2 000 ZŁ NA START W BETFAN NA KONTO GŁÓWNE!
Za ranking na start Ekstraklasy

Kamiński, Gumny i inni. Duże powroty do Polski

Napisane przez Patryk Idasiak, 18 lipca 2025
polski powroty grafika FN

„Na stare lata” lub też na zakręcie kariery zawsze warto rozejrzeć się za jakąś ofertą w PKO BP Ekstraklasie. Zwłaszcza, że wielu kibiców pamięta określonych zawodników z bardzo dobrych występów, mimo że miały miejsce kilka lat temu. Kibice lubią sentymentalne powroty, a trochę ich w letnim okienku było. Przyjrzyjmy się wszystkim powracającym. 

Robert Gumny – Lech Poznań

Robert Gumny zdążył już „błysnąć” po powrocie do Polski. Na starcie sezonu ma za sobą jedną „dramę”. Artur Wichniarek zarzucił mu granie do późna na Play Station przed debiutem w Bundeslidze i uznał, że nie jest to dla niego poważny piłkarz. Prawy obrońca nie zdołał odpowiedzieć na boisku, bo rozegrał kiepski mecz o Superpuchar Polski, ale za to zrobił to przed kamerami „TVP Sport”, a jego wypowiedź stała się viralem. Dlaczego? Ponieważ zacytował… znanego w twitterowym środowisku kibica Lecha, który wymyślił tzw. pastę o tym, że Wichniarek bywał w gejowskich klubach w Berlinie.

Nie wiem skąd może mieć takie informacje. Ja mogę mieć informację, że ktoś w klubie Berlinie też słyszałem, że robi dziwne rzeczy na boku. 

Gumny wraca po 106 meczach rozegranych w Bundeslidze, choć nie był tam wyróżniającym się zawodnikiem. W zasadzie grał, bo grał i większej furory nie robił, a praktycznie o sezonie 2024/25 może zapomnieć, bo 270 ligowych minut to tyle, co nic. Nie potrafił wygrać rywalizacji Mariusem Wolfem, który przyszedł z BVB grać więcej i rzeczywiście grał więcej. Gumny naturalnie wskakuje w miejsce Rasmusa Carstensena, którego Lech nie zdołał wykupić z FC Koeln, gdyż za dużo trzeba było za niego zapłacić (podobno 1,5 mln euro).

Piotr Rutkowski podkreślał, że „Kolejorz” szykuje na to miejsce alternatywę i rzeczywiście przyszykował sentymentalny powrót zawodnika, któremu więcej gry jest bardzo potrzebne. W reprezentacji Polski już dawno go nie było, a przykład Pawła Wszołka pokazuje, że można wrócić i błyszczeć. Gumnego jest teraz zdecydowanie więcej. Trzeba przyznać, że z chuchra zdecydowanie bardziej urósł i dorósł. Za chwilę będzie świętował setkę występów w Lechu, z którego wypłynął do Bundesligi w 2020 roku za ok. trzy miliony euro.

Karol Struski – Raków Częstochowa

Nie jest to powrót piłkarza do Polski po zagranicznych wojażach, który potrzebuje odbudowy. Nie. Struski ma 24 lata i jest w „kwiecie wieku i formy”. Wyjechał na Cypr szybko – po jednym dobrym sezonie w pierwszej lidze w Łęcznej i drugim w Jagiellonii w Ekstraklasie. Raków poszedł zupełnie inną drogą i sprowadził pomocnika, który w lidze cypryjskiej tak bardzo się wyróżniał, że aż otrzymał szansę od Michała Probierza. W listopadzie 2023 roku został do kadry dowołany i od razu  zadebiutował – wszedł na boisko w drugiej połowie towarzyskiego meczu z Łotwą. Na tym się jego licznik zatrzymał.

„Medaliki” były bardzo napalone na ten transfer, bo taki temat przewijał się już zimą. Został jednak w klubie, ponieważ walczył o swoje drugie w karierze mistrzostwo Cypru. Prezentował życiową formę. Był kluczową postacią Arisu Limassol. Jego drużyna została wicemistrzem kraju, bo posypała się jej forma w końcówce. On zagrał 24/26 meczów w rundzie zasadniczej (raz pauza za kartki) oraz 10/10 w fazie mistrzowskiej, w których zebrał pięć goli i 10 asyst. Jego formę docenił Oficjalny Związek Piłkarzy na Cyprze i umieścił go w najlepszej jedenastce sezonu 2024/25 ligi cypryjskiej.

Raków Częstochowa jest w bardzo trudnym położeniu, dlatego ten transfer jest sporym ratunkiem. Władysław Koczerhin, Ivi Lopez czy Jean Carlos są niedostępni. Ten pierwszy zerwał więzadła i nie będzie go dobre pół roku. Hiszpański gwiazdor ma wrócić w sierpniu, bo przeszedł operację kolana. U Jeana Carlosa kontuzja skończyła się na strachu, gdyż mogło być dużo gorzej. Za chwilę do USA odejdzie Gustav Berggren, choć ten temat trwa już od dwóch tygodni. To oznacza niedostępność aż trzech z czterech najczęściej używanych przez Papszuna graczy rok temu. Szykuje się zupełnie nowy środek pola „Medalików”.

Bartłomiej Wdowik – Jagiellonia

Kolejny piłkarz na zakręcie kariery. Przedziwne są jego koleje losu, bo wystarczył rok i wrócił do miejsca, w którym czuł się bardzo dobrze. Można powiedzieć delikatnie, że zagranicznych klubów nie podbił. Jeśli słyszeliśmy o Wdowiku, to raczej w negatywnym kontekście – a to szybko go pogoniono ze Sportingu Braga, bo zmienił się trener, a to z kolei nowy szkoleniowiec Hannoveru (trzeci w sezonie) nie widział go w swoich planach. No nie było łatwo.

Bartłomiej Wdowik był kluczową postacią Jagiellonii Białystok w sezonie mistrzowskim. Nikt nie rozegrał od niego więcej minut – miał ich ponad 3300. W sezonie 2023/24 wystąpił we wszystkich 39 meczach „Jagi”, a raptem trzy rozpoczął na ławce rezerwowych. Co więcej, aż 29 z 34 ligowych meczów rozegrał w pełnym wymiarze czasowym. Mówiąc krótko – absolutny fundament.

Odchodził jako wielka gwiazda całej ligi. Z dorobkiem 10 goli oraz sześciu asyst był zarówno najlepszym strzelcem, jak i asystentem wśród obrońców. Osiem bramek zdobył tylko w rundzie jesiennej, a wszyscy zachwycali się jego rzutami wolnymi, z których aż sześć razy trafił do siatki. Strzelił nawet gola bezpośrednio z rzutu rożnego! Po sezonie życia za ponad 1,5 mln euro pierwszy raz w karierze przeniósł się za granicę do Sportingu Braga. No i zaczęły się kłopoty…

Jeszcze w letnim okienku, po zaledwie 18 minutach w koszulce Bragi, Wdowik został wypożyczony do drugoligowego Hannoveru 96. Chciał go w zespole trener Daniela Sousa, ale błyskawicznie zastąpił go Carlosem Carvalhal, który już dla niego miejsca nie miał. Podobnie jak dla… Yuriego Ribeiro, który musiał zwinąć żagiel zimą i pojechał do Blackburn, a tam… grał po 90 minut w każdym meczu w Championship. Nieźle. U Wdowika tak dobrze nie było, choć zaczął obiecująco – od dwóch asyst w trzy kolejki. U trenera Stefana Leitla występował. On lubił na niego stawiać. Problem zaczął się po słabych wynikach.

Ucierpiał na zmianie trenera. Pod wodzą Stefana Leitla rozegrał 11 meczów i zaliczył 80% możliwych minut. Za Andre Breitenreitera taktyka zmieniła się na wahadła, a Wdowik raczej szybkościowcem i dryblerem nie jest, lecz słynie z precyzyjnych dograń i było to już 45%. Lars Barlemann, który poprowadził H96 w czterech ostatnich meczach sezonu dał mu zaledwie 16 minut (w trzech meczach był poza kadrą). Już wtedy wiadomo było zresztą, że Hannover nie zdecyduje się Wdowika zatrzymać i tak trafił do Polski z możliwością wykupu.

Jan Biegański – Pogoń Szczecin

Jego transfer z Lechii Gdańsk do Sivassporu był… dziwny. Nie odchodził jako wielka gwiazda, raczej grzał ławkę i to we (wtedy) Fortuna 1. Lidze i wiosną prawie w ogóle nie występował. Jeśli już, to większość obserwatorów spodziewała się zmiany klubu wewnątrz naszej ligi do miejsca, gdzie trener ufałby mu bardziej niż walczący wówczas o awans do elity Szymon Grabowski. Zdarzyło się, że Biegański musiał czekać aż 13 meczów na kolejną szansę – od listopada do końcówki kwietnia. Na kilka spotkań wykluczył go uraz, ale w innych nawet nie podniósł się z ławki. A jak już wszedł po takim czasie, to… na pięć minut.

Lechii świetnie szło, robiła wynik ponad stan, więc nikt po Biegańskim nie płakał, skoro żelazny duet stworzyli – notabene – Iwan Żelizko i Tomasz Neugebauer. Zwłaszcza ten drugi robił furorę, dokładał dobre liczby w ofensywie, a jest równie młody, co Biegański, który tak naprawdę nigdy w Lechii nie wypracował sobie takiego statusu, co jego następca w rok. Środkowy pomocnik rozwiązał aż trzyletnią umowę z Sivassporem już po roku, który wiele go kosztował zarówno pod względem sportowym, jak i tym życiowym. Dotknęła go ogromna tragedia i to już druga w życiu.

A to dwumiesięczna kontuzja, w końcówce uraz biodra… Przede wszystkim na początku 2025 roku polską piłką wstrząsnęła śmierć występującego w Kotwicy Kołobrzeg Aleksandra Biegańskiego. To Janek zresztą poinformował o śmierci brata w mediach społecznościowych. 24-latek zmarł nagle. Potem wyszło na jaw, że z powodu zakażenia malarią po powrocie z wakacji na Zanzibarze. Umarł tuż po przylocie z Wyspy. Poświęcono mu nawet odcinek programu interwencyjnego „Uwaga”, gdzie mama zawodnika mówiła zapłakana o zaniedbaniach lekarzy…

Co więcej, nie była to pierwsza rodzinna tragedia Biegańskich. Cztery lata wcześniej w wypadku motocyklowym zmarł inny brat – Dawid, o czym wspomniał Jan Biegański na Instagramie: – Cztery lata temu zmarł nasz brat Dawid i już wtedy nie wiedzieliśmy, jak mamy iść przez życie, bez tego najstarszego, co wskazywał kierunek życia… Dzisiejszej nocy drugi najstarszy mój brat – Olek zmarł, zostawiając całej naszej rodzinie pustkę w sercu, której nikt już nie wypełni. Bóg dał mi jeszcze siostrę, teraz będąc tym jedynym będę dbał o nią jak i skarb. Pilnujcie nas z góry i chrońcie przed złem. Wieczny odpoczynek racz im dać, Panie, a światłość wiekuista niechaj im świeci na wieki wieków. Amen. 

Mateusz Praszelik – Cracovia

Praszelik trafił ze Śląska Wrocław do Hellasu Werona. Było to najpierw wypożyczenie, a potem Włosi musieli zapłacić dwa miliony euro. Odszedł po półtora roku w zespole „Wojskowych”. Zaczął mocno – w dwóch pierwszych kolejkach zanotował dwie asysty i wywalczył rzut karny, potem strzelił gola z Jagiellonią, gdy „spressował” Bartosza Bidę, zabrał mu piłkę i trafił na 1:0. Od razu na dzień dobry pokazał dużą pewność siebie, bo mógł wtedy podawać do ustawionego obok Erika Exposito, a ten miałby przed sobą pustą bramkę. Wolał biec od połowy i sam pokonać Damiana Węglarza.

Praszelikowi nieźle szło we Wrocławiu. W sezonie 2021/22 znów dokładał kolejne „liczby” – a to sobie kiwnął dwóch zawodników i strzelił gola w derbach z Zagłębiem Lubin, a to dorzucił jakąś asystę, innym razem zapakował Vladanowi Kovaceviciowi w okienko. Mocno się zdziwił, bo Polak dokręcił mu piłkę lewą nogą i to z lewej strony. Serie A to jednak były dla Praszelika za wysokie progi. Nawet nie zdążył się tam rozgościć – wrócił do kraju z 23 minutami w tej renomowanej lidze.

Dlaczego? Bo dotknęła go drobna kontuzja, a Igor Tudor dużo bardziej ufał m.in. Antoninowi Barakowi, który w tamtym momencie miał blisko 100 występów w Serie A, a później po sezonie życia w Hellasie odszedł do Fiorentiny. Praszelik praktycznie całą wiosnę oglądał z perspektywy rezerwowego – 10 meczów z rzędu w kadrze i zero minut. W Italii ławki są baaaaaaaardzo szerokie, bo siada tam 12 zawodników. Ani razu nie zagrał też w pierwszej części sezonu 2022/23, więc zimą udał się na półroczne wypożyczenie do drugoligowej Cosenzy. Potem raz jeszcze poszedł tam na rok.

W ciągu ostatnich 2,5 roku spędzonych na zapleczu Serie A zaliczył łącznie 62 występy, w których zanotował po jednym golu i asyście. Ktoś powie – a co tak mało? Przecież w Śląsku strzelał więcej! No tak, w Polsce znany był bardziej z ustawienia wyżej, bliżej linii ataku. W Italii zaś trochę go wycofano na pozycję „szóstki”. Najważniejsze dla niego było jednak to, że sporo pograł, bo dwa razy z rzędu ponad 1600 minut na poziomie Serie B. Był kimś na pograniczu zawodnika pierwszego składu i rezerwowego. Kolejnego wypożyczenia już jednak nie będzie. „Gialloblu” rozstali się z niewypałem.

Gdzie ustawi go Luka Elsner?

Karol Czubak – Motor Lublin

W ostatnich latach nie było tak bardzo nieudanego i przestrzelonego transferu za granicę. Stawiam, że to numer jeden. Dlaczego? Za chwilę nastąpi wyjaśnienie. Człowiek, który słynął z seryjnego strzelania goli w Betclic 1. Lidze odszedł do Belgii i tam… w pół roku nie trafił ani razu. Wybitny snajper na skalę polskiego zaplecza totalnie przepadł. Przerosło go to. Nie dał rady. Wszystko poszło źle, a wystarczyło… strzelić sam na sam. Tu sobie można odpalić, nawet jest elegancko zaznaczone! Wynik 1:1, jego zespół gra w przewadze, debiut, szansa na zostanie bohaterem i… klops.

Jak się spojrzy na liczbę rozegranych minut Karola Czubaka w KV Kotrijk, to można po prostu załamać ręce. On tam dostawał ogony, żeby sobie wejść i na chwilę pobiegać. Uzbierał z tego raptem asystę, ale żadnego gola. Oto minuty Czubaka w Belgii (za „Transfermarkt”):

  • 22 minuty
  • 6 minut
  • 4 minuty
  • minuta
  • 24 minuty (tu trener musiał mieć dobry humor, mimo porażki)
  • 0 minut
  • 0 minut
  • 7 minut
  • 3 minuty
  • 6 minut
  • kontuzja na trzy ost. mecze

Istny dramat, a jeszcze Kotrijk spadło z ligi. Powrót syna marnotrawnego, o którym wszyscy mówili – powinien sprawdzić się w Ekstraklasie! No i rok w rok się nie sprawdzał, bo strzelał kolejne gole dla Arki Gdynia – w sumie aż 66. Na półce ma też jedną koronę króla strzelców. Wreszcie będzie mógł się pokazać w najwyższej polskiej lidze i to w ambitnym projekcie, jakim niewątpliwie jest Motor Lublin. Właściciel Zbigniew Jakubas nie ukrywa, że chciałby w przyszłości zakręcić się blisko awansu do europejskich pucharów. Czy teraz? Trudno przypuszczać, ale taki Czubak ładujący 20 bramek mógłby w tym pomóc.

Niewątpliwie ma coś do udowodnienia i aż ostrzymy sobie zęby na mecze z Arką Gdynia! W końcu odszedł w atmosferze sporego i głośnego zamieszania, kiedy jeszcze kilka dni wcześniej mówił o walce o awans, by później wyjechać do Belgii na testy, gdy wszyscy w klubie mieli wolne. Potem tłumaczył, że wywiad został opublikowany kilka dni później, gdy wpłynęła już oferta z Belgii. Czuć było od niego sporą gorycz. Czubak mówił wtedy, że ma czyste sumienie. Tak podsumował zamieszanie w wywiadzie z portalem „Meczyki:”

Ten wywiad był przeprowadzony 18 stycznia po sparingu z Olimpią Grudziądz, a wyszedł pięć dni później. Akurat się to zbiegło z informacją o propozycji z Belgii, to był niefortunny moment. Wtedy, w trakcie rozmowy, powiedziałem to, co czułem w tamtym momencie. Nie można mnie winić za to, że wywiad wyszedł, gdy trwały już zaawansowane rozmowy. Najwyraźniej wyczuto moment, w którym można to wrzucić, by “podostrzyć”. I się udało…

Rozmawiałem z dyrektorem i mówiłem, że się zastanawiam, a gdy podejmę decyzję, to ludzie w klubie będą pierwsi, którzy się dowiedzą, jaka decyzja zapadła. I po jej podjęciu mój menadżer poinformował klub. Wiadomo, że to nie było dla nich łatwe, może był szok, ale ja zrobiłem tak jak powiedziałem – klub od razu, gdy się zdecydowałem, dostał informację o chęci odejścia.

Wydaje mi się, że mam czyste sumienie, nie zrobiłem w stosunku do Arki nic złego. Cały czas w klubie wiedzieli, że jest oferta, że się nad nią zastanawiam. Poza tym, teraz to nie jest moment, w którym chciałbym się z kimkolwiek sprzeczać. Mimo że usłyszałem słowa, które mnie zabolały i siedzą we mnie do teraz.

Marcin Kamiński – Wisła Płock

Powrót do Polski po dziewięciu latach! To akurat transfer, który mnie – prywatnie – zaskoczył najbardziej, mając w głowie takie „WTF”. Siedmiokrotny reprezentant Polski, była gwiazda młodzieżówek, ponad 60 meczów w Bundeslidze, a 120 w 2. Bundeslidze, znane nazwisko i bardzo ceniony w Schalke 04 zawodnik, który nosił tam nawet opaskę kapitańską, ale stał się ofiarą rewolucji kadrowej, w której to pozbyto się doświadczonych piłkarzy (nie tylko jego). Raczej można było się spodziewać zawodnika z takim doświadczeniem w jakimś pucharowiczu, a tu proszę – Wisła Płock, czyli beniaminek.

Jak powiedział Kamiński, kolor niebieski nie jest mu obcy, bo występował przez cztery lata w Schalke 04 Gelsenkirchen, gdzie skończył mu się kontrakt. Wcześniej w Polsce rozegrał aż 208 spotkań dla Lecha Poznań. „Nafciarze” zadbali także o odpowiednie „budowanie emocji”, bowiem wcześniej w mediach społecznościowych zamieścili filmik… z ułożonymi kamieniami, a godzinę później już oficjalnie potwierdzili transfer Kamińskiego, który związał się umową z beniaminkiem do 2027 roku.

Schalke 04 już w marcu poinformowało, że nie przedłuży umowy z Marcinem Kamińskim. Klub stał się ligowym średniakiem 2. Bundesligi, dlatego nastąpił wstrząs kadrowy. „Kamyk” był tam filarem. Świadczą o tym: 2800, 2700 minut i 2300 minut w trzech sezonach ligowych oraz kilka spotkań z opaską kapitańską. Grał po 90 minut nawet, gdy poinformowano o rozstaniu z nim. Nie przedłużono też umów Mehmeda Aydin oraz Tobiasa Mohra. To ogromne zmiany, ponieważ Polak zajął piąte, a dwaj pozostali ósme i dziesiąte miejsca pod względem rozegranych minut w sezonie 2024/25.

Nowym dyrektorem sportowym od tego sezonu jest w Płocku Radosław Michalski i dość mocno postawił w klubie jedną nogę, a później jeszcze drugą. Kamiński to taki ruch, po którym większość powie: „wow, nieźle”, a to nie wszystko. Do „Nafciarzy” trafił też inny reprezentant, bo tak można nazywać Rafała  Leszczyńskiego, który wystąpił kiedyś w sparingu ligowców w 2014 roku, a Aleksandre Kalandadze z kolei dwa razy zagrał dla Gruzji. To oznacza, że Michalski na początku lipca w krótkim czasie ściągnął aż trzech reprezentantów.

Jesus Jimenez – Bruk-Bet Termalica Nieciecza

Piłkarz, który strzelił 43 gole dla Górnika Zabrze i grał też z opaską kapitańską na ramieniu, więc miał wysoki status i szacunek w drużynie. Spędził w niej 3,5 sezonu. To były czasy, w których Zabrze kochało Hiszpanów – przede wszystkim Igora Angulo i do niego miłość była największa, ale Jimenez też swoje zrobił, a był jeszcze trzeci – środkowy obrońca Dani Suarez, który całkiem sporo goli strzelał. W sezonie 2019/20 duet Angulo – Jimenez strzelił razem 18 goli w PKO BP Ekstraklasie.

Gdy Angulo odszedł do Indii, to cała uwaga w ataku skupiła się na Jimenezie, który został przesunięty bardziej w centrum pola karnego. Drugi z Hiszpanów także zmienił klub, lecz na Toronto FC, gdzie nawet strzelił dziewięć goli. Później trafił tu choćby Lorenzo Insigne, ale już nie z Jimenezem. Hiszpan grał u legendarnego w USA trenera Boba Bradleya, a w jednym zespole z jego synem – Michaelem Bradleyem. Wejście miał pio-ru-nu-ją-ce, bo strzelił siedem goli w 10 meczach. Potem było gorzej, a gdy zmienił klub, to już fatalnie – zero goli w blisko 700 minut, rola rezerwowego, nieudana przygoda w Grecji.

I tak jak jego hiszpański kolega Angulo udał się do Indii, żeby tam podreperować trochę strzeleckie statystyki i złapać pewność siebie. Raczej jacyś znani zawodnicy tam nie grają, ale np. Chima Chukwu, co był przelotem w Legii i zapamiętano go tylko dlatego, że charakterystycznie się nazywał. Grał tam też inny legionista i obieżyświat – Armando Sadiku. Jeszcze trochę i Albańczyk osiągnie liczbę 20 seniorskich klubów w karierze. Do zrobienia. A czy Jimenez w ogóle będzie grał po powrocie do Polski? Trzeba zapytać Kamila Zapolnika, bo raczej nie ma powodów, żeby Marcin Brosz po sezonie życia sadzał go na ławce.

Redaktor naczelny i kierownik zamieszania na Futbol News.

2 000 zł na konto główne
za ranking na start Ekstraklasy
Lech Poznań - Cracovia
Wygrana Lecha
kurs
1,65
1
Bonus 200% od pierwszego depozytu do 400 zł!
2
Cashback do 50 zł + gra bez podatku 24/7
3
Bonusy od depozytu do 600 zł +zakład bez ryzyka do 100 zł
4
Zakład bez ryzyka 3x111 zł (zwrot na konto główne)