Przełamać się nie tylko opłatkiem. 11 Polaków, którzy potrzebują przełamania w 2025 roku

Napisane przez Rafał Dubiel, 24 grudnia 2024
Polacy, którzy potrzebują przełamania nie tylko opłatkiem

Już za kilka godzin wszyscy Polacy usiądą razem przy wigilijnym stole i złożą sobie życzenia na 2025 rok. Jedni spotkają się z bliskimi, by wypocząć w poczuciu wykonania solidnej roboty w całym roku, inni zasiądą do tradycyjnych potraw ze skwaszoną miną, bo coś im nie wyszło. Następnie otrzymają oni życzenia: zdrowia, szczęścia i pomyślności. Którzy polscy piłkarze takich życzeń najbardziej potrzebują? Oto nasza jedenastka zawodników, którzy potrzebują przełamania… nie tylko opłatkiem.

Betters baner bonus powitalny

11 Polaków, którzy potrzebują przełamania wygląda następująco:

Marcin Bułka (OGC Nice)

To pierwszy i prawdopodobnie najbardziej kontrowersyjny wybór w tym zestawieniu, bo akurat bramkarzy to mamy solidnych, ale mimo wszystko zawodnik Nicei znalazł się w tej jedenastce. Już tłumaczę dlaczego. Pierwszą połowę sezonu 2023/2024 Marcin Bułka miał fenomenalną. Masa czystych kont, dobre wyniki osiągane z drużyną, debiut w reprezentacji Polski – ale to wszystko jeszcze w 2023 roku.

Rok 2024 nie był już tak dobry w wykonaniu polskiego bramkarza. Spójrzmy w statystyki, które nie mówią wszystkiego, ale są wskazówką. Marcin Bułka w kończącym się roku rozegrał 45 spotkań na wszystkich frontach (klub + reprezentacja). Zanotował w nich 10 czystych kont i wpuścił 66 bramek. Średnia 1,46 bramki na mecz. I oczywiście, taki stan rzeczy nie jest winą tylko Marcina Bułki. Czasami to koledzy z zespołu zawinili, zdarzały się pechowe sytuacje, ale nie można tego tłumaczyć tylko tym.

  • Marcin Bułka w 2024 roku: 45 meczów, 66 bramek straconych (1,46/mecz), 10 czystych kont
  • Łukasz Skorupski w 2024 roku: 38 meczów, 41 bramek straconych (1,07/mecz), 13 czystych kont

Wydaje się, że Marcin Bułka przegrał również rywalizację o miejsce między słupkami bramki reprezentacji Polski. Zarówno on, jak i Łukasz Skorupski rozegrali po trzy mecze w Lidze Narodów, ale 10 wpuszczonych bramek w trzech meczach chluby nie przynosi. I jeszcze raz podkreślam – nie, to nie był koszmarny rok w wykonaniu bramkarza OGC Nice, ale taki, po którym sam Marcin Bułka pewnie powie sobie „mogło być o wiele lepiej”.

Może czas na zmianę klubu na taki, w którym defensywa będzie bardziej pomagać? Jego drużyna jest dopiero szósta w tabeli Ligue 1, w fatalnym stylu z dwoma punktami po sześciu meczach i bilansem bramkowym 6:14 zajmuje przedostatnie, 35. miejsce w tabeli Ligi Europy. Czas się pakować.

Matty Cash (Aston Villa)

Matty Cash ma pecha, ale sam temu pechowi pomaga. Ma pecha, że selekcjonerem reprezentacji Polski jest Michał Probierz, który – jak dobrze wiemy – nie jest fanem talentu urodzonego w Anglii piłkarza. Sam mógłby tego pecha spróbować odmienić chociaż próbując nauczyć się języka kraju, który podobno chce reprezentować. Nie zaczynajmy jednak dyskusji o tym, co by było gdyby – porozmawiajmy o faktach.

Prawy obrońca rok 2024 rozpoczął jako element wyjściowej jedenastki Aston Villi. Pod koniec sezonu 2023/2024 doznał jednak dwukrotnie urazów, które wybiły go z formy. Z powodu tejże kontuzji selekcjoner nie zabrał go na EURO 2024. W sumie u Michała Probierza zagrał w 2024 roku całe 11 minut z Estonią i… doznał kontuzji. Więcej powołań na zgrupowania nie otrzymał. Obecny sezon Matty Cash również rozpoczął od kontuzji, ale kiedy wrócił, znów trafił do wyjściowej jedenastki „The Villans”.

Na siedem ostatnich meczów w Aston Villi aż pięć razy zagrał po pełnych 90 minut. Może w 2025 roku będzie w stanie przekonać do siebie Michała Probierza? Rezygnacja z podstawowego obrońcy klubu Premier League, na pozycji, na której – delikatnie rzecz ujmując – nie mamy komfortu wyboru, nie jest najrozsądniejszym rozwiązaniem. Matty Cash musi jednak zapracować na to, by po prostu nie dało się go nie powołać.

Mateusz Wieteska (Cagliari Calcio)

Mateusz Wieteska do Cagliari Calcio trafił latem 2023 roku po dobrym sezonie w Ligue 1. W barwach Clermont Foot wychowanek Legii Warszawa był jednym z wyróżniających się zawodników. Zespół ten sensacyjnie zajął miejsce w TOP 10. Mateusz Wieteska okresu po transferze do Włoch nie może zaliczyć do udanych, zwłaszcza w tym sezonie. Zawodnik włoskiego Cagliari Calcio ma ogromne problemy z grą.

W Serie A rozegrał dotychczas dokładnie 124 minuty. Niedawno otrzymał szansę od pierwszej minuty w Pucharze Włoch przeciwko Juventusowi i wypadł bardzo słabo. A szkoda, bo w ostatnich latach znajdował się w gronie środkowych obrońców, których kolejni selekcjonerzy reprezentacji Polski zapraszali na zgrupowania. Teraz, w związku z problemami „Biało-czerwonych” z obsadą linii defensywnej, mógłby wreszcie zaistnieć w kadrze. Ale do tego potrzebuje regularnej, dobrej gry na poziomie Serie A. I tego mu życzymy.

Maik Nawrocki (Celtic FC)

Pamiętacie jeszcze o istnieniu Maika Nawrockiego? Środkowy obrońca wyjeżdżał z Legii Warszawa do Celtiku jako jeden z najlepszych obrońców w lidze i… przepadł. Jak kamień w wodę. Nikt nie wie co się z nim stało. To znaczy wiemy, ale wychowanek Werderu Brema zupełnie wypadł z obiegu. Szkocki klub zapłacił za niego 5 milionów euro i były to jedne z najgorzej wydanych pieniędzy w ich historii.

Szybko złapał kontuzję, która wykluczyła go na kilka miesięcy. Na początku 2024 roku otrzymał kilka szans, ale wkrótce wylądował na trybunach. Nawrocki jest dopiero piątym wyborem na pozycję środkowego obrońcy w Celtiku. W tym sezonie rozegrał tylko 5 minut w Pucharze Szkocji z drugoligowcem. Jeszcze dwa lata temu wydawało się, że kwestią czasu pozostaje debiut tego zawodnika w reprezentacji Polski. A dzisiaj? Jest łączony z powrotem do Ekstraklasy.

Tymoteusz Puchacz (1.FC Kaiserslautern/Holstein Kiel)

Puchacz zwyczajny to gatunek dużego osiadłego ptaka. Tymoteusz Puchacz najwyraźniej nie jest taki zwyczajny, bo od dawna nie może znaleźć sobie miejsca na ziemi. Kojarzycie słynną scenę ze „Ślepnąc od świateł”? Już było dobrze… Już wydawało się, że Tymoteusz Puchacz odbudował się po indywidualnie nieudanych latach, gdzie był wypożyczany do Panathinaikosu czy Trabzonsporu. Co prawda sięgał tam po trofea, ale jego udział w nich był niewielki.

Wreszcie przytrafiło się wypożyczenie na zaplecze Bundesligi, do 1.FC Kaiserslautern, gdzie „Puszka” wyglądał dobrze, zanotował aż 13 asyst, celnie bił stałe fragmenty lewą nogą. Dołożył jedną bramkę i zdecydował się na jeszcze jedną próbę podbicia Bundesligi – tym razem w Holstein Kiel. I co?

Początkowo dostawał swoje szanse, ale ich nie wykorzystywał. W 11. kolejce został zdjęty z boiska w 33. minucie, w kolejnym meczu wszedł w drugiej połowie przy wyniku 3:0 dla FC St. Pauli. Następnie przesiedział 90 minut na ławce z RB Lipsk, by w końcu nie znaleźć się nawet w kadrze meczowej Holstein Kiel na ligowe spotkanie. I nie było to spowodowane urazem, a decyzją trenera. Kolejna zima, kolejne wypożyczenie? A może transfer definitywny?

Kacper Urbański (Bologna FC)

Jego obecność tutaj może dziwić. Na początku 2024 roku otrzymywał sporo szans od Thiago Motty. Był jego żołnierzem, człowiekiem, który nie zawodził. Nieważne, czy Bologna grała akurat z Empoli czy Napoli. Zadaniowiec, który potrafił grać na każdej pozycji. Do tego wszedł z buta do reprezentacji Polski w czerwcu, po zaledwie dwóch występach pojechał na mistrzostwa Europy, gdzie wychodził w wyjściowej jedenastce na mecze z Holandią i Francją. W Lidze Narodów również grał sporo.

W klubie ta sytuacja nie wygląda już tak kolorowo. W sezonie 2024/2025 rozegrał w sumie 484 minuty, a przecież Bologna gra na trzech frontach: Serie A, Liga Mistrzów i Puchar Włoch. W kadrze rozegrał tylko o 100 minut mniej. W sześciu meczach, a nie 24… Media sugerowały, że brak występów Kacpra Urbańskiego w klubie związany jest z wygasającą umową oraz kiepskimi relacjami z trenerem.

Kilka dni temu Bologna ogłosiła jednak przedłużenie umowy z Polakiem do 2026 roku. Wyśmienita wiosna rozbudziła oczekiwania, które jesienią nie zostały spełnione. Apetyt rośnie w miarę jedzenia i Kacper Urbański z pewnością jeszcze kilka miesięcy temu oczekiwał, że końcówka roku będzie o wiele lepsza. Może w 2025 roku te oczekiwania zostaną spełnione. Oby.

Jakub Moder (Brighton)

Nie tego my, kibice, oczekiwaliśmy w 2024 roku. To samo pewnie powie Jakub Moder, dla którego był to fatalny rok. Wchodził w niego z radością – niedługo po powrocie do gry. Rehabilitacja zerwanego więzadła krzyżowego zakończyła się pod koniec 2023 roku i wydawało się, że kolejny rok będzie dla wychowanka Lecha Poznań szansą na odbudowę swojej pozycji w klubie.

Jakub Moder był stopniowo wprowadzany do zespołu, dostawał kilka, później kilkanaście, następnie kilkadziesiąt minut w Premier League w barwach Brighton. Sympatycy reprezentacji Polski liczyli na to, że „Modziu” wróci do świetnej dyspozycji, którą pokazywał przed kontuzją i uporządkuje grę kadry narodowej. Tak się jednak nie stało, Moder z orzełkiem na piersi wyglądał jak cień piłkarza.

Jeszcze gorzej wygląda to w klubie – w sezonie 2024/2025 na boiskach Premier League pojawił się na łącznie cztery minuty… w dwóch meczach. Reszta? Albo ławka, albo trybuny. Dostał jeszcze dwie szanse w EFL Cup i to tyle. Zimą musi odejść i zacząć grać. Mówi się, że zainteresowany jego usługami jest VfB Stuttgart, ale… czy transfer do klubu występującego w Lidze Mistrzów zapewni mu tak cenne minuty? Żeby tylko nie wpakował się na minę…

Piotr Zieliński (SSC Napoli/Inter Mediolan)

2024 rok nie oszczędzał też Piotra Zielińskiego. Po latach spędzonych w Napoli zdecydował się nie przedłużać wygasającego w czerwcu kontraktu i zmienić pracodawcę. W drużynie „Partenopeich” przestał być już kluczowym zawodnikiem – częściej siadał na ławce, albo był zmieniany, kilka ostatnich kolejek opuścił z powodu kontuzji łydki. Środkowy pomocnik rozegrał solidne EURO 2024 i podpisał umowę z nowym pracodawcą. Został nim Inter Mediolan.

– Inter jest jednym z największych klubów w Europie. Za wszelką cenę chcieli mnie pozyskać. Miło jest, gdy zawodnik jest szanowany i czuje, że jest ważny. Otrzymałem wiele ofert, ale pragnąłem tylko Interu – powiedział Piotr Zieliński cytowany przez „sempreinter.com”.

W nowym klubie reprezentant Polski nie gra jednak tak wiele, jak by tego oczekiwał. Tylko dwa razy wychodził w wyjściowej jedenastce Interu na mecz Serie A – o wiele więcej gra w rozgrywkach Ligi Mistrzów. Bardzo dobrze radzi sobie, jak zwykle, w kadrze narodowej. W Lidze Narodów był naszym kluczowym zawodnikiem, dwa razy trafił do siatki i raz asystował. Momentami można było zauważyć, że brakuje mu rytmu meczowego. Oby w 2025 roku „Zielu” ponownie był jednym z najlepszych pomocników w lidze włoskiej.

Jakub Kamiński (VfL Wolfsburg)

Pierwsza połowa 2024 roku dla Jakuba Kamińskiego była beznadziejna. Rolą wychowanka Lecha Poznań było podgrzewanie ławki albo wręcz krzesełek na trybunach. W ostatnich trzech kolejkach sezonu 2023/2024 zagrał i wykorzystał swoje szanse. Zanotował dwie asysty, co stanowiło dobry prognostyk przed nowym sezonem.

Lato minęło, a dobra forma „Kamyka” nie. Zanotował bardzo dobry okres przygotowawczy i wywalczył sobie miejsce w wyjściowej jedenastce Wolfsburga. Miał świetne wejście w sezon – dwie asysty w trzech meczach. Przestawiony na pozycję lewego wahadłowego lub nawet lewego obrońcy zawodnik grał wszystko, wywalczył sobie też miejsce w reprezentacji Polski, ale… przeszkodziła mu kontuzja.

– Kuba naprawdę dobrze radził sobie w sparingach przed sezonem. Podoba mi się, gdy gra w obronie – ma jakość, jeśli chodzi o operowanie piłką. Kontuzja troszkę pokrzyżowała mu troszkę szyki, zespół się zgrał i teraz ciężko mu wywalczyć miejsce w składzie, ale na Kubę można liczyć. Jeżeli wchodzi z ławki, to i tak również nas wzmacnia i prezentuje dobry poziom. – powiedział trener VfL Wolfsburg, Ralph Hasenhüttl.

Kamiński podczas jednego z treningów w klubie złamał palec u ręki, konieczna była operacja. Następnie podczas zgrupowania reprezentacji Polski naciągnął mięsień. Mniej pecha w 2025 roku dla Kuby i wszystko się ułoży.

Nicola Zalewski (AS Roma)

Nicola Zalewski w 2024 roku to piłkarz, który ma dwie twarze. W polskiej kadrze – jedna z największych gwiazd, wręcz objawienie tego roku kalendarzowego. Można wręcz powiedzieć, że „wszystko, co dobre” w jakiś sposób powiązane jest właśnie z 22-latkiem. Najlepszy piłkarz za kadencji Probierza.

Jego żywot w ukochanej AS Romie wygląda jednak zupełnie inaczej. Regularnie w kierunku Nicoli Zalewskiego padają wyzwiska i drwiny, ale trzeba uczciwie przyznać, że Polak nie pomaga sobie występami na boisku. Lewy wahadłowy jest jednym z najgorszych zawodników zespołu w tym sezonie.

Latem nie chciał odejść z klubu, mimo że wchodził w ostatni rok kontraktu i zmniejszył tym samym szanse na solidne spieniężenie go. Wydaje się, że zimą znów będziemy świadkami sagi transferowej związanej z naszym reprezentantem. Najbardziej prawdopodobny jest kierunek turecki, a dokładniej Stambuł. W jednej z rozmów prezydent Beşiktaşu Hüseyin Yüce potwierdził zainteresowanie Polakiem. Wcześniej mówiło się również o zainteresowaniu ze strony Galatasaray czy Fenerbahce, gdzie trenerem jest przecież Jose Mourinho. To właśnie Portugalczyk dał mu szansę wypłynięcia na „piłkarską głębię”.

To chyba najwyższy czas na zmianę klubu. Byłoby to dobre rozwiązanie dla wszystkich stron – dla klubu, dla kibiców, dla reprezentacji Polski i przede wszystkim dla samego Nicoli Zalewskiego.

Arkadiusz Milik (Juventus)

Nie jeden raz w życzeniach słyszeliśmy oklepane „zdrowia, szczęścia i pomyślności”. Osobiście wolę bardziej personalne życzenia, ale dla Arkadiusza Milika właśnie te oklepane byłyby spełnieniem marzeń. Po prostu, żeby wreszcie zdrowie go nie opuszczało i żeby miał odrobinę więcej szczęścia. Na resztę napastnik reprezentacji Polski sobie zapracuje sam – już udowadniał, że potrafi.

Początek 2024 roku był w wykonaniu Arkadiusza Milika całkiem udany. Co prawda nie był elementem wyjściowej jedenastki Juventusu, ale pełnił rolę ważnego zmiennika. Popisał się hat-trickiem z Frosinone, później strzelał jeszcze z Atalantą Bergamo, Lazio i Bologną.

Napastnik reprezentacji Polski odniósł kontuzję podczas czerwcowego meczu towarzyskiego z Ukrainą. Już w 5. minucie tego spotkania z bólem kolana opuścił murawę Stadionu Narodowego. Uraz ten wykluczył go z mistrzostw Europy: – To dla mnie bardzo trudny czas. Wiem, że kontuzje są częścią sportu i zazwyczaj przychodzą w najgorszym możliwym momencie, ale nie można w żaden sposób się na nie przygotować – pisał Arkadiusz Milik w swoich mediach społecznościowych.

W październiku okazało się, że rehabilitacja nie przebiega pomyślnie i napastnik musi poddać się kolejnej operacji – artroskopowego szycia łąkotki w lewym kolanie. Kilka dni temu dyrektor sportowy Juventusu Cristiano Giuntoli poinformował, że Arkadiusz Milik zaczął treningi na boisku i w ciągu najbliższych tygodni wróci do treningów z drużyną. W 2025 roku życzymy przede wszystkim zdrowia dla 30-latka.

Rezerwowi:

Filip Marchwiński (Lech Poznań/US Lecce)

Ofensywny pomocnik od lat uważany był za kolejny wielki talent z akademii Lecha, jednak poza chwilowymi zrywami nie potrafił tego udowodnić nawet w Ekstraklasie. Mimo to włoskie Lecce zdecydowało się na sprowadzenie 22-letniego ofensywnego pomocnika do siebie. Wychowanek Lecha Poznań w nowym otoczeniu nie radzi sobie zbyt dobrze. W Serie A wystąpił raz, w Pucharze Włoch dwa razy, ale na zmianę stanu rzeczy się nie zapowiada.

– Marchwiński zdołał strzelić dwa gole w sparingu z Niceą w sierpniu, co szybko podchwyciła włoska prasa, sugerując, że może to być zapowiedź czegoś większego. Niestety, skończyło się na zaledwie kwadransie w pierwszej kolejce Serie A przeciwko Atalancie. Nie ma nawet sytuacji, w której Marchwiński się rozgrzewa, by być gotowym do wejścia na boisko. Gdy dostał szansę w Pucharze Włoch przeciwko drużynie z Serie B, był jednym z najgorszych zawodników na murawie. Totalnie nie radzi sobie w jednym z najsłabszych zespołów Serie A – powiedział komentator Eleven Sports Piotr Dumanowski.

Co najgorsze… Filip Marchwiński stał się memem wśród kibiców Lecce. Fakty są takie, że Polak rozegrał we Włoszech w sumie 106 minut, a po raz ostatni stąpał po murawie w oficjalnym meczu jeszcze we wrześniu. Dzisiaj mija równo trzy miesiące. Całkiem sporo. Dwukrotny reprezentant Polski musi uciekać z Lecce, ale… dokąd? Wypożyczenie do Serie B? To wymagająca liga dla młodych zawodników. Jeśli tam przepadnie, to za rok, może dwa wróci do Polski. I nie jestem przekonany, że będzie to klub występujący w Ekstraklasie. Życzymy powodzenia! Przyda się…

Kamil Jóźwiak (Granada FC)

Kiedy Kamil Jóźwiak dołączał do Granady w lutym, drużyna szorowała po dnie La Ligi. Bez większych zaskoczeń – Kamil Jóźwiak nie zdołał uratować zespołu przed spadkiem. Jak dotąd najlepszym zagraniem z udziałem Polaka jest… filmik ogłaszający transfer Kamila Jóźwiaka do hiszpańskiego klubu, w którym rozmawia on z Kamilem Piątkowskim (który w poprzednim sezonie grał w Granadzie na zasadzie wypożyczenia) w języku angielskim.

Po spadku został w klubie i wydawało się, że będzie pierwszoplanową postacią. Nic bardziej mylnego. Polak jest tylko rezerwowym, przegrywa rywalizację z niespełnionym talentem z Brazylii – Reinierem, za którego prawie pięć lat temu Real Madryt płacił 30 milionów euro. Przegrywa również z… uwaga, Georgim Citaiszwilim, który nie tak dawno grał w Wiśle Kraków i Lechu Poznań, a następnie wyjechał na EURO 2024 z reprezentacją Gruzji.

W ostatnich meczach dla skrzydłowego zabrakło nawet miejsca na ławce rezerwowych. Bardzo smutno wygląda kariera zawodnika, który jeszcze w 2021 roku był dla reprezentacji Polski kimś takim, jak obecnie jest Nicola Zalewski – wyróżniającym się zawodnikiem, który potrafi zrobić coś ekstra. Za kadencji Paulo Sousy świetnie szło mu na prawym wahadle. Ostatnią bramkę zdobył… 10 maja 2023 roku jeszcze jako zawodnik Charlotte FC.

Michał Skóraś (Club Brugge)

Zmiana Lecha Poznań na belgijskie Club Brugge wydawała się rozsądnym ruchem. To klub lepszy, ale przeskok nie jest tak ogromny, jak w przypadku transferu do którejś z lig TOP 5. Michał Skóraś nie potrafi jednak sobie wywalczyć miejsca w wyjściowej jedenastce „Blauw-Zwart”. Wydawało się, że pod koniec sezonu 2023/2024 wychowanek „Kolejorza” na dobre zagościł w pierwszym składzie – tylko w jednym meczu play-offów rozpoczynał z ławki.

A w tym sezonie? Kilka wejść z ławki, szansa w pierwszym składzie i znowu, kilka wejść z ławki, szansa w wyjściowej jedenastce i ława. Polak w jednej z najlepszych drużyn w Jupiler Pro League niemal nie notuje liczb. A rywale nie próżnują. Tak to wygląda w sezonie 2024/2025:

  • Christos Tzolis: osiem bramek, sześć asyst/2032 minuty (udział co 145 minut)
  • Andreas Skov Olsen: siedem bramek, cztery asysty/1510 minut (udział co 137 minut)
  • Chemsdine Talbi: pięć bramek, dwie asysty/610 minut (udział co 87 minut)
  • Michał Skóraś: jedna bramka, zero asyst/542 minuty (udział co 542 minuty)

Michał Skóraś po prostu przegrywa rywalizację. Nie tylko o miejsce w pierwszym składzie, ale nawet o pozycję „pierwszego do wejścia z ławki”. Jeśli sytuacja się nie zmieni – trzeba będzie szukać nowego klubu.

Podsumowanie

Grono Polaków, dla których 2024 rok był daleki od ideału jest o wiele szersze. Właściwie na każdej pozycji (może oprócz bramkarza) znalazłoby się jeszcze kilka nazwisk zawodników, którzy z pewnością liczą, że przyszły rok będzie lepszy.

W tej jedenastce nie chodzi jednak o to, by wskazywać palcem tych, którym nie wyszło. To grono zawodników, którzy w 2025 roku mają coś do udowodnienia. Kibicom, trenerom, ale przede wszystkim – samym sobie. Życzę wszystkim polskim piłkarzom, by za rok taka jedenastka nie powstała. Bo to będzie oznaczało, że polski futbol jest w zupełnie innym, lepszym miejscu.

Wesołych świąt, zdrowia, szczęścia i pomyślności!

fot. PressFocus

Naczelny redakcyjny krytyk. Merytorykę łączy z humorem. Pisze o wszystkim tym, o czym nikt inny nie chce pisać. Prywatnie kibic Realu Madryt i Asseco Resovii Rzeszów, więc można również powiedzieć, że lubi sukces... okraszony szczyptą masochizmu.

Betters baner na start