Słynne drużyny EURO: Holandia 1988

29.04.2024
Ostatnia aktualizacja 1 maja, 2024 o 11:27

Holandia przez wiele lat stawiana była w gronie faworytów wielkich turniejów. Na EURO 1988 złamała klątwę wiecznie drugich. Oto kolejna historia z cyklu „Słynne drużyny EURO”. Tym razem pomarańczowa banda Rinusa Michelsa. Kontrowersyjny Koeman, fantastyczny wolej Marco van Bastena i… odejście od preferowanej taktyki, które dało złoto. 

Złote trio z Milanu

Nie da się od tego nie zacząć, ponieważ myśląc o Holandii z tamtego turnieju na myśl przychodzą od razu trzy nazwiska: Ruud Gullit, Marco van Basten oraz Frank Rijkaard. Kadry na EURO liczyły wówczas 20 osób. Większość powołanych grała w ligach Beneluksu – holenderskiej i belgijskiej. Dominował zwłaszcza Ajax oraz PSV (po pięciu piłkarzy, zatem w sumie aż dziesięciu). Tylko trzech piłkarzy grało w innych miejscach. Marco van Basten i Ruud Gullit oczywiście w wielkim Milanie, natomiast Rijkaard w bardzo nietypowym miejscu. Otóż w… Realu Saragossa.

Rozgrywał on bowiem bardzo specyficzny i przejściowy sezon. We wrześniu 1987 roku wściekły opuścił boisko treningowe Ajaksu. Obiecał, że już nigdy więcej nie zagra dla Johana Cruyffa. Kilka tygodni później Rijkaard był już piłkarzem Sportingu, jednak został tam zarejestrowany zbyt późno, żeby grać. W zimowym okienku został wypożyczony do Realu Saragossa. Nie podobało mu się, że Cruyff ciągle wymaga więcej, więcej i więcej, szuka zaczepek, wydobywa z piłkarzy wściekłość. Chciał z niego zrobić lidera, natomiast on nigdy się nim nie czuł. Nie podobał mu się styl pracy menedżera.

Tak o tym mówił: – Nie mam nic przeciwko osobie Cruyffa, ale Cruyffa-trenera. Jego podejście do piłki nożnej i moje są diametralnie różne. Szuka tego pola napięcia… Podczas treningu stale świadomie ustawia grupy przeciwko sobie. Po prostu nie mogę, nie mogę i nie chcę już sobie na to pozwolić.

Mecze eliminacyjne z… Polską

Holandia z bilansem 6-2-0 wygrała grupę eliminacyjną. Straciła w ośmiu spotkaniach zaledwie jedną bramkę. Jej wyniki prezentowały się następująco:

  • 1:0 z Węgrami
  • 0:0 z Polską
  • 2:0 z Cyprem
  • 1:1 z Grecją
  • 2:0 z Węgrami
  • 2:0 z Polską
  • 8:0 z Cyprem (anulowane)
  • 4:0 z Cyprem
  • 3:0 z Grecją

W ataku szalał nie Marco van Basten, ale… John Bosman. Ten pierwszy niestety głównie był niedostępny. Piłkarz Ajaksu zdobył aż dziewięć bramek i został nawet najlepszym strzelcem całych eliminacji. Jedną z reprezentacji, którym udało się urwać punkty była… Polska. Do tego zrobiła to w Amsterdamie. Mecz w Zabrzu nie był już tak udany. Co rusz próbował naszych kąsać z dystansu Ronald Koeman, ale to Ruud Gullit trafił dwukrotnie w pierwszej połowie.

Holendrzy się przełamali, ponieważ piąty raz w historii przyjechali do Polski i dopiero po razy pierwszy udało im się wygrać. Polska jakoś przez lata była tą ekipą, która nie leżała „Oranje” i udowodniła to zresztą w pierwszym starciu, w którym to Włodzimierz Smolarek zmarnował na samym początku doskonałą akcję sam na sam. W drugiej połowie z woleja minimalnie chybił van Basten. Ostatecznie skończyło się wynikiem 0:0, jedną z dwóch tylko strat punktów.

Kibic odpalił petardę

Ronald Koeman zakładał najgorsze, czyli dyskwalifikację. Holandia wygrała z Cyprem 8:0, ale… piłkarze byli po tym meczu załamani. Spodziewali się nawet wykluczenia i tego, że na EURO nie pojadą. Wszystko przez to, że metr obok bramkarza cypryjskiego wybuchła hukowa petarda domowej roboty. Bardzo pod bramką nadymiła, ale nie to było najgorsze. Andreas Charitou był oszołomiony i nie mógł się pozbierać. Musiał zejść z boiska.

Huknęło naprawdę konkretnie. Holandia prowadziła 1:0 po bramce Johna Bosmana i dosłownie chwilę potem na murawie wylądowała hukowa petarda. Cypryjski bramkarz leżał, a wokół zbierało się mnóstwo fotografów, robiąc mu zdjęcia z różnych ujęć. Po około 16 lub 17 minutach, a także zmianie bramkarza Cypru, gra została wznowiona. Holendrzy strzelili rezerwowemu golkiperowi jeszcze siedem goli, co dało im wygraną 8:0. Problem jednak jest taki, że tej wygranej nie zaliczono.

Holenderskie zwycięstwo nie było możliwe do zaakceptowania – wybuch bomby uznano za na tyle poważny atak, że unieważnił on mecz i powtórkę zaplanowano na 9 grudnia 1987 r., za zamkniętymi drzwiami na stadionie De Meer w Amsterdamie. Frekwencja wyniosła raptem 300 osób, głównie odpowiedzialnych za oprawę meczową tj. dziennikarzy itp. Charitou nie zagrał od początku. Holandia wygrała już tylko 4:0, ale mogła się cieszyć, że nie wyciągnięto poważniejszych konsekwencji. Choć z drugiej strony… co mieli do tego sami piłkarze?

Kluczowa zmiana Michelsa

Kto stawiałby na takich mistrzów Europy? W pierwszym spotkaniu przegrali oni z ZSRR 0:1. Wtedy jednak wydarzyła się ważna rzecz. Trener Rinus Michels dokonał zmiany w ataku i miejsce wspomnianego już super strzelca Bosmana zajął Marco van Basten. Mający wówczas 23 lata zawodnik Milanu był tak wściekły, bo udało mu się cudem wyrobić na EURO, a tutaj siedzi na ławie… Chciał nawet pakować walizkę do domu! Próbował się odbudować po bardzo nieudanym sezonie w Milanie, który zrujnowały mu kontuzje. Odpłacił się najlepiej, jak tylko mógł – hat-trickiem strzelonym reprezentacji Anglii. W jednym meczu tyle samo razy trafił do siatki, co w całym sezonie w barwach Milanu. Anglicy mieli pecha, ponieważ obijali słupek, a van Basten pokazał co znaczy skuteczność.

Przyznał w autobiografii, że przed najważniejszymi meczami bardzo się stresował, wizualizował sobie pewne sytuacje – co zrobi w takim momencie, jak poradzi sobie z tym rywalem, jak się zachowa. Im więcej myślał o spotkaniu, tym było gorzej, dlatego potrzebował relaksu i tego, by w ogóle zapomnieć o nadchodzącej grze. Tak to tłumaczył w autobiografii: – Jak odprężyć się w takiej sytuacji? Jakaś karciana partyjka albo wygłupy z Schipem zawsze mi pomagały (Johnem van ’t Schipem, obecnym trenerem Ajaksu przyp. red.). Albo południowa drzemka. Coś, co odwracało uwagę. Musiał tego pilnować, bo podczas zbyt dużego napięcia… łapały go skurcze.

Van Basten okazał się później absolutnie kluczowy. Holandia strzeliła w półfinale i finale po dwie bramki, a w 100% z nich miał udział właśnie holenderski napastnik, który we wspaniałym stylu zakończył ten gorzko-słodki dla siebie sezon. W meczu półfinałowym z Niemcami to on po indywidualnej akcji wywalczył rzut karny, który potem na gola zamienił Ronald Koeman. Ponadto w półfinale wykorzystał prostopadłe podanie Jana Woutersa i uderzył wślizgiem obok bezradnego Eike Immela, a finał to już… niesamowity i efektowny wolej i nie można też zapomnieć o asyście z główki do Gullita.

Ronald Koeman znienawidzony

Holendrzy w półfinale zmierzyli się z Niemcami i grali w tym meczu bardzo ostro. Nie da się ukryć – o tym pojedynku nacechowanym podtekstami mówiono „przedwczesny finał”. Kto wygra, ten zgarnie tytuł. Hans van Breukelen powtarzał potem, że to zwycięstwo dla ludzi, których dotknęła II Wojna Światowa. Holenderska nienawiść do Niemców sięgała pięcioletniej okupacji. Rany trochę się zabliźniły, nie było chociażby tak jak w 1974 roku, gdy Wim van Hanegem wyznawał wprost, że nienawidzi Niemców i chciał ich upokorzyć, bo zamordowali mu rodzinę. Niemniej negatywne nastawienie do Niemców i tak było bardzo odczuwalne.

Najbardziej zasłynął Ronald Koeman, który do dziś jest w kraju naszych zachodnich sąsiadów znienawidzony za brak fair play, a wśród Holendrów… był uwielbiany. Wymienił się koszulkami z Olafem Thonem i na oczach publiczności pokazał, że… podciera sobie nią tyłek. Przypomnijmy, że mecz był w Hamburgu i zasiadło na trybunach pewnie około 50 tysięcy niemieckich kibiców. Fotoreporterzy uchwycili moment, który potem obiegł media. Koeman został wyklęty przez niemieckich kibiców i do dziś się go w tym kraju nie szanuje. Było to przypominane chociażby w trakcie jego kariery trenerskiej, gdy w trakcie swojej pierwszej kadencji prowadził reprezentację „Oranje”. W eliminacjach do EURO mierzył się w grupie z Niemcami i musiał wracać do przeszłości na konferencjach.

Ten półfinał był także o tyle wyjątkowy, że „Oranje” wygrali z Niemcami (wcześniej RFN) po raz pierwszy od… 1956 roku. Nie potrafili wygrać 10 razy z rzędu. Najbardziej bolesna była porażka w finale MŚ 1974, ale ulegli temu znienawidzonemu przeciwnikowi także na mundialu w 1978 w fazie grupowej, podobnie na EURO 1980. W jednym ze sparingów w latach 50. przegrali nawet aż 0:7, a hat-trickiem popisał się Uwe Seeler. Łączący pokolenia Franz Beckenbauer zawsze był jednak dżentelmenem. Po porażce poszedł do holenderskiej szatni, mimo tego całego napięcia, nienawiści i pogratulował zwycięzcom. Holendrzy rozpoczęli świętowanie, udali się na wieczorne balety z żonami i mogło to… ich zgubić, bo cieszyli się niczym po zdobyciu złota, a tu pozostał jeden mecz!

Wielki rewanż za grupę

25 czerwca 1988. Minęło 14 lat. Holendrzy właśnie wrócili na stadion, w którym przegrali finał MŚ 1974 – Olympiastadion w Monachium. Wcześniej grali na różnych obiektach – w Kolonii, Dusseldorfie, Gelsenkirchen i Hamburgu. Piłkarze, którzy zrobili sobie rundkę wokół boiska, zauważyli transparent, który okazał się później proroczy: „Ósmego dnia Bóg stworzył van Bastena”. W 54. minucie „Oranje” prowadzili już 2:0 właśnie za sprawą holenderskiego napastnika i jego legendarnego woleja. Tak opisywał tę bramkę:

Nie minęło nawet dziesięć minut drugiej połowy, kiedy dostałem podanie od Arnolda Muhrena. Arnold był bez wątpienia niezwykle utalentowanym lewonożnym zawodnikiem, grającym z wyczuciem i precyzją, ale to podanie okazało się nie najlepsze. W zasadzie to… było beznadziejne. Ale tego dnia po prostu wszystko mi się udawało. Kiedy piłka opadała już na murawę, pomyślałem sobie, że muszę z całej siły walnąć na bramkę, bo jestem za bardzo zmęczony, żeby wymyślić coś innego, zobaczymy co z tego wyjdzie. 

Podsumowując: Marco van Basten uderzył od niechcenia wręcz z niemożliwego kąta, bo był zmęczony, nie chciał wdawać się w drybling, a wyszedł mu najwspanialszy gol w historii finałów EURO. Nawet nie pomyślał, że z tego trafi. Cieszył się z tego gola, ale nie mógł uwierzyć, że to tak właśnie wpadło. Rinus Michels łapał się za głowę. Co jest jeszcze bardziej niesamowite? Że nie strzeliłby, gdyby nie… kontuzja i zniszczony cały sezon: – Niewykluczone, że mając zdrową kostkę, nigdy bym tego gola nie strzelił. Wszystko przez operację z listopada 1987 roku, gdy chirurgicznie przymocowano mu więzadła stawu skokowego. Nie mógł uderzać prawą nogą z całej siły. Dlatego uważa, że zdrową stopą na pewno by przekopał! Niesamowite!

Zrobiło się jeszcze nerwowo, gdy ZSRR otrzymało rzut karny, jednak wtedy van Breukelen obronił strzał Ihora Biełanowa z Dynama Kijów. To był moment, który podciął skrzydła piłkarzom ze Związku Radzieckiego. Nic się w tym spotkaniu nie zmieniło i to „Oranje” zostali mistrzami Europy. Do dziś jest to ich największa wygrana w historii i rewanż za przegrane finały mundialu w 1974 i 1978 roku. Odcięcie łatki „wiecznie drugich”.

Fart?

Marco van Basten utrzymuje teorię, że ta wygrana była… fartowna, a paradoksalnie najlepszy mecz grupowy Holandia rozegrała przeciwko ZSRR, gdy przegrała: – Sprzyjał nam niewiarygodny fart. W meczu z Anglią piłka z rzutu rożnego spadła na tył głowy Koemana. Rzut wolny Glena Hoddle’a, gdy piłka odbiła się od słupka i za plecami van Breukelena wyszła z powrotem na boisko. Z Irlandią też mieliśmy duże szczęście. W zasadzie byłem poza grą, kiedy gola strzelił Kieft. Zaczęliśmy całkiem nieźle, ale Irlandczycy też byli groźni. 

Uważa Rinusa Michelsa bardziej za dobrego psychologa i starszego już Pana, do którego wszyscy mieli duży respekt z uwagi na wiek i dokonania, ale nigdy nie miał go za jakiegoś geniusza taktyki. Właściwie to Marco… sam nie wiedział, co „Oranje” mają grać. Zwraca też uwagę, że wybitny trener w swojej autobiografii miał niewiele do powiedzenia na tematy taktyczne i do Cruyffa mu w tym temacie daleko. To trochę gryzie się z tym, że przecież uważa się Rinusa Michelsa za rewolucjonistę, twórcę futbolu totalnego, kogoś, kto oświecił i namaścił Johana Cruyffa, ale… łączy się to zdecydowanie z rolą van Bastena, do której Michels… nie przywiązywał wagi. Miał po prostu „sępić” z przodu i czekać na podanie. Obchodziło go co innego.

Taktyka

Przede wszystkim Holandia 1988 była absolutnie inna od Holandii 1974. Grała systemem 4-4-2 z Ruudem Gullitem jako wolnym elektronem, który robił zamieszanie na skrzydłach i mylił rywali. To on był najważniejszy. Mógł biegać, gdzie chce – wzdłuż i wszerz. Van Basten po prostu miał stać z przodu i tyle. Dlatego może nie do końca rozumiał co ma robić. Nie uczestniczył w akcjach kolegów. Miał czekać na okazję, czyli czynić to, co potrafił najlepiej.

Co wyróżniało Holendrów? To, że nikt inny w Europie nie wystawiał duetu środkowych obrońców tak uzdolnionych technicznie. Frank Rijkaard elegancko wyprowadzał piłkę do środka pola, wymieniając się rolami z Janem Woutersem – głównym dowodzącym. Od czasu do czasu podłączał się też Ronald Koeman, by przyładować bombę z 30-40 metrów, co było jego znakiem firmowym. Podczas gdy Niemcy grali klasycznymi wymiataczami, to Holendrzy mieli elegancko grających stoperów ze zdolnościami technicznymi. Dziś takie umiejętności stopera to obowiązek, wtedy – w przypadku aż dwóch – były nowością. Przecież nawet prawy obrońca Berry van Aerle był w przeszłości pomocnikiem. Techników zatem nie brakowało.

Warto jednak dodać, że Holandia wygrała ten finał bardzo wyrachowanie i efektywnie, nie efektownie. Nie była to atakująca co rusz ekipa, tylko raczej stonowana. Jeżeli młodszym czytelnikom mielibyśmy porównać ten finał do jakiegoś innego, to chociażby do Ligi Mistrzów Liverpool vs Tottenham, który niezwykle wszystkich wynudził, ale „The Reds” wykonali tam plan absolutnej kontroli i nie chcieli podejmować ryzyka w ataku. W pierwszej połowie graliśmy dobrze i Sowieci pozwolili nam przejąć grę, ale w drugiej połowie dobili nas swoimi kontratakami – powiedział Michels o pierwszym meczu grupowym. – Dzięki temu do finału dotarliśmy ze świadomością, że tym razem musimy zacząć ostrożniej.

Holandia więc wygrała, ale w wyrachowany sposób. Michels zmienił kojarzone zawsze z Holandią ustawienie z 4-3-3 na bardziej staroświeckie 4-4-2, co okazało się majstersztykiem.

A oto inne stworzone przez nas ekipy z cyklu „słynne drużyny EURO”:

  1. CZECHY 2004
  2. HISZPANIA 2012
  3. HOLANDIA 2000
  4. DANIA 2020
  5. DANIA 1992
  6. GRECJA 2004
  7. FRANCJA 1984
  8. ŁOTWA 2004
  9. CZECHY 1996
  10. TURCJA 2008
typy dnia
kurs 2.65
Manchester City - Tottenham
Tottenham powyżej 1.5 gola
TAK
STS
kurs 2.20
Celta Vigo - Barcelona
Powyżej 3.5 goli
TAK
kurs 2.08
Leganes - Real Madryt
Obie drużyny strzelą gola
TAK