Goncalves chciał skończyć z piłką. Mocne wyznanie pomocnika Legii

W drugiej linii Legii Warszawa od roku występuje Claude Goncalves. Jego pierwszy sezon przy Łazienkowskiej był czasem ze zmiennym szczęściem, ale miał też kilka pozytywów. Wygrany Puchar Polski, znakomity mecz na Stamford Bridge czy bramka z GKS-em Katowice – te momenty zmieniają pewną perspektywę sezonu Portugalczyka. Spora jednak jego część była bardzo trudna. Właśnie o niej Goncalves opowiedział dziennikarzom. Było naprawdę źle.
Od niewypału do pierwszego składu
Claude Goncalves przybył do Legii Warszawa latem 2024 roku. Wcześniej reprezentował barwy Łudogorca Razgrad, gdzie przez większość sezonu był podstawowym zawodnikiem grając w pomocy obok Jakuba Piotrowskiego, a właściwie zabezpieczając tyły, by Polak mógł grać bardziej ofensywnie. Zasilił warszawski zespół bez kwoty odstępnego. Sprawiał bardzo dobre wrażenie na letnim obozie przygotowawczym, ale coś później… się mocno zepsuło. Portugalczyk francuskiego pochodzenia był pomijany w selekcji przez Goncalo Feio.
Jeszcze zimą można go było uznać za ogromny niewypał. Goncalves był krytykowany za to, że zwyczajnie nie nadąża. Znalazł się w naszym podsumowaniu transferowym TOP-y i FLOP-y w połowie sezonu, w którym pisaliśmy: – Jeszcze za kadencji Kosty Runjaicia potwierdzono zakup Claude’a Goncalvesa. 30-latek miał być w końcu godnym zastępcą Bartosza Slisza. Oczekiwania w pełni rozjechały się z rzeczywistością. Były gracz Łudogorca pokazał, że jest za wolny, zbyt ociężały i zwyczajnie nie nadaje się do gry na takim poziomie.
Claude Gonçalves will wear our shirt! pic.twitter.com/84xuEKNgOY
— Legia Warsaw (@LegiaWarsawEN) June 15, 2024
Goncalves dopiero w końcówce sezonu zaczął „coś” pokazywać. Goncalo Feio wystawiał go w pierwszym składzie. Łącznie w premierowym sezonie przy Łazienkowskiej rozegrał 32 spotkania i „w nogach” ma 1852 minuty (średnio ok. 58 minut na spotkanie). Strzelił dwa gole i zanotował dwie asysty. Pod koniec rozgrywek 2024/25 stał się elementem wyjściowego składu i wyszedł choćby w pierwszym składzie na finał Pucharu Polski z Pogonią Szczecin.
Goncalves miał ogromny mentalny dołek
Goncalves zdobył się na odwagę i wyznał wiele ciekawych faktów z minionego sezonu. Przyznał, że przechodził naprawdę bardzo zły czas w życiu prywatnym, kiedy był krytykowany i nie potrafił się odblokować.
– Czasem, gdy dajesz z siebie wszystko, piłka nie oddaje ci tego w dobry sposób. Przyjeżdżasz do LTC, dajesz z siebie wszystko, chcesz być najlepszy. W meczach nie wygląda to dobrze. Wracasz do domu i nie rozmawiasz z dziećmi, z żoną, bo wszystko poświęcasz klubowi. Przestajesz jeść, potem przestajesz spać. I gdy idziesz tą drogą – uwierz mi – to nie jest właściwa droga. To był naprawdę zły moment. Potem doszły kontuzje… Czułem, że muszę przestać grać w piłkę, rzucić futbol.
– Miałem wiele rozmów z żoną na temat zakończenia kariery, dużo rozmawiałem też z moim agentem. Powtarzałem: „Piłka nożna już może nie jest dla mnie”. Przez trzy, cztery miesiące w Legii czułem się jakby mnie to niszczyło. Nie spałem, nie cieszyłem się rodziną, nie mogłem spędzać czasu z córką, nie mogłem jej dać tego, czego potrzebowała. A ona jest dla mnie najważniejsza. Teraz myślę, że to dzięki mojej żonie – coś się zmieniło. Ona zmieniła mój sposób myślenia. Dużo też wtedy pracowałem z psychologami, bo to był naprawdę trudny moment.
Goncalves powiedział też, że Legii do mistrzostwa nie potrzeba dużo więcej jakości w składzie: – Najważniejsza jest grupa. Nie potrzeba dużo więcej jakości, by znów to osiągnąć. Grupa ze sztabem musi być jak rodzina. Możesz ściągnąć kogo chcesz, jak w PSG było z Messim i Neymarem. Ale jeśli drużyna nie jest zjednoczona to nic z tego nie będzie. Tu jest klucz i do tego by być pozytywnym – to dotyczy całego klubu.
Cała rozmowa na portalu „Legia Net”.
Fot. PressFocus