Real Madryt i Atletico już po raz czwarty skrzyżowały ze sobą miecze w tym sezonie. Tym razem obie ekipy spotkały się w rewanżowym starciu 1/8 finału Ligi Mistrzów. W pierwszym meczu na Santiago Bernabeu triumfowali podopieczni Carlo Ancelottiego 2:1. Z kolei na Metropolitano widzieliśmy zupełnie inny mecz. Gospodarze prowadzili już od pierwszej minuty za sprawą bramki Gallaghera, ale to Real Madryt, w bólach, awansował dalej po rzutach karnych.
Atletico kontra Real czyli kolejne derby Madrytu
Tydzień temu na Santiago Bernabeu Real Madryt nie zdołał wypracować sobie znaczącej przewagi, wygrywając zaledwie 2:1. W związku z tym losy awansu wciąż pozostawały otwarte, tym bardziej że od tamtego czasu sporo się wydarzyło.
Atletico Madryt niespodziewanie przegrało w ostatniej kolejce La Liga z Getafe 1:2, mimo że prowadziło po golu Alexandra Sorlotha z rzutu karnego. Dodatkowo Angel Correa otrzymał czerwoną kartkę i został zawieszony na kilka spotkań ligowych za niewybredne komentarze wobec sędziego. Zawieszenie nie obejmowało jednak Ligi Mistrzów, więc Diego Simeone mógł uwzględnić 30-latka w składzie.
„Los Colchoneros” mieli okazję zrewanżować się m.in. za dwie bolesne porażki w finałach Ligi Mistrzów z 2014 i 2016 roku, jednak musieli odrobić stratę bramkową. Problem w tym, że Atletico nie słynie z udanych pościgów, zwłaszcza gdy jest pod presją. Nawet atut własnego stadionu nie gwarantował sukcesu.
Real Madryt w międzyczasie rozegrał ligowy mecz z Rayo Vallecano, który zakończył się zwycięstwem 2:1. „Los Blancos” zagrali jednak zachowawczo, jakby na „zaciągniętym ręcznym”. Duet Vinicius – Mbappe popisał się świetnymi akcjami ofensywnymi, rozstrzygając losy spotkania już w pierwszej połowie. Szczególnie bramka Viniciusa na 2:0 była widowiskowa. Na dodatek do składu wrócił Jude Bellingham, który wcześniej pauzował za kartki. Obrońcy tytułu byli zdeterminowani, by awansować do ćwierćfinału.
Smaczku rywalizacji dodawał fakt, że sędzią derbów Madrytu był Szymon Marciniak. Wcześniej w tej edycji Ligi Mistrzów sędziował m.in. starcie Milanu z Feyenoordem w fazie play-off. Na Metropolitano Marciniakowi towarzyszyli Tomasz Listkiewicz, Adam Kupsik, Tomasz Kwiatkowski i Paweł Raczkowski.
Składy:
Atletico: J. Oblak, M. Llorente, J.M. Gimenez, C. Lenglet, Reinildo, G. Simeone, R. de Paul, P. Barrios, C. Gallagher, A. Griezmann, J. Alvarez,
Real: T. Courtois, F. Valverde, R. Asencio, A. Rudiger, F. Mendy, L. Modric, A. Tchouameni, J. Bellingham, Rodrygo, Vinicius, K. Mbappe,
Miał nosa Simeone
Diego Simeone słynie z licznych schematów taktycznych i ma wyjątkowy nos do zmian. Po ostatnim meczu z Getafe zdecydował się na korekty, przede wszystkim na lewej stronie. Na ławce zasiedli Javi Galan i Samuel Lino, a od pierwszych minut szansę dostali Reinildo oraz Conor Gallagher.
Atletico nie potrzebowało nawet minuty, by odrobić straty dzięki trafieniu Conora Gallaghera. Akcja rozpoczęła się od odbioru piłki przez Reinildo w pobliżu własnego pola karnego. Następnie Rodrigo de Paul precyzyjnie dograł w pole karne, a Gallagher pewnym strzałem umieścił piłkę w siatce. Thibaut Courtois i jego partnerzy w defensywie byli kompletnie zaskoczeni tak błyskawicznym obrotem sytuacji. Kto postawił na gola w pierwszej minucie, zgarnąłby fortunę.
Real został zdominowany
Atletico poczuło pismo nosem i błyskawicznie ogłuszyło mocnego rywala szybkim ciosem. Na tym jednak się nie skończyło — podopieczni Diego Simeone ruszyli w poszukiwaniu kolejnych bramek. W 25. minucie Julian Alvarez znalazł się w sytuacji sam na sam z Thibaut Courtois, który jednak stanął na wysokości zadania i sparował strzał na rzut rożny.
Po tym intensywnym okresie gry Atletico zdecydowało się na chwilę odpoczynku, oddając inicjatywę rywalowi. Real Madryt nie potrafił jednak tego wykorzystać — defensywa gospodarzy ustawiona w klasycznym „autobusie” była nie do przejścia. Nawet Kylian Mbappe i jego partnerzy w ataku nie potrafili znaleźć choćby odrobiny przestrzeni.
Po krótkiej chwili oddechu Atletico znów zaatakowało. W 39. minucie Julian Alvarez wpadł w pole karne i oddał strzał w kierunku prawego słupka, ale Thibaut Courtois ponownie popisał się świetną interwencją, bez problemu łapiąc piłkę.
Real Madryt wydawał się kompletnie stłamszony po szybkim straceniu bramki. Atak pozycyjny kulał, brakowało pomysłu na przełamanie linii obrony rywala. Nie było nawet prób szybkich podań na Rodrygo, które w pierwszym meczu na Santiago Bernabeu przyniosły gola. W całej pierwszej połowie „Los Blancos” oddali tylko jeden celny strzał — autorstwa Aureliena Tchouameniego — jednak był on na tyle nieudany, że można go przemilczeć.
Carlo Ancelotti musiał w przerwie mocno zmotywować swoich zawodników i znaleźć sposób na odwrócenie losów spotkania. Real został zdominowany w pierwszej połowie, a plan Simeone działał perfekcyjnie.
Vinicius nie wytrzymał
Julian Alvarez bez wątpienia był do pewnego momentu najlepszym graczem Atletico. W 47. minucie ponownie miał okazję na zdobycie bramki, ale znów na drodze stanął czujny jak ważka Thibaut Courtois. Belgijski bramkarz był w doskonałej formie i mimo straty gola nie można było mieć do niego pretensji.
W 60. minucie Atletico mogło podwyższyć prowadzenie, ale kapitalną szansę zmarnował Clement Lenglet. Francuz wzbił się wysoko w polu karnym, by przeciąć dośrodkowanie z rzutu wolnego, jednak jego strzał głową minął lewy słupek. Na Metropolitano rozległ się tylko jęk zawodu kibiców, którzy licznie zgromadzili się tego wieczoru.
Czasem wystarczy jeden błysk, by zmienić oblicze meczu. W 68. minucie Kylian Mbappe wreszcie otrzymał szansę na pokazanie swojej szybkości, ścigając się z obrońcami Atletico. Francuz został jednak sfaulowany w polu karnym przez swojego rodaka Clementa Lengleta. Szymon Marciniak nie miał żadnych wątpliwości i bez wahania wskazał na „wapno”.
Do rzutu karnego podszedł Vinicius, ale wykonał go fatalnie. Zmarnowana szansa była ogromnym zawodem dla „Królewskich”, którzy mimo wyraźnie słabszej gry mieli okazję wyrównać i ustawić sobie mecz na nowo.
Paradoksalnie, niewykorzystany rzut karny wzbudził w zawodnikach Realu Madryt jeszcze większą determinację do ataku. W końcu doczekaliśmy się gry „cios za cios”, co wprowadziło nową dynamikę na boisku. Trudno się dziwić – w dwumeczu był remis, a „Królewscy” są znani ze swojej umiejętności rozstrzygania meczów w końcówkach. Emocje sięgały zenitu, a napięcie rosło z każdą minutą.
Gospodarze mieli niesamowitą okazję na zamknięcie spotkania w 90. minucie. Angel Correa, po efektownym minięciu Antonio Rudigera, stanął oko w oko z Courtois. Jednak jego strzał poszybował wysoko ponad bramką, lądując w trybunach.
Na więcej zabrakło już czasu. Mimo prowadzenia Atletico w rewanżu, w dwumeczu utrzymywał się remis 2:2. To oznaczało dogrywkę i kolejne 30 minut pełne emocji oraz walki o awans do ćwierćfinału.
Dogrywka bez większej historii
W 92. minucie było już jasne, po co Angel Correa pojawił się na boisku. Argentyńczyk miał wykorzystać swoją szybkość, by przechytrzyć zmęczonych defensorów Realu. Dostał perfekcyjne, długie podanie od Jana Oblaka, wręcz na milimetry. Correa ruszył z pełnym impetem, wpadł w pole karne i zagrał piłkę w stronę Alexandra Sorlotha. Jednak Antonio Rudiger popisał się znakomitą interwencją, blokując strzał Norwega w ostatniej chwili.
Temperatura meczu nie opadała, za to siły zawodników wyraźnie słabły. Niestety, niektórzy piłkarze przypłacili to urazami. Gospodarze stracili Rodrigo de Paula oraz Reinildo, a w szeregach Realu kontuzja mięśniowa wyeliminowała z gry Ferlanda Mendy’ego. Mimo zmian, sposób gry obu drużyn pozostał bez większych korekt.
Atletico oddało inicjatywę, koncentrując się na kontratakach, podczas gdy Real próbował sforsować defensywę rywali atakiem pozycyjnym. Wielokrotnie oglądaliśmy akcje w polu karnym Jana Oblaka, jednak brakowało typowej „dziewiątki”, która mogłaby wykończyć sytuacje bramkowe. Kylian Mbappe, choć błyskotliwy w dryblingu, nie pełnił tej roli, a jego współpraca z Rodrygo i Viniciusem w tym meczu kompletnie się nie kleiła. Obaj Brazylijczycy, rozgrywający poniżej oczekiwań, zostali zdjęci z boiska.
Rzuty karne
Jedenastki jako pierwsi strzelali piłkarze gości. Rozpoczął Kylian Mbappe, który bardzo pewnie pokonał Jana Oblaka – 0:1. Pierwszy po stronie gospodarzy był Alexander Sorloth, który mocnym strzałem zmylił Courtois. Belg rzucił się w odwrotnym kierunku – 1:1.
Następnie strzelał Bellingham, który strzelił w ten sam prawy róg co poprzednicy. Anglik też się nie pomylił i 2:1 dla Realu. W odpowiedzi następny był Julian Alvarez, który bardzo odważnie strzelił pod ladę i wpakował piłkę do siatki. Argentyńczyk się poślizgnął, ale to nie przeszkodziło w wykonaniu karnego. Zainterweniowano jednak i… anulowano karnego! Wszystko to z powodu podwójnego kontaktu strzelca z piłką! Ależ historia, co za niemożliwy zwrot akcji.
Trzecią serię rozpoczął Fede Valverde. Urugwajczyk nie pomylił się i mamy 3:2. Następny był Angel Correa. Po to został wprowadzony. Choć Thibaut Courtois wyczuł jego intencje, to jednak padł gol.
Czwarta seria. Emocje są wysokie. Tych nie wytrzymali obaj egzekutorzy. Najpierw pomylił się Lucas, którego strzał obronił Oblak. A u Atletico pomylił się Marcos Llorente, który strzelił w poprzeczkę.
Piąta i decydująca seria. Do piłki podszedł Antonio Rudiger. Niemiec się nie pomylił. Nie zrobił tego idealnie, ale wytrzymał presję. Real Madryt gra dalej! W ćwierćfinale czeka już Arsenal, który rozprawił się wcześniej z PSV.
Przeklęty klub
Real Madryt po raz szósty rozgrywał konkurs jedenastek i po raz szósty wyszedł z tego starcia zwycięsko. Gen „Królewskich” okazał się mocniejszy. Atletico znowu minimum o rok musi odłożyć marzenia o triumfie w Champions League. Znowu na ich drodze stanął Real Madryt – po raz szósty na sześć przypadków, Atleti poległo w derbach po karnych. Czy „Los Colchoneros” można nazwać przeklętym klubem?