Złota Piłka 2024, czyli Vinicius męczennikiem futbolu

29.10.2024

W Theatre du Chatelet 28 października wygranym okazał się Rodri, a przegranymi: Vinicius Junior, Jude Bellingham czy Dani Carvajal. Ten trzeci może i tak czuć dużą satysfakcję, w końcu jako boczny obrońca po trzydziestce otarł się o podium. Najwięcej, a może i przede wszystkim mówi się jednak o Brazylijczyku, który po raz kolejny robi z siebie ofiarę niesprawiedliwości. Teraz, bardziej niż kiedykolwiek, przyszedł czas na nabranie pokory i rozwój sfery osobistej.

Złota Piłka dla Rodriego

Złota Piłka od wielu lat postrzegana jest jako konkurs popularności i trudno się z tym nie zgodzić. Wielokrotnie można było mieć wątpliwości dotyczące wygranych lub przegranych na gali. Do dziś wielu boli – mniej lub bardziej – brak nagrody dla Thierry’ego Henry’ego za 2004, Wesleya Sneijdera za 2010 czy Roberta Lewandowskiego za 2020 (tam gali nie było w ogóle).

W dzień przyznania jej – jak się później okazało – Rodrigo Hernandezowi, znanemu jako Rodri, pewna część piłkarskiego świata zwyczajnie mówiąc odebrała to jako zniewagę i kradzież wobec równie mocnego sezonu w wykonaniu Viniciusa Juniora. Rodri to pierwszy zwycięzca Złotej Piłki z Hiszpanii od 1960 roku i Luisa Suareza Miramontesa.

Może budzić podziw, że zdobył nagrodę jako defensywny pomocnik, także dlatego, ponieważ dokonał tego, co nie udało się choćby najwybitniejszym na swoich pozycjach rodakom: Inieście, Xaviemu czy Sergio Ramosowi. Przybył na galę o kulach z racji zerwanych więzadeł w meczu z Arsenalem. Nie wszyscy o tym wiedzą, ale tą najbardziej ekskluzywną statuetką w socialach się nie pochwalił, bo… nie ma ani konta na portalu Twitter/X, ani Facebooku, ani Instagramie. Pod tym względem to piłkarz trochę starej daty. Nie jest to jednak w żadnym stopniu nagroda niezasłużona.

Złota Piłka 2024, czyli Vinicius męczennikiem futbolu

Vinicius napisał po gali na portalu Twitter/X: – W razie potrzeby zrobię tak 10 razy. Nie są przygotowani. Te słowa są mało poważne, jak i powyższe komentarze internautów, nawet gdy spojrzymy na sam sezon pomocnika Manchesteru City, teraz poważnie kontuzjowanego z racji urazu więzadła w kolanie. Są one pewnym brakiem szacunku wobec zwycięzcy samego plebiscytu „France Football” i jego osiągnięć.

Dziewięć bramek i 12 asyst jak na „szóstkę” to wynik niesamowity. Do tego mistrzostwo Anglii oraz wygrane EURO, gdzie sam piłkarz był MVP całego turnieju. Notowania za samo boisko były już więc wysokie, do tego uznawany jest za topowego piłkarza w skali Premier League, nie mówiąc już o ważnej na boisku pozycji. 21 goli i asyst było zaledwie wynikiem o dziewięć mniejszym niż u Viniciusa (21+9). Brazylijczyk mimo triumfu w Lidze Mistrzów, La Liga oraz Superpucharze nie zaliczy do udanych Copa America, gdzie Brazylii nie było nawet w TOP 4. Ten wynik to też drobna składowa ogromnego kryzysu „Canarinhos”, ale to temat na inną dyskusję.

O wynikach, kibice dowiedzieli się w dzień gali – do tej pory zdarzało się by Fabrizio Romano zdradzał „coś więcej”. Tym razem organizatorzy pragnęli być jeszcze bardziej szczelni. Nie spodobało się Realowi Madryt i nie spodoba raczej to, że właśnie tak rozwiązano kwestię zwycięzcy.

Do ostatnich godzin na dobrą sprawę obydwaj kandydaci do Złotej Piłki nie wiedzieli co się wydarzy w stolicy Francji. Rodri myślał, że jego zwycięstwo to… „wkrętka”, Vinicius był pewny zwycięstwa. Florentino Perez niecierpliwił się, że dzień przed galą nadal nie wie, kto wygra – przez ostatni tydzień „France Football”, według informacji „Relevo”, udzielało prezydentowi „Królewskich” wymijającej odpowiedzi. Aż przyszedł poniedziałek 28 października 2024 roku.

Pokora się przyda – także najlepszym

Real Madryt zachował się jak taki szanowany dorosły mężczyzna, którego z jakiegoś powodu publicznie ośmieszono. Wyszedł z imprezy, choć jeszcze przed jej rozpoczęciem. I tak, jeżeli w dzień gali dochodzi do sytuacji, że dowiadujesz się o tym, że nie wygrywasz, to jest to dziwne – ale co by Realowi jako klubowi i jego piłkarzom szkodziło w sumie pojechać na galę do Paryża?

Real to klub, który robi wszystko po królewsku – tutaj jednak po królewsku doszło do zgrzytu. Warto dodać, że przecież Carlo Ancelotti oraz Kylian Mbappe mieli do odebrania nagrody. Podobnie też „Królewscy” zostali Drużyną Roku. Nie wybrał się do paryskiego teatru choćby Emilio Butragueno, który widoczny jest praktycznie na każdej gali jako przedstawiciel klubu.

Była to odgórna decyzja klubu, rykoszetem oberwało się też Viniciusowi – fani uważali bowiem do czasu, że on sam nie chce zjawić się w Paryżu. Wyjątkowo w tym przypadku zabrakło Realowi tej klasy, którą sam zawsze prezentuje. Clarence Seedorf sugeruje nawet, że z racji powrotu UEFA do organizacji plebiscytu, wpływ na rozstrzygnięcia mogła mieć sprawa Superligi, gdzie Perez z chęcią udzielał się i wierzył w powodzenie projektu. UEFA jest pamiętliwa, ale dyskusję na ten temat zostawiamy Wam.

Nie inaczej co do braku klasy i pokory było w przypadku Viniciusa. Według informacji „Relevo” Brazylijczyk w niedzielę poprzedzającą galę w Paryżu był z rodziną oraz grupą znajomych świętujących już nagrodę. Obiecał już swoim najbliższym po roleksie. Planował kolejną zabawę, ale już w Paryżu, dla setek gości. Zamówił imprezę.

Wszystko spełzło na niczym, mimo iż były sugestie, że trzeba być wstrzemięźliwym do ostatniej chwili – nie proszono bowiem piłkarza o nagranie jakiegokolwiek filmiku. Wiemy doskonale, że często takie filmiki bywają wyświetlane w przypadku wygranych bądź nieobecnych na gali.

Vinicius pogrzebał sprawę… charakterem?

Jednym z kryteriów przyznania nagrody jest tzw. „class and fair play”. Czy Hiszpana można uznać za wzór w tej kategorii? Prędzej jego niż Viniciusa. Rodri nie generuje bowiem takiej dyskusji, poziomu toksyczności co Brazylijczyk. Vini nie potrafi bowiem niczego na boisku przemilczeć, nie umie się opanować, gdy coś nie idzie po myśli, frustracja bardzo daje mu się we znaki. Rywale o tym doskonale wiedzą.

I tak, trzeba potępiać każde zachowanie rasistowskie, które spotyka jego czy innych zawodników na trybunach, bo doskonale wiemy, że Brazylijczyka bardzo łatwo wyprowadzić z równowagi właśnie takim postępowaniem, ale nie można każdej boiskowej decyzji wbrew Brazylijczykowi określać mianem rasizmu – tak po prostu nie wolno i to rzecz nieuczciwa. Takie coś zarzuciła swoimi słowami choćby Ludmila Silva, piłkarka żeńskiej kadry „Canarinhos”.

Będąc czarnym, musisz być dwa razy lepszy.

Tak, w kwestii Złotej Piłki, wyciągnięto „kartę” rasizmu, tak bardzo obrzydliwą, gdy powinie się komuś noga, jeśli chodzi o ludzi spod znaku tej rasy. Trudno uwierzyć, że mówi to świadoma osoba ze świata piłki, w którym nagrodę dla piłkarza roku wygrywali w przeszłości: George Weah, Ronaldinho, a miejsca na podium zajmowali Sadio Mane (2022, edycja z niepodważalnym Benzemą) czy Frank Rijkaard w erze narodzin wielkiego Milanu.

W piłce kobiecej przez lata doceniania była choćby rodaczka Silvy, Marta – jest ona jedną z największych legend kobiecego futbolu. Mimo to, rodaczka Viniego także wyciągnęła spod talii w 2024 roku z powodu porażki piłkarza… kartę rasizmu.

To zdanie, które pasuje pod swego rodzaju psychozę. Na najwyższym poziomie tego rodzaju oskarżenie wobec najwyższych władz można odebrać jedynie jako zaburzenie postrzegania świata z własnej perspektywy. Głosujący patrzą na boisko i kryteria, które mają pomóc rozstrzygnąć końcowe wyniki. Nie dlatego, że Vinicius ma odmienną rasę, a dlatego, że były pewne wątpliwości co do jego osoby z racji kryteriów przyznawania nagrody. Nie był też… niepodważalnym kandydatem do nagrody. W przypadku Viniego wystarczyło tylko i aż zrobić coś lepiej jedynie na Copa America.

Złota Piłka nie dla obrońców

Co ma w takim razie powiedzieć Carvajal, skoro nie wygrał czy nie był nawet w TOP 3? Zrobił na dobrą sprawę wszystko, co tylko mógł. W wieku po trzydziestce, skreślany już w Realu, wrócił do topowej formy. Możliwe, że czerwień z Niemcami na EURO też miała jakiś wpływ, ale umówmy się, to drobiazg – bez niej niewiele by się raczej zmieniło. Od lat piłkarze defensywni są pomijani. Bardzo blisko był Virgil van Dijk o parę punktów gorszy od Messiego w 2019 roku.

Wybitny mundial 2006 pozwolił Cannavaro wygrać nagrodę, przez lata Paolo Maldini uzbierał mniej nominacji jedynie od Messiego i Ronaldo, a sam Gigi Buffon miał 11 nominacji jako bramkarz – w 2006 też zrobił dużo, aby odebrać statuetkę. Jak widać da się, ale w przypadku bocznego obrońcy, poza zwyczajnym brakiem docenienia, nadszedł element równie dobrej konkurencji.

Słowa Viniciusa po gali są brakiem klasy wobec Rodriego, ale… mogą być gwarantem, że ujrzymy jego jeszcze lepszą wersję. Piłkarz ten cztery lata temu był pośmiewiskiem dla fanów Realu, a dziś mówimy o nim jako przegranym Złotej Piłki. Można go lubić lub nie, ale ambicji, charakteru nie można mu odmówić, umiejętności także. Przebył kawał drogi. Nie dziwi więc spore wsparcie jego kolegów klubowych i wielu ludzi świata piłki, także przy okazji gali (Camavinga, Ancelotti, Leao, Gasperini).

Sytuacja ze Złotą Piłką to dobry pretekst, aby wziąć się do pracy i być jeszcze lepszym. Najlepiej na krytykę odpowiadać na boisku. Ronaldo i Messi przez lata generowali chore liczby, więc teraz pora, aby to samo robił Vini – bo mając argument liczb na boisku może on zmienić dużo w swoim postrzeganiu, także w kontekście rozstrzygnięć plebiscytu dla piłkarza roku na świecie. I niech to będzie cenna nauczka, czy jak kto woli, lekcja pokory dla Viniego.

Fot. PressFocus