Michał Probierz i jego kadra – co dalej?

29.06.2024

Michał Probierz i jego kadra zakończyli swój udział w Euro 2024. Po dość wyrównanym meczu, Polska zremisowała z reprezentacją Francji, aktualnymi wicemistrzami świata 1:1. Co prawda reprezentacja „Biało-Czerwonych” odpadła w pierwszej fazie turnieju po raz kolejny to przyniosła trochę radości i co dość rzadkie w latach minionych – pokazała sporo boiskowej odwagi. Co dalej z naszą drużyną narodową?

Analiza turnieju

Po niemieckim turnieju wielu zastanawia się gdzie w hierarchii polskich występów na wielkich imprezach w XXI wieku umieścić występ w grupie C w 2024 roku. Pozytywnych mistrzostw praktycznie nie było, więc kolejne odpadnięcie w fazie grupowej nie pomogło wcale w utworzeniu turniejowej hierarchii. Ciężko jednak nie zgodzić się z człowiekiem znającym polską piłkę lepiej niż własną kieszeń – Pawłem Paczulem. Ten, wrzucił Euro 2024 jako czwarty najlepszy z dziewięciu możliwych opcji. Po poznaniu argumentacji, ciężko mieć wątpliwości co do słuszności wyboru.

Uczciwie patrząc na polskie turnieje – zawody z 2016 roku są w tym stuleciu nie do pobicia, ciężko nawet polemizować z fazą pucharową w Katarze, mimo szeroko rozumianych afer i kwasów. Euro 2020 za Paulo Sousy pozwoliło nam wierzyć, że potrafimy grać w piłkę – to samo pokazał, choć trochę za rzadko w Niemczech, Michał Probierz. „Bytomski Guardiola” pozwolił ludowi uwierzyć, że rok po klęsce w Kiszyniowie widać zalążek prawdziwej drużyny.

Dziś ciężko uwierzyć, jak odmienny był odbiór społeczeństwa wobec jego osoby. Probierz spowodował, że ludzie uwierzyli we własną kadrę, od oglądania której 12 miesięcy wcześniej mieli wymioty. Probierz dał się polubić, dał do zrozumienia, że ludzie się zmieniają. Niezwykle impulsywnego szkoleniowca poznaliśmy od tej towarzyskiej strony – gra w golfa, udział w programie „Kuba Wojewódzki”. Polacy poczuli, że z kimś takim mogą się identyfikować. Nie mówiąc już o kolekcji eleganckich garniturów, której pierwszy zestaw zrobił furorę w całej Europie i przedostał się do social mediów choćby BBC. Żartownisie pisali – „Guardiola po odejściu z Etihad ma już gotowego sobowtóra na swoje miejsce”.

Tej pompki sprzed i po meczu z Holandią nie odbierze nam nikt. Po udanych sparingach z Ukrainą i Turcją, po klęskach rok wcześniej z Mołdawią czy Albanią (wynik to jedno, styl to drugie) oczekiwania były naprawdę niskie. Po raz pierwszy od lat można było spotkać się tak naprawdę z brakiem zjawiska jakim jest pompowanie balonika. Wszystko zmieniło się od końca meczu z Turcją, gdzie wygrana w emocjonujących okolicznościach obudziła pewien poziom wiary.

Holandia i Austria to miękkie nogi na początku, potem rozkręcanie się aż finalnie wyszło z tego zero punktów, bo popełniliśmy kosztowne błędy. A to za dużo miejsca, a to bezmyślne zagrania, a to minimalnie spóźnieni.

W ten sposób bramki zdobyli:

  • Gakpo („świeca” Zalewskiego, rykoszet od jednego z obrońców – przy okazji dużo miejsca w środku pola),
  • Weghorst (minimalnie spóźniony Salamon, który zagrał naprawdę dobrze),
  • Trauner (główka po braku krycia przez Dawidowicza na bliższy słupek Szczęsnego),
  • Baumgartner (za duża luka w środku pola),
  • Sabitzer (niepilnowany ruszył na polską bramkę i finalnie wykorzystał też karnego)

Piłka nożna to gra błędów, jak to mówią. Nie inaczej było po bardzo dobrej godzinie gry z Francją, urzędującym wicemistrzem świata. Jakub Kiwior będący „nie w sosie” od kilkunastu minut dał się nabrać na akcję Ousmane’a Dembele i doprowadził do rzutu karnego. Był to jednak ostatni gol stracony na turnieju przez Polaków – jedną z najgorszą defensyw imprezy (także sześć – Chorwaci, siedem – Szkoci)

Słyszeliśmy o golach w sparingu z Paderborn granym już w masce i że powiedziano obrońcom, że mają grać delikatnie, uważać na zawodników francuskich. Mbappe miał trafić do siatki dwukrotnie, co miało sugerować, że rzeczywiście jest się czego obawiać, skoro tak szybko wrócił. Finalnie, nie taki diabeł był straszny jak go malowali. Skorupski dostał nagrodę MVP, sam Mbappe mu pogratulował świetnego meczu – co warto dodać na oczach małżonki Matilde oraz małego synka.

 

Może i nasza drużyna narodowa zagrała bez strachu, bo już było po herbacie i to był mecz do dogrania turnieju do końca, ale pozytywów było zdecydowanie kilka. Robert Lewandowski zaprezentował się całkiem okej jak na swoje występy w ostatnich miesiącach. Defensywa jedynie miała krótką obcinkę w pierwszej godzinie meczu parę minut przed przerwą, dopiero Dembele korzystający z błędu Kiwiora miał wpływ na zmianę wyniku.

Czy rzeczywiście jesteśmy najgorszą drużyną EURO?

Wielu uważało, że skoro odpadamy jako pierwsi to jest to jednoznaczne z poglądem, że jesteśmy 24. drużyną Europy, bo tyle drużyn bierze udział na Euro. To trochę średnia dedukcja. Prawdą jest, że w trakcie mistrzostw Europy, mniej od nas pokazali choćby Szkoci czy Serbowie.

Chorwacja, Gruzja po dwóch meczach czy Albania po trzech – zagrali do nas porównywalnie, ale na przykład pierwsi z wymienionych dwa razy wypuścili wygraną. Gruzini byli przyparci do muru, prawie wygrali z Czechami, ale Lobjanidze posłał piłkę nad bramką zamiast napisać przepiękną historię. Albańczycy mało mieli przebłysków tej dobrej gry, ale tam się coś buduje. I podobnie jest u nas.

W sumie, na upartego można tu pod względem stylu wrzucić Anglię, bo od gry pupili Garetha Southgate’a można sobie wydłubać oczy – pamiętając też o tym, jaki potencjał drzemie w jego kadrze i jakie nazwiska są tam obecne. Mówimy na temat: Harry’ego Kane’a, Jude’a Bellinghama, Phila Fodena, Cole’a Palmera. Taki kwartet ofensywny chciałoby mieć zapewne trzy czwarte uczestników imprezy.

23. miejsce na imprezie EURO chluby nie przynosi, ale zwyczajnie za dużo było błędów, gdy nadchodził element presji. Gdy z Francją wiadomo było, że gramy „o nic”, piłkarze jakby weszli na poziom wyżej. Wynik jednego punktu był w miarę spodziewany, ale mimo wszystko i tak wielu było zaskoczonych, bo przecież sparingi wyszły. Ciężko się dziwić, bo prawdziwy kibic człowiekiem naiwnym jest i zawsze wierzy

Dokąd zmierzamy? Probierz ma jeden ból głowy

Wracając do sedna. Naprawdę gra polskiej kadry mogła się podobać na tym Euro. Jest pewne poczucie żalu, gdy pomyśli się o Austrii. Po drugiej bramce dla podopiecznych Rangnicka Polacy czuli się dobici. Szkoda było tego wyniku bezpośredniego meczu, ich końcowego miejsca w tabeli grupy. Wielu z piłkarzy polskiej kadry może o sobie powiedzieć, że jest lepszym od jego odpowiednika z kadry Austrii. Bo jakim cudem Zieliński, Moder, nawet jeszcze nieodkryty dla kadry Sebastian Szymański ma się czuć gorszy choćby od Prassa, Baumgartnera?

Austria od 30. minuty do swojej drugiej bramki grała od nas gorzej, Francja w fazie grupowej była słaba, wywalczyliśmy z nią punkt i nie odstawaliśmy, no i wydaje się, że remis z Holandią byłby sprawiedliwym wynikiem patrząc na naszą grę. To jest coś, z czego Probierz może budować. W tempie trochę szybszym niż słynna sadzonka z konferencji w Krakowie, ale wydaje się, że zarówno on, jak i kadrowicze 'wierzą w proces’. Mówi się, że nie od razu Kraków zbudowano i sam Probierz doskonale o tym wie – wygrał z Cracovią trofeum po paru latach pracy

Nie ma co nawet wspominać o pozycji bramkarza, bo tutaj jesteśmy mocarni od lat. Jest (jeszcze) Wojtek Szczęsny, jest taki nasz bramkarski odpowiednik Nacho – Łukasz Skorupski. Kogo by nie było, on jak dostanie szansę – udowodni, dlaczego warto na nim polegać. W obwodzie czekają na swój czas – Marcin Bułka, Kamil Grabara. Nie można też zapominać od będącego na fali wznoszącej Radosława Majeckiego – czołowego bramkarza Ligue 1. Serce się raduje na myśl jaki mamy spokój między słupkami.

Obrona, dopóki nie trafi się dwóch regularnych formą stoperów – ciągle będzie piętą Achillesową. Na Janie Bednarku, mimo niezłego Euro, polegać nie można. Bartosz Salamon jest po trzydziestce, a Paweł Dawidowicz, choć zawiódł z Austrią, jest często kontuzjowany. Co by nie mówić, dwójka porządnych stoperów oszczędzi nam wielu turniejowych wstydów. Tutaj zadanie Probierza, by „wynalazł” kogoś dla reprezentacji. Może powrót do pomysłu z Patrykiem Pedą? Może ktoś inny, ale równie nieoczywisty?

O pomoc możemy być spokojni. Jest Piotr Zieliński, Jakub Moder, Sebastian Szymański, a od czarnej roboty – Bartosz Slisz i Jakub Piotrowski. Może na ważne mecze turniejowe to nie są opcje idealne, co pokazała Austria, ale na słabsze zespoły to spokojnie powinni być piłkarze pierwszego garnituru.

No i warto dać szansę Matty’emu Cashowi. A zwłaszcza po EURO, na którym Przemysława Frankowskiego jakby nie było, bo zagrał słabo. Jakich by nie miał perypetii z polskim językiem (bardzo trudnym językiem przecież) to nadal piłkarz czołówki Premier League – on nie będzie wiecznie w kadrze grał przeciętnie. Pokazał się z dobrej strony w Lidze Narodów z Holandią, w Katarze z Francją całkiem przyzwoicie z Mbappe. Skoro przestawiło się Zielińskiemu, przestawi się także jemu.

Przed Probierzem teraz poligon doświadczalny – Liga Narodów. Dajmy mu przetestować jego pomysły, tak aby wszystko zatrybiło. Po kadencji Fernando Santosa w fotelu selekcjonera siedzi teraz człowiek, któremu na tej drużynie przede wszystkim zależy i na każdym kroku podkreśla swoją wiarę w piłkarzy.

Cierpliwość w Austrii się opłaciła – trzeba wierzyć, że staniemy się drugą Szwajcarią i poza regularnymi awansami pokażemy, że możemy być regularnie drużyną z drugiego szeregu, ale z którą trzeba się liczyć. Helweci Niemcom bardzo mocno krwi popsuli. Pora, aby i nasi piłkarze co nieco popsuli krwi rywalom, ale niech w polskich realiach w końcu uda się doprowadzić polską reprezentację do stabilizacji, bo to w ostatnich latach, zwłaszcza po zwolnieniu Jerzego Brzęczka – wyzwanie niemożliwe.

Fot. PressFocus

Coś dla sentymentalnych! Oto cykl dla pod tytułem: „Słynne drużyny EURO”, o reprezentacjach, które zasłynęły na tym turnieju w przeszłości: