Dziesięć lat temu Wisła, dzisiaj półfinał LM. Jak Marcelo radził sobie przeciwko Lewandowskiemu?

20.08.2020

Była lupa na Roberta Lewandowskiego, czas na kolejnego zawodnika, który wybił się w Ekstraklasie. Środkowy obrońca Olympique Lyon, Marcelo, nie będzie mógł być zadowolony ze środowego półfinału, ale głównie przez wynik. Akurat do jego postawy trudno mieć większe zastrzeżenia, niż do całej reszty drużyny. Przyjrzeliśmy się meczu w jego wykonaniu.

Gol na jego konto

Zacznijmy od oczywistej rzeczy. To na Marcelo spoczywa wina za trzeciego gola, autorstwa Roberta Lewandowskiego. Polski napastnik zdecydowanie zgubił brazylijskiego defensora tuż przed dośrodkowaniem Joshuy Kimmicha, co zaważyło na lepszej pozycji wyjściowej przy wyskoku do piłki. W tej sytuacji wtopa Marcelo, ale… w zasadzie to był jedyny poważny błąd ex-wiślaka w tym meczu.

Szef trójki w obronie

Olympique Lyon rozpoczął w ustawieniu z trzema środkowymi obrońcami. Bliżej prawej strony mieliśmy Jasona Denayera, bliżej lewej Marcala, a w środku jego rodaka Marcelo. To też miało wpływ na sposób gry tego ostatniego zarówno w momencie budowania gry oraz momentu bronienia.

W tym pierwszym aspekcie zdecydowanie rzadziej miał piłkę przy nodze, a jeśli już się tak zdarzało, zazwyczaj decydował się na bezpieczne rozwiązania. Albo podawał do najbliżej ustawionego kolegi, albo wybierał długie zagrania. Tutaj jednak również warto wspomnieć dwa momenty. W 7. minucie jego próba dłuższego podania została zablokowana przez Roberta Lewandowskiego, a po chwili Bayern umiejętnie założył pressing zmuszając Anthony’ego Lopesa do wybicia piłki w aut. Jednak niecałe pół godziny później zagrał bardzo dobry przerzut do Leo Duboisa, po którym akcja Lyonu nabrała tempa. Chwilę później – gdy Bayern odebrał piłkę – Marcelo uderzył ręką w twarz Roberta Lewandowskiego w walce o pozycje. W tej sytuacji Brazylijczyk zobaczył zasłużoną żółtą kartkę.

Dwa gole? Nie na jego konto

W tyłach? Był niejako ostatnią instancją, gdyż często był zmuszony asekurować kolegów z bloku obronnego, którzy wychodzili do zawodników z piłką. Tak było przy pierwszym golu. Serge Gnabry zszedł do środka uciekając Marcalowi, a ruch Marcelo został wymuszony przez Thomasa Mullera, który wyszedł na prostopadłą piłkę. To miejsce, w połączeniu z brakiem aktywności środka pola, zrobiło korytarz do rajdu i strzału dla Gnabry’ego.

Bayern-Lyon 1:0
Akcja Bayernu na 1:0. Serge Gnabry przy piłce. Marcelo i Muller w żółtym kółku, a na niebiesko przestrzeń pomiędzy Marcelo a Denayerem.

Przy drugim golu można powiedzieć, że wykonał swoją pracę, spychając akcje ze środkowego sektora do boku, gdy szarżował Gnabry. Jednak po chwili Alphonso Davies dograł piłkę do środka i tam, przy odrobinie szczęścia, Bayern podwyższył wynik.

W drugiej połowie oddał jeden strzał w 56. minucie, ale jego główka po rzucie rożnym trafiła prosto w ręce Manuela Neuera. W międzyczasie stoczył kilka pojedynków z Lewandowskim na ziemi i większość z nich wygrał, aż do wspomnianego z końcówki meczu.

Warto dodać, że ostatnie 20 minut Lyon grał już dwójką środkowych obrońców. Marcal zszedł z boiska, a jego miejsce zajął dużo bardziej ofensywny Rayan Cherki. To oraz wejście Kenny’ego Tete oznaczało przejście do gry z czwórką w linii, do której cofnięty został także Maxime Cornet.

Wstydu nie było

Mimo tego, że Marcelo zawalił jednego gola, reszta nie była jego winą. Krótko mówiąc jego ocena nie będzie się szczególnie różniła od pozostałych kolegów z linii obrony, a także ofensywnych formacji. Na pewno polskim kibicom mogło się zrobić miło, że duet, który 10 lat temu walczył ze sobą w Ekstraklasie, w 2020 roku stoczył bój o finał Ligi Mistrzów. Górą Robert Lewandowski, ale Marcelo na pewno będzie miał dobrą pamiątkę, o której pewnie jeszcze dwa tygodnie temu mógł pomarzyć.