Francja lepsza od Włochów. Cztery trafienia na San Siro

Napisane przez Mateusz Dukat, 17 listopada 2024
Francja

Francja wraz z podopiecznymi Didiera Deschampsa przybyła do Mediolanu, aby rozegrać hit listopadowej serii gier Ligi Narodów UEFA. Na San Siro spotkanie to miało rozstrzygnąć, która z drużyn będzie lepiej rozstawiona podczas marcowych ćwierćfinałów rozgrywek. Ostatecznie w napoleońskim meczu (słynny Cesarz Francuzów urodził się przecież we Włoszech) zwyciężyła ekipa przyjezdnych, która pokonała rywala 3:1.

Atomowy start

Spotkanie rozpoczęło się z wysokiego „C’. Już w drugiej minucie meczu Włochy – Francja padł bowiem gol na 1:0 dla gości, a zdobywcą bramki okazał się być nowy pomocnik Maryslii – Adrien Rabiot, który najlepiej odnalazł się w zamieszaniu w polu karnym i oddał celny strzał głową po podaniu Lucasa Digne.

Po stracie gola Włosi wciąż nie byli sobą i mieli spore trudności ze stworzeniem choćby jednej składnej akcji. Na ten fakt wpływ z pewnością miał także brak doświadczenia w szeregach Azzurrich – średnia wieku w podstawowej XI desygnowanej do boju przez Luciano Spallettiego wynosiła stosunkowo niewiele – dokładnie 26 lat. U niektórych włoskich zawodników na pierwszy rzut oka widoczny był brak obycia na poziomie futbolu reprezentacyjnego.

To właśnie mogło szczególnie boleć włoskich kibiców – w końcu to właśnie słynny spokój z odrobiną szaleństwa był ich znakiem rozpoznawczym w ostatnich latach. Alessandro Buongiorno, Mateo Retegui czy Guglielmo Vicario zdecydowanie nie należą do najbardziej doświadczonych piłkarzy w kadrze włoskiej.

Kulminacyjny moment pierwszej części spotkania nadszedł jednak w 33. minucie, kiedy to kapitalnym strzałem z rzutu wolnego w same okienko bramki popisał się lewy obrońca – Lucas Digne. Co ciekawe, ostatecznie bramka ta została uznana jako trafienie samobójcze golkipera – Guglielmo Vicario. Dokumentacja nie zmienia jednak faktu, iż lewy obrońca Francuzów uderzył wspaniale – w końcu do pomyłkę też trzeba umieć wywołać. Sytuacja ta została stworzona przez spóźnione wejście Davide Frattesiego, który w kadrze strzela jak na zawołanie.

Włosi wrócili

Wynik 2:0 dla Francji oznaczał dość istotne przetasowania w tabeli – wówczas w tabeli na żywo pierwsze miejsce zajmowali właśnie Les Bleus. Taki obrót spraw spowodowałby, że Włosi grając bardzo dobrze przez cały jesienny cykl Ligi Narodów dość niespodziewanie spadliby na drugie miejsce, co w perspektywie czasu oznaczałoby trudniejszego przeciwnika w ćwierćfinale rozgrywek.

Presja matematyki ewidentnie zmotywowała gospodarzy, którzy momentalnie rzucili się do ataku. Ofensywna gra zaowocowała w 35. minucie meczu, kiedy to po szybkiej, składnej akcji gola kontaktowego strzelił na co dzień reprezentujący interesy turyńskiego Juventusu Andrea Cambiaso.

W drugiej połowie meczu tempo spotkania ustabilizowało się i oba zespoły rzadziej decydowały się na szybkie kontry, wybierając zamiast nich spokojne ataki pozycyjne.

Francja znów na czele

W okolicach 60. minuty Francuzi w końcu zdecydowali się użyć wcześniej zakurzonej broni, czyli strzału z dystansu. Groźnym uderzeniem zza pola karnego popisał się Christopher Nkunku, natomiast silnie kopniętą futbolówkę zdołał sparować włoski bramkarz.

Wraz z upływem czasu na murawie San Siro coraz bardziej widoczna stawała się przewaga gości. Podopieczni Didiera Deschampsa często zmuszali rywali do nieprzepisowego kończenia ofensywnych zapędów Francuzów, tym samym zgarniając na siebie niebezpieczeństwo. Trzecią bramkę Francuzów po stałym fragmencie gry zdobył bowiem Adrien Rabiot, który po trafieniu do siatki Włochów mógł wpisać sobie do CV przysłowiową „doppiettę”. Co ciekawe, pomocnikowi znów asystował Lucas Digne – dla lewego obrońcy zdecydowanie był to najlepszy mecz rozegrany w narodowych barwach. Dwie znakomite asysty i znakomity (strzelony aczkolwiek niezaliczony) gol. Czego chcieć więcej?

Ponowne dwubramkowe prowadzenie gości znów oznaczało, że na czele tabeli w grupie A pierwszej Dywizji znaleźli się Francuzi. Wracając jeszcze na chwilę do gola Rabiota, był to pierwszy „dwupak” strzelony Włochom przez Francuza od 2006 roku i bramek nieco zapomnianego już Sidneya Govou.

W obliczu utraty pierwszego miejsca Luciano Spalletti od razu zdecydował się na potrójną zmianę, podczas której na boisku zameldowali się:

  • Moise Kean
  • Nicolo Rovella
  • Giacomo Raspadori

Mimo kolejnej, już czwartej (!) zmiany (wszedł Daniel Maldini) w grze Włochów nie zobaczyliśmy dużej różnicy. Swój spory udział w braku klarownych akcji gospodarzy mieli oczywiście Francuzi, którzy grali spokojnie, utrzymując się przy piłce i czasem celowo opóźniając tempo spotkania.

W samej końcówce meczu blisko strzelenia gola na 2:3 był Moise Kean, jednakże w bramce niezmiennie szalał Mike Maignan. Kiedy zegar wskazywał już 94. minutę spotkania golkipera AC Milanu popisał się kapitalną interwencją i po raz kolejny potwierdził, że jest bramkarzem dysponującym niesamowitym refleksem. Chwilę później wycieczkę pod pole karne Maignana zrobił Vicario, ale na nic się to zdało.

Ostatecznie więc spotkanie Włochy – Francja zakończyło się wynikiem 1:3, dzięki czemu mimo niedawnego wstydliwego remisu z Izraelem to właśnie reprezentanci Les Bleus zapewnili sobie pierwsze miejsce w tabeli grupy Ligi Narodów. Taki obrót zdarzeń powoduje, że w fazie pucharowej podopieczni Didiera Deschampsa będą mieli zdecydowanie łatwiejszą ścieżkę do osiągnięcia końcowego sukcesu.

fot. PressFocus