FREEBET 300 ZŁ NA START!
Za min. dwa gole w meczu Real – Arsenal dla nowych graczy Betfan!

Ariel Galeano: „ŁKS znałem z rozmów z Sobocińskim”

Napisane przez Marcin Ziółkowski, 14 kwietnia 2025
Galeano screen

Ariel Galeano dość nieoczekiwanie objął na wiosnę drużynę ŁKS-u Łódź. Paragwajczyk, który ma 28 lat jako kandydat na trenera już sam w sobie był dużym zaskoczeniem. Robert Graf się jednak nie wahał i po pożegnaniu Jakuba Dziółki poszedł va banque. Paragwajski trener był gościem podcastu Tomasza Ćwiąkały. Sporo opowiedział o swojej drodze.

Ariel Galeano, czyli paragwajski wynalazek Roberta Grafa

Galeano opowiedział trochę o swoim doświadczeniu w roli szkoleniowca i o tym w jaki sposób udało mu się zostać pierwszym trenerem i prowadzić wielkie gwiazdy futbolu jeszcze przed 30. urodzinami. Galeano wybrał momenty, w których o jego nazwisku było w Ameryce Południowej najgłośniej.

Na pewno znaczenie miało to, co zdarzyło się wcześniej. Pracowałem z wysokiej klasy specjalistami z mojego kraju. (…) W wieku 22 lat byłem na stażu w River Plate [paragwajskim – MZ]. Fulgrencio Yegros – tam zacząłem pracować, mając 23 lata. Byłem cztery lata w roli asystenta. (…) Nie było zbyt dużo hałasu wobec mojej pracy. W Libertad było głośno, bo w pierwszym sezonie mogłem zdobyć mistrzostwo. Wtedy było o mnie najgłośniej. Dużo też, gdy graliśmy w Copa Libertadores. Wtedy przed River mówiono, że zagrają z 27-latkiem jako trenerem.

Galeano prowadził dużo starszych od siebie piłkarzy, u których zbudował sobie respekt – Roque Santa Cruz oraz Oscara Cardozo. Obaj byli w czołówce najczęściej wykorzystywanych na murawie w jego kadencji trenerskiej. Urugwajczyk ma na koncie spore sukcesy. Jak wygląda sprawa popularności w jego kraju i jak wielkim klubem jest ten, w którym wygrywał tytuły?

– Libertad to wielki klub w Paragwaju. Przyzwyczajony do wygranych. Każdy tytuł mierzy się z zazdrością, bowiem inni są tym już zmęczeni. Więcej mówi się jednak o Cerro Porteno i Olimpii, to największe kluby w kraju. Libertad swoją pozycję wywalczył w ostatnich 25 latach. (…) Znaczna większość mnie zna, w piłce, ale to spokojny kraj. Martin Palermo, czyli trener Olimpii raczej nie mógł robić spokojnie zakupów, ale ja tak.

Nadchodzące mecze

    Galeano jest trenerem bardzo młodym, jak na nową falę szkoleniowców. Jak więc stara się przekonać starszych od siebie piłkarzy, aby grali tak jak on od nich wymaga?

    Menotti mówił, że jedyny sposób na zyskanie szacunku u piłkarzy to wiedza. Trener musi być ostrożny co do informacji. Komunikacja musi też być szczera, to najbardziej piłkarze cenią. Więcej pod koniec mojego cyklu w Libertad grał Oscar Cardozo, ale kto był generalnie w lepszej formie – ten grał. Roque Santa Cruz na niego naciskał. Oscar rozumiał to, tłumaczyłem mu, że gra jego rywal, bo ma lepszą formę. To było dla nas kluczowe. (…)

    – Sam zastąpiłem człowieka, który poszedł do kadry Paragwaju. Zorganizowałem spotkanie z drużyną, aby ich wysłuchać. Myślę, że spodobało im się to, bo ja nie chciałem tez za dużo zmieniać. (…) Przyszła seria remisów i później 0:4 z Olimpią. Myślę, że ta porażka zdecydowała [o zwolnieniu – MZ]. Przywrócono Daniela Gamero, który przestał właśnie być selekcjonerem. Trafiliśmy po prostu na dołek formy. Wyniki później znów były dobre.

    Szkolenia w Argentynie i brutalne zderzenie z Europą

    Galeano mimo bardzo młodego wieku ma na koncie bardzo wiele stażów. Co ciekawe, odwiedził wiele czołowych drużyn z Argentyny. Dwa z nich z kolei wydarzyły się w momencie otrzymanie propozycji, które zmieniały jego życie. Jak wyglądała jego droga?

    – Szkoliłem się w Paragwaju, ale korzystałem z kilku opcji szkoleniowych w Argentynie. Poziom szkoleniowców z trzeciej, czwartej czy piątej ligi argentyńskiej był bardzo dobry. To mi otworzyło oczy, że ciągle trzeba się kształcić. Byłem w Boca, San Lorenzo, Estudiantes, Newell’s, Rosario Central, otrzymałem pozwolenia na wizytę z Atletico Paranaense, miałem oglądać ich treningi, ale dostałem dużą szansę w Paragwaju. Jak zapłaciłem za podróż do Anglii, to z kolei dostałem prace w Grecji. (…) Współpraca UEFA z CONMEBOL na pewno to ułatwiła, nie wiem czy byłoby to bez tego możliwe.

    Galeano po raz pierwszy poza ojczyzną i Ameryką Południową pracował właśnie w Grecji, ale PAS Giannina mu nie płaciła. Klub na koniec jeszcze zakpił sobie ze szkoleniowca, który przegrał raptem raz odkąd objął drużynę.

    Pierwszy kontakt miałem z greckim agentem, dwa miesiące wcześniej. Powiedział że ten klub szuka trenera. mieliśmy z 3-4 spotkania, rozmawialiśmy o wszystkim i doszliśmy do porozumienia. 26 października trafiamy do Grecji i byliśmy tam cztery miesiące, pod kątem sportowym poszło nam bardzo dobrze. To dało mi szansę, by trafić do ŁKS-u. (…)

    – Na dobrą sprawę były to cztery miesiące bez wypłaty. To była decyzja dla mnie i sztabu bardzo trudna. (…) Klub nam tak naprawdę ogłosił, że nas zwolniono. Nie, że odeszliśmy. Zwolnili nas raczej dlatego, że nie znaleźli pieniędzy. Nie wiem dokladnie dlaczego. Przegraliśmy jeden mecz w cztery miesiące. Siedmiu z piłkarzy odeszło przez braki wypłat. Z rodziną po zwolnieniu byłem jeszcze z miesiąc w Grecji.

    Skąd taki trener wziął się w Polsce?

    Dość niespodziewanie Galeano znalazł się w kręgu zainteresowań ŁKS-u Łódź. Pierwszoligowiec, a niegdyś mistrz Polski dokładnie obejrzał wiele jego spotkań. Za wybór odpowiadał dyrektor sportowy Robert Graf, znany choćby z pracy w Rakowie Częstochowa. Trener wyjawił, co go zaskoczyło po przybyciu do Polski.

    – Znałem tę ekipę z racji Jana Sobocińskiego. Rozmawialiśmy z nim o tym, że jest ich wychowankiem, jaka jest polska piłka. Zmotywowała mnie historia tego miejsca, to że to wielki klub, jeszcze niedawno był w Ekstraklasie. Ważne jest, aby przygotować się dobrze. (…) Rodzina ucieszyła się bardzo, że tak szybko nadeszła nowa oferta. Jest dużo parków, to świetne miejsce dla rodziny, przyjechałem z żoną i synem. Pracuję od 8:00 do 15:00, potem spędzam czas z rodziną i następnie szykuje materiały do pracy na kolejny dzień. (…) W Paragwaju jest cały rok 35-40 stopni. Ta zmiana nie była dla nas łatwa, bowiem jak przyjechaliśmy do Łodzi było -6 stopni. Na szczęście bardzo nam się tutaj podoba.

    Jak chce grać w piłkę?

    Paragwajczyk jest miłośnikiem kontroli spotkania poprzez posiadanie piłki. Sporo w jego inspiracjach postaci związanych z FC Barceloną. Wiele ze swoich filozofii próbuje wplątać w ramach taktyki ŁKS-u – z jego obserwacji wynika, że piłkarze chcą tak grać, mimo iż przyzwyczajeni byli do zgoła odmiennej gry za kadencji Jakuba Dziółki, który preferował rzucanie długiej na napastnika i walkę o drugą piłkę.

    – Zawsze chcę, by moja ekipa grała w ofensywie. Chcę, żeby miała inicjatywę, atakowała z głową, grała piłką. Moimi inspiracjami z oczywistych względów są Johan Cruyff i Pep Guardiola. Są dla mnie głównymi odniesieniami w futbolu. Lubiłem Brighton de Zerbiego, zespoły Alonso, Nagelsmanna. Lubię Luisa Enrique, Liverpool, który jest liderem. Najważniejszy jest zespół.

    Chcemy, by drużyna była pewniejsza siebie przez to jak gramy. Spodobał im się styl, więc idziemy w tę stronę. Faktycznie, gramy w piłkę, to nasza droga, ostatnia porażka to wynik raczej zbytniej pewności siebie. Ten klub zasługuje na powrót do Ekstraklasy, a na dziś – my na baraże. Celem jest przygotować drużynę na przyszły sezon, a marzymy na ten moment o barażach. Mieliśmy na początku analizę wideo – pokazałem, co mi się w ich grze podoba, a później, co trzeba zmienić. Nie akceptuję w 3. minucie meczu np. zagrania bramkarza na chaos. Takie coś pokazuje się kibicom. Jeśli atakujesz z widocznym głodem, to ich ekscytuje.

    Na ten moment bilans Ariela Galeano w ŁKS-ie Łódź to dwie wygrane, dwa remisy i trzy porażki. Może go martwić długa seria czterech spotkań bez zwycięstwa i zwiększająca się strata do 6. miejsca, które oznacza baraże. 12 punktów – to wydaje się już strata nie do nadrobienia. Spadek też łodzianom nie grozi z uwagi na 14 oczek przewagi. To oznacza, że Paragwajczyk będzie miał jeszcze sześć meczów, aby na spokojnie wdrażać swoje pomysły – bez presji wyników.

    Język problemem?

    Wielu też zastanawia w jaki sposób trener komunikuje się w szatni, skoro… nie zna zbyt dobrze języka angielskiego. O ile dogadanie się z hiszpańskojęzycznymi piłkarzami nie stanowi problemu, tak kibice zadają sobie pytanie – jak trenera rozumieją Polacy czy też ci, którzy posługują się angielszczyzną? Jak wygląda u Galeano proces komunikacji? Jaki na co dzień jest Paragwajczyk?

    – Mój angielski nie jest najlepszy. Piłkarski – znam dobrze, zawsze pytam, czy się rozumiemy. Łatwiej mi po angielsku jak mówię o futbolu, bardziej niż w codziennej rozmowie. Dwa tygodnie mieliśmy tłumacza z hiszpańskiego na polski. (…) Uważam się za starszego brata, bo to przyjaciel, ale też „ktoś wyżej”. Na koniec jesteśmy zespołem. Lubię jak każdy ma swoje role.

    – Ja lubię żartować, ale gdy trzeba pracować, to trzeba się skupić. To jest normalna praca, musimy dawać z siebie wszystko. Cieszmy się tym, ale z odpowiedzialnością. Staram się też zachować równowagę co do danych. Czasem pomagają one lepiej rozumieć rzeczy. Jak ktoś wygrywa dużo pojedynków, to pokazuje to – ile tego jest. Lubię też analizować posiadanie piłki.

    Czy z racji różnicy kulturowej Galeano potrafi iść na kompromis?

    Tak. Wydaje mi się też, że preferuje się tutaj futbol defensywny. Zawodnik czuje się lepiej, gdy ma lepsze liczby w grze z tyłu. Nie bronimy nisko, a dynamicznie. Ważne są fazy przejściowe. Spędzamy dużo czasu na połowie rywala. Kluczowy jest doskok do rywala. Przygotowuję zespół na podstawowe atuty rywala. (…)

    – Daję swobodę, bo piłkarz ma dużo myśleć. Wolę podejmowanie decyzji od mechanizmów. Każdy mecz jest inny, a chcę, by moi zawodnicy działali podświadomie. Człowiek dziennie podejmuje 6000 decyzji. Piłkarze prawie połowę tego w półtorej godziny. Jeśli nad nimi nie pracujemy, to skąd mamy wiedzieć, że dobrze nam pójdzie w meczu?

    Ma swoje marzenia

    Jak każdy człowiek, Ariel Galeano ma też swoje marzenia oraz przed sobą jeden wielki cel. Nie ukrywa tego, że w przyszłości widzi siebie w bardzo prestiżowej roli, jednak wierzy, że nadejdzie na to odpowiedni moment. Chciałby także „przecierać szlaki” rodakom.

    – Marzę o tym [by zostać selekcjonerem w Paragwaju – MZ]. Marzę też o dalszym rozwoju tutaj w Europie. Wierzę, ze zbiorę doświadczenie, ale nie chcę się spieszyć, nie spieszę się też z powrotem. Wierzę, że szansa trafi się w idealnym momencie, także gdy będę na to przygotowany. Chciałbym być kiedyś punktem odniesienia, by więcej rodaków miało w Europie pracę.

    Mało kto wie, ale Galeano był czynnym zawodnikiem. Nie grał jednak zbyt długo. W pewnym momencie poczuł, że to idealny moment, aby się przebranżowić. Nigdy nie zagrał w najwyższej lidze swojego kraju. Dziś też pomaga wielu ludziom ze swojej ojczyzny, aby spełniali oni swoje marzenia.

    – Byłem bramkarzem, ale grałem do 18. roku życia. To był zbieg okoliczności. Nie udało się z transferem, zawsze chciałem być trenerem, zacząłem więc się uczyć i zacząłem pracę w akademii w Olimpii. (…) Nie jestem z biednej rodziny. Jose Luis Chilavert, Justo Villar byli moimi wzorami.

    – Organizuję stypendia dla młodych uczniów w USA. Miałem okazję aby odbyć takowe, ale nie skorzystałem. Uczyłem się fachu dyrektora technicznego. Otworzyliśmy taką firmę, a ona zmienia życia. Talent może otworzyć ci talent do studiów. Chodzi tu o różne sporty. Captiva, bo tak ta firma się nazywa, pomaga piłkarzom profesjonalnym i amatorskim. (…)

    – Od pewnego momentu można by rzec, że zaczęto w USA stawiać na Paragwajczyków. Diego Gomez trafił do Interu Miami, teraz gra w Brighton. Gilberto Flores trafił bodaj do Cincinnati. Wszystko to zaczęło się jednak od Miguela Almirona. Był gwiazdą w Atlancie, a później trafił do Newcastle. 

    Jak wygląda dziś relacja Galeano z byłymi słynnymi podopiecznymi? Czy śledzi Club Libertad?

    – Często rozmawiamy z Roque i Oscarem. Roque to mój przyjaciel, bez niego bym jako trener tyle się nie rozwinął i bym tyle nie osiągnął. To niesamowite osoby, wzorce w codziennym życiu, bo to poza dobrymi piłkarzami także dobrzy ludzie. Libertad dobrze życzę, jestem ich kibicem, ich wygrane są dla mnie bardzo ważne. Oglądałem ich dużo za dzieciaka, dali mi tę mentalność, że zawsze trzeba wygrywać. Marzyłem, aby tam grać, a zostałem ich trenerem.

    Fot. screen YouTube/ Tomasz Ćwiąkała

    Futbolowy romantyk, z Milanem wierny po porażce, a zdziwiony po zwycięstwie. Spokrewniony z synem koleżanki Twojej matki. Ten typ człowieka, który na Flashscore ma gwiazdkę przy drużynie z Tajlandii czy Indonezji.

    Freebet 300 zł dla nowych graczy
    za min. 2 gole w meczu Real - Arsenal!
    1
    Bonus 200% od pierwszego depozytu do 400 zł!
    2
    Cashback do 50 zł + gra bez podatku 24/7
    3
    Bonusy od depozytu do 600 zł +zakład bez ryzyka do 100 zł
    4
    Zakład bez ryzyka 3x111 zł (zwrot na konto główne)