Legia ściągnęła go po udanym EURO. Dziś jest bez klubu

Legia Warszawa nie od dziś kojarzona jest z ciekawymi transferami. W ostatnich miesiącach głównodowodzący otrzymali nawet ksywkę „dekodery”, ponieważ kupują piłkarzy, których zna kibic Ekstraklasy. Wiele lat temu „Wojskowi” nie bali się inwestować na rynku w zawodników, którzy otarli się o wysoki poziom. Jeden z nich jest dziś bez klubu. Znów poszło o charakter.
Legia posiadała go rundę. Zarobiła na nim, a nie pokazał wiele
Prawie 34-letni dziś napastnik z Albanii Armando Sadiku przy ulicy Łazienkowskiej zameldował się latem 2017 roku. Rok wcześniej strzelił pierwszego w historii gola dla Albanii na mistrzostwach Europy. Było to jedyne trafienie spotkania z Rumunią, które dało historyczny triumf tej małej kadrze na wielkiej imprezie. Sadiku był wtedy wypożyczony z FC Zurich do FC Vaduz. Michał Żewłakow – także od niedawna obecny dyrektor sportowy postawił na Albańczyka. Legia zapłaciła za piłkarza 750 tysięcy euro i… niestety dla niego oraz kibiców – pokazał on dość mało.
Gdy mowa o rozdziale „Sadiku w Legii” przede wszystkim przychodzą na myśl słowa napastnika na temat traktowania go przez trenera. Powiedział wtedy, że jest jak ferrari, które stoi w garażu. Po rundzie jesiennej prywatnie kuzyn Granita Xhaki został sprzedany do Levante – co ciekawe Legia jeszcze na nim zarobiła, bowiem Hiszpanie zapłacili milion euro! Trudno więc do końca uznawać go za transferową wtopę. Strzelił siedmiokrotnie w 25 występach (1200 minut).
"To że nie grałem, to jak mieć ferrari i trzymać je w garażu, zamiast nim jeździć" – to słowa dzisiejszego solenizanta, Armando Sadiku, napastnika Legii w 2017 r. Albańczyk kończy dziś 29 lat. W barwach Legii rozegrał 25 meczów, zdobył 7 bramek.#Legia pic.twitter.com/bpqFZdf6Js
— XX(L) (@XXL_1916) May 27, 2020
Zabłąkany Sadiku
Do dziś błąka się on po wielu różnych klubach. Przemierzył przy okazji dwa kontynenty. Poza Europą wylądował w klubie, który także swego czasu nie oszczędzał. Mowa tu o boliwijskim Bolivarze z La Paz. Spędził tam wiosnę 2021 roku i był pierwszym Albańczykiem w historii Copa Libertadores. Trafił dla klubu dwukrotnie w siedmiu meczach.
Od lata 2023 do niedawna grał w Indiach – najpierw w Mohun Bagan, a ostatnio w FC Goa. W ostatnich miesiącach występował razem z Ikerem Guarrotxeną – swego czasu piłkarzem Pogoni Szczecin. I to właśnie tam Sadiku radził sobie bardzo dobrze. Razem przez dwa lata uzbierał 46 spotkań ligowych i 18 trafień. W play-offach z Bengaluru FC w 88. minucie trafił do siatki w bardzo ważnym momencie, ale chwilę później legenda Sunil Chhetri pozbawiła finału zmagań drużynę byłego piłkarza Legii. Po swojej bramce Sadiku w emocjach skupił się… na własnych genitaliach.
𝐂𝐥𝐮𝐛 𝐒𝐭𝐚𝐭𝐞𝐦𝐞𝐧𝐭:
FC Goa and Armando Sadiku have mutually agreed to part ways with immediate effect. pic.twitter.com/teLscbgb1O
— FC Goa (@FCGoaOfficial) April 14, 2025
Ponoć chodziło o złość wyrażoną w stronę trenera drużyny. FC Goa postanowiła zwolnić miesiąc przed czasem z umowy Albańczyka za porozumieniem stron z racji niewłaściwego i nieprofesjonalnego zachowania i jest on teraz bez klubu. Oznacza to, że klub z Indii na krajowy superpuchar jest bez napastnika. Brzmi znajomo, nieprawdaż?
Mówi się, że spore szanse Sadiku ma na powrót do ojczyzny, a… może pora na powrót do Polski? W tego typu ruchy wydaje się być dobry Motor Lublin i Wieczysta Kraków. Oczywiście, to tylko nasze przypuszczenia, ale skoro Samuelowi Mrazowi udało się na dobre naładować magazynek, to czemu nie Sadiku? Piłkarz ma jeszcze kilkadziesiąt miesięcy gry przed sobą, a i tak zmienia on pracodawcę co pół sezonu/pełną kampanię. No i w niedawnym klubie prezentował niezłą formę strzelecką.
Legia Warszawa ponownie z Michałem Żewłakowem jako dyrektorem sportowym – ten kierunek z całkowitą pewnością należy wykluczyć już na starcie. W stolicy stawiają coraz mocniej na akademię, a ostatnio choćby przedłużyli oni umowę z Wojciechem Urbańskim.
Fot. PressFocus