy przy próbie zagrania w pole karne… poślizgnął się. Zdarza się.

W 51. minucie Przemysław Frankowski zalicza pierwszy i ostatni faul w tym meczu. Po raz kolejny Nuno Mendes ośmieszył go w środku pola i Polak, goniąc go, zainkasował żółtą kartkę za faul taktyczny. Spójrzcie jednak na ustawienie Frankowskiego w kolejnej akcji (na samej górze). Portugalczycy kreują akcję na swojej prawej stronie. Diogo Dalot rusza i podaje prostopadle do wbiegającego za plecami Pawła Dawidowicza napastnika. Tylko fakt, że Cristiano Ronaldo chciał usilnie zanotować asystę uchronił drużynę Michała Probierza przed utratą bramki. Cała ta akcja to jeden wielki wylew naszych reprezentantów.

Chwilę później – kapitalne dośrodkowanie z głębi pola wprost na głowę Roberta Lewandowskiego. Kapitan reprezentacji Polski uprzedził bramkarza, lecz nie zdołał trafić piłką do siatki. Niemniej należy pochwalić Frankowskiego za celne dośrodkowanie.

W drugiej połowie o wiele więcej pomocy w sektorze, w którym biegał Rafael Leao dawał Sebastian Szymański. Zawodnik Fenerbahce często wbiegał do prawej strony, by pomagać Frankowskiemu i Dawidowiczowi, który przeniósł się tam po przerwie. Dzięki temu sam Frankowski mógł grać trochę wyżej. Sami Portugalczycy zauważyli, że po tamtej stronie zrobiło się zbyt ciasno i przenieśli swoje ataki na drugą stronę boiska.

Największym problemem Przemysława Frankowskiego w tym meczu był fakt, że niemal co akcję pozwalał skrzydłowemu reprezentacji Polski znaleźć się za jego plecami. Przez to nie mógł kontrolować jego pozycji i był spóźniony.

Pod koniec spotkania, po zdobyciu przez naszą kadrę bramki kontaktowej, Przemysław Frankowski grał już niemal jako skrzydłowy. Wynikało to zapewne z instrukcji taktycznych Michała Probierza, który nakazał zawodnikom iść za ciosem. Nie tłumaczy to jednak jego zachowania przy trzeciej bramce Portugalii, gdzie… po prostu truchtał. Ruben Neves podaje do zupełnie nie pilnowanego Nuno Mendesa. Ten wbiega w pole karne i zagrywa piłkę, którą przecina Jan Bednarek, pakując piłkę do własnej siatki. Koniec marzeń.

*wszystkie screeny pochodzą z TVP Sport

Kto na ratunek?

Ktoś mógłby powiedzieć, że „no dobrze, ale przecież Chorwacja to nie Portugalia i nie ma tam żadnego Leao”. I będzie miał rację. Chorwacja w meczu ze Szkocją o wiele częściej wykorzystywała prawą stronę, gdzie na pozycji wahadłowego zagrał doświadczony Ivan Perisić. Nie oznacza to jednak, że lewa była bezzębna – wręcz przeciwnie. Na lewym wahadle „Vatrenich” biega Borna Sosa. Zawodnik Torino ma dwa atuty. Jest dość szybki i bardzo wysoki. Efekt? Regularnie pojawia się w polu karnym, zamykając dośrodkowania Perisicia.

Mierzący 175 centymetrów wzrostu Przemysław Frankowski byłby opcją dość… ryzykowną. Kto więc, jeśli nie on? Cóż, i tutaj rodzi się problem, bo jedyną sensowną opcją jest Jakub Kamiński. W ostatnim meczu z Chorwacją to on odpowiadał za prawe wahadło i nie było najgorzej. To znaczy – ani szału, ani tragedii. Ot, zagrał. Problem w tym, że zawodnik Wolfsburga w klubie gra jako lewy wahadłowy, niemniej jednak zdarzało mu się grać na prawej pomocy czy prawym wahadle, więc mógłby nie gorzej dać sobie radę.

Gdyby chodziło o innego rywala, pewnie moglibyśmy kombinować z przestawieniem Nicoli Zalewskiego na prawą stronę, ale ten wzrost… Kamiński jest o kilka centymetrów wyższy. Inne opcje? Michael Ameyaw nie ma doświadczenia na tej pozycji. A Bartosz Bereszyński… jest środkowym obrońcą w trójce drugoligowej Sampdorii. Selekcjonerze – proszę nawet o tym nie myśleć…

A wystarczy… pogodzić się z zawodnikiem Aston Villi. Matty Cash ze względu na kontuzję mięśniową zagrał w tylko trzech meczach swojego klubu w tym sezonie. I tutaj akurat będąc adwokatem diabła należy zaznaczyć, że pierwszy mecz po kontuzji Cash zagrał 6 października, z kolei Michał Probierz powołania na październikowe zgrupowania wysłał tydzień wcześniej.

Niemniej jednak selekcjoner reprezentacji Polski nie darzy sympatią obrońcy Aston Villi. Matty Cash zagrał w jego debiucie z Wyspami Owczymi 60 minut, dostał 11 minut w barażu z Estonią i to tyle. Nie znalazł się również w gronie powołanych na mistrzostwa Europy, a z tego co przekazuje sam zawodnik – nie ma żadnego kontaktu z Michałem Probierzem. Pytanie tylko, czy w kontekście przyszłości możemy jako reprezentacja zrezygnować z jednego z najlepszych prawych obrońców w Premier League, bo nie ma zamiaru uczyć się języka polskiego? Oczywiście, że możemy – jeśli są godni zastępcy.

Ale ich nie ma. I Przemysław Frankowski w meczu z Portugalią udowodnił, że musimy szukać innych opcji. I mamy ją pod ręką. Opcja nazywa się Matty Cash. Zwłaszcza taki Matty Cash jak w spotkaniu z Manchesterem United. 

fot. PressFocus