Słynne drużyny EURO: Walia 2016

30.04.2024

Obecnie reprezentację Walii kojarzymy z rywalem klasy średniej. To z nią Polacy wygrali baraże o awans na tegoroczne EURO. Inaczej było osiem lat temu. Walia była wówczas największą sensacją i rewelacją. Jak to się stało, że debiutant otarł się o finał? Jak działała maszyna Chrisa Colemana i kiedy zaczęła „wymykać” się spod jego kontroli? Kogo świat futbolu zdążył poznać po pamiętnym występie Walii? Oto kolejny zespół z cyklu „Słynne drużyny EURO”.

Słynne drużyny EURO: Złote pokolenie i potęga Garetha Bale’a

Słowami „złote pokolenie” Chris Coleman skwitował awans jego podopiecznych na EURO. Zacznijmy od początku… Walia czekała na występ na dużym turnieju od 1958 roku. Oczekiwania w kraju przed eliminacjami nie były duże, po tym gdy kibice zdążyli wyrobić sobie opinię o Chrisie Colemanie, gdy ten nieudolnie zajął tylko piąte miejsce w grupie eliminacyjnej do MŚ w Brazylii. Co prawda „Smoki” nie miały najprostszych rywali do pokonania, jednak panowało przekonanie, że Coleman nie rozwinął potencjału tej reprezentacji, ciągle powtarzając błędy poprzedników. A przypomnijmy, że to nie było tak, że Walia nie miała kim grać. Większość walijskich zawodników grało w Anglii, doskonale znając siebie nawzajem. Tym wszystkim mieli dowodzić Gareth Bale i Aaron Ramsey, piłkarze do dzisiaj uważani za największe ikony walijskiej piłki. Obok Ryana Giggsa oczywiście, trochę jednak „wyklętego”…

To dopiero losowanie grup eliminacyjnych dało nadzieję na coś więcej. „Smoki” trafiły do jednego zestawu z: Belgią, Bośnią i Hercegowiną, Izraelem, Cyprem i Andorą. Wnioski? Brak murowanych faworytów do awansu. Po dwóch pierwszych meczach Walijczycy mieli prawo czuć się zawiedzeni, gdyż zdobyli jedynie cztery punkty po wymęczonym zwycięstwie z Andorą i bezbramkowym remisie z Bośnią w Cardiff. Walia pierwszy raz błysnęła, gdy zremisowała 0:0 z Belgią w Brukseli, a cichym bohaterem został Ashley Williams, o którym jeszcze nie mówiono tak głośno, jak po eliminacjach. To właśnie on zaimponował kibicom swoją walecznością w obronie i zasadą, wedle której żadnej piłki nie odpuści.

To listopadowe starcie w Brukseli otworzyło piłkarzom Chrisa Colemana furtkę do EURO 2016. To po nim Walia miała trzy mecze z rzędu bez straconej bramki i ze zwycięstwami, które znacznie przyczyniły się do tego awansu. Jednym z nich był rewanż z Belgami w Cardiff. Wygrali go 1:0 za sprawą swojego motoru napędowego. Oczywiście nazywał się on Gareth Bale. Kto inny miał dowodzić reprezentacji, jak nie zwycięzca Ligi Mistrzów z poprzedniego sezonu, do której w znacznej mierze się przyczynił? Bale był wówczas dla Walii tym, kim dla nas na mundialu 1982 Zbigniew Boniek, albo dla Bayernu był Robert Lewandowski. Rodacy kochali Bale’a, a on cały czas im udowadniał, że mają go za co kochać. Hierarchia zresztą potem przez lata brzmiała: 1. Walia, 2. Golf, 3. Real Madryt.

Już po tym meczu mogliśmy mówić o awansie „Smoków” na swoje pierwsze mistrzostwa Europy w historii. Ostatecznie jednak zapewnili je sobie 10 października, mimo że po przegranym meczu z Bośnią, to jednak i po porażce Izraela w równolegle trwającym meczu. Walia zakończyła eliminacje z bilansem 6-3-1. Wyniki wszystkich meczów tych eliminacji prezentowały się następująco:

  • 2:1 z Andorą
  • 0:0 z Bośnią i Hercegowiną
  • 2:1 z Cyprem
  • 0:0 z Belgią
  • 3:0 z Izraelem
  • 1:0 z Belgią
  • 1:0 z Cyprem
  • 0:0 z Izraelem
  • 0:2 z Bośnią i Hercegowiną
  • 2:0 z Andorą

Awansu by nie było, gdyby nie bramki Bale’a, który w trakcie eliminacji miał szczytową formę. Łącznie strzelił siedem goli we wszystkich meczach w drodze po awans, co stanowiło prawie 64% wszystkich bramek jego reprezentacji w eliminacjach. Media poza Garethem rozpisywały się także o Aaronie Ramseyu, który na tamten moment grał w Arsenalu. Pomocnik strzelił dwa gole i raz asystował, co być może nie brzmi powalająco, ale zbierał również pochwały za kawał dobrej roboty, za kreowanie samodzielnie wiele akcji od zera. Kolejnym bohaterem w Walii był już wyżej wymieniany Ashley Williams. W większości meczów doskonale spisywał się na środku obrony, a tak o nim mówił Chris Coleman po awansie:

– Był genialny zarówno na boisku, jak i poza nim. Był prawdziwym liderem i dzięki niemu odnieśliśmy sukces. Kiedy potrzebowaliśmy go, zwłaszcza w wielkich meczach i gdy byliśmy w trudnej sytuacji, to spisywał się na medal. Jest fantastyczny i w pełni zasługuje na pochwały, które na niego spływają.

Nastroje przed turniejem

Walia rosła w siłę, a w narodzie apetyt rósł w miarę jedzenia. Po świetnych eliminacjach kibice wierzyli w sukces, jakim miało być wyjście z grupy. Podekscytowanie wśród Walijczyków rosło im bliżej było do turnieju, a kulminacja emocji mogła nastąpić po losowaniu. Walia bowiem, trafiła do grupy B z Anglią, Słowacją i Rosją. Dwóch rywali, którzy wydawali się gorsi i Anglicy, na których zawsze „Smoki” chcą trafić z racji dzielenia granicy oraz ukąszenia większego i silniejszego brata z Wielkiej Brytanii.

Dobry sezon w Realu Madryt rozgrywał Gareth Bale, na którego w znacznej mierze liczyli kibice. W sezonie 2015/16 rozegrał w barwach „Los Blancos” 31 meczów (w lidze i Lidze Mistrzów), w których zdobył 19 bramek i odnotował 13 asyst. Tę najważniejszą asystę w finale Champions League z Atletico, gdy przedłużył z główki dośrodkowanie i piłka trafiła do Sergio Ramosa. Liczby te były nieziemskie, a wśród fanów Realu do dzisiaj panuje przekonanie, że to sezon przed EURO był najlepszym w karierze Garetha.

Dobrze w północnym Londynie spisywał się Aaron Ramsey, którego statystyki nie były wybitne, ale stanowił motor napędowy „Kanonierów”, którzy wówczas zdobyli wicemistrzostwo Anglii. W Reading natomiast formą imponował Hal Robson-Kanu. W całym sezonie odnotował sześć asyst i strzelił trzy gole. Swojemu klubowi pomógł utrzymać się w Championship.

Drugie lśnienie „złotego pokolenia”

11 czerwca 201. Satde Matmut-Atlantique w Bordeaux. Wtedy jeszcze nikt nie wiedział jak legendarne dla kraju to EURO będzie. Ba, Walia musiała przejmować się debiutem w mistrzostwach kontynentu! Cel na pierwszy mecz był jeden – zwycięstwo. W szeregach słowackich rywali czyhali znani piłkarze, wśród tych najbardziej znanych wymieniano Marka Hamsika, Juraja Kuckę grającego wówczas w Milanie, czy Martina Skrtela z Liverpoolu. Selekcjoner Chris Coleman wystawił skład znany z eliminacji, dokonując jedynie zmian w formacji z 3-3-2-2 na częstsze 3-5-2, gdzie na atak zamiast Hala Robsona-Kanu wystawił 22-letniego Jonathana Williamsa.

Mecz ze Słowacją był zdecydowanie bardzo dobry. Walia grała w taki sposób, w jaki zdążyli ją poznać kibice w trakcie eliminacji. Nie liczyła się ilość, a jakość. Spotkanie otworzył największy gwiazdor zespołu, czyli rzecz jasna Gareth Bale. Posłał z rzutu wolnego tak zwanego spadającego liścia, z którym bramkarz Słowacji nie potrafił sobie poradzić. Jedna z piękniejszych bramek EURO 2016? Potem Bale jeszcze sam ją przebił!

W pierwszej połowie znacznie przeważały „Smoki”, nie bojąc się prób z dystansu i ryzyka w kreowaniu. Za to w drugiej połowie obudziła się Słowacja. W pewnym momencie wyglądało to jakby Walia przyglądała się akcjom piłkarzy trenera Kozaka, co poskutkowało golem na 1:1, którego strzelił ówczesny piłkarz Legii Warszawa, czyli Ondrej Duda. W porę obudzili się debiutanci. Akcje napędzał Ramsey i Joe Allen, a próbowali wykorzystywać to Bale i Robson-Kanu, który zmienił Williamsa. Dobrze w obronie spisywali się też Ashley Williams i Ben Davies, który dosłownie „wyjął” z linii strzał Hamsika. Robson-Kanu strzelił gola po podaniu Aarona Ramseya w 81. minucie, który ustalił wynik tego spotkania na 2:1. Walia zaliczyła bardzo udany debiut i została liderem grupy.

Angielska porażka

Nadszedł czas na drugi mecz fazy grupowej i na zdecydowanie najcięższego rywala. Mecz z Anglią miał dla Walii szczególnie ważne znaczenie, że nie była to jedynie rywalizacja sportowa. Starsze pokolenia w Walii mówią jasno, że czują się Brytyjczykami. Młode pokolenie, które do popkultury przywraca język walijski, mówi o sobie że są Walijczykami. Walia chce iść w kierunku swojej odmienności jako kraju, a młodzi kosmopolici robią wszystko, by do powszechniejszego użytku przywrócić język walijski. Tym samym walijscy kibice nie nazywają swojej reprezentacji „Wales” (czyli Walia po angielsku), a Cymru (czyli Walia po walijsku). To oznacza, że mecz miał wymiar symboliczny, a w grę wchodziło pokazanie Anglikom, że nie tylko oni się liczą na Wyspach

Maszyna Colemana od początku meczu robiła swoje. Nie miała piłki często, skupiając się na obronie, ale gdy już ją dostawała, wiedziała jak zaskoczyć. Do stylu Walijczyków na tamtym turnieju idealnie pasuje stwierdzenie, że nie liczyła się ilość, a jakość. Poskutkowało to kolejnym pięknym golem Garetha Bale’a, ponownie z rzutu wolnego. Tego nie da się opisać, to trzeba zobaczyć

Za sprawą tego strzału „Smoki” wyszły na prowadzenie, a Bale doprowadził rodaków do szaleństwa. Takim wynikiem zakończyła się pierwsza połowa. Druga była już mniej pozytywna dla Walii. Anglicy kompletnie zdominowali oponentów. Ataki były tak częste, że nie moglibyśmy ich pomieścić na palcach dwóch rąk. Na wyróżnienie zasługiwała gra w obronie Bena Daviesa i Jamesa Chestera, którzy „na maxa” poświęcali się, byleby nie stracić bramki. Niestety nie pokazali tego przy bramce na 1:1, którą strzelił Jamie Vardy i pozwolił nabrać swojej ekipie jeszcze większego wiatru w żagle. Anglicy cieszyli się ze zwycięstwa po golu w ostatniej minucie meczu, którego strzelił Daniel Sturridge. 2:1 i Walia bez punktów po drugiej kolejce.

Rosja zmiażdżona

Mecz z Anglią nie podciął skrzydeł „Smokom”. Po ostatnim meczu fazy grupowej możemy nawet powiedzieć, że dodał im dodatkowych. Walia w Tuluzie rozegrała swój najlepszy mecz w grupie, nie dopuszczając Rosjan do słowa. Ba, mecz ten sprawił że Walia nie tylko wyszła z grupy, ale i zajęła w niej pierwsze miejsce! A warto wspomnieć, że „Sborna” do łatwych rywali nie należała.

W pierwszym meczu na EURO podopieczni Leonida Słuckiego zremisowali z Anglikami, a ich skład opierał się na wielkim doświadczeniu, starych weteranach w defensywie doskonale znających siebie nawzajem zawodników z rosyjskiej Primier Ligi. Jednak to Walia wygrała ten mecz 3:0, a cała drużyna wykonała kawał dobrej roboty. Pierwszy raz zdecydowanym MVP w składzie Chrisa Colemana nie był Gareth Bale, tylko Aaron Ramsey, który przeciwko Rosji zdobył bramkę i jedną asystę.

Znów Wyspiarze

W 1/8 finału Walia nie trafiła na ciężkiego rywala, bo na Irlandię Północną, ale spotkanie miało ważne znaczenie dla obu stron. Było to pierwsze w historii fazy pucharowej EURO w stu procentach brytyjskie spotkanie. Mecz miał rozgrywać się nie tylko na boisku, a i na trybunach, bo wszystko odbywało się niecałe dwie doby po głosowaniu nad „Brexitem”, czyli wyjściem Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej.

Irlandczycy z północy głosowali nad pozostaniem, a Walijczykom ewidentnie Unia się znudziła, bo byli przeciwko. Irlandię Północną skazywano na porażkę z rozpędzonymi debiutantami, co nie może nikogo dziwić. Bale i spółka po prostu wykonali swoją robotę. Przeważali w meczu, grając świetnie zarówno w obronie, jak i ataku, mimo że Irlandczycy stawiali momentami ciężkie warunki. Mecz się rozstrzygnął w 75. minucie, kiedy Gareth McAuley strzelił samobója. Po 90 minutach mieliśmy 1:0 i to Walia zameldowała się w ćwierćfinale.

Sensacja z czarnym koniem

To ten mecz był idealną wisienką na torcie, podsumowującą moc jaką mieli w 2016 roku Walijczycy. Bukmacherzy jak i kibice nie dawali szans debiutantom. Belgowie do siebie przekonywali nie tylko marką jaką sobie wyrobili, ale też takimi piłkarzami w składzie jak Radja Naingolann, będący w szczytowej formie Eden Hazard, dobrze zapowiadający się Yannick Carrasco, czy podbijający stadiony Premier League Romelu Lukaku. Chris Coleman jednak miał na nich sposób, bo przypomnijmy, że w eliminacjach Walia spotkała się z Belgami dwukrotnie i ani jednego meczu z nimi nie przegrała. Belgia w tamtym czasie była bardzo napędzona wysoką wygraną w 1/8 finału, jakim było 4:0 z Węgrami.

Ten mecz był godny ćwierćfinału tak wielkiej imprezy. Belgia ruszyła pewniej i szybciej, a w pierwszej fazie spotkania podopieczni Colemana mieli ogromne problemy z wybiciem piłki z własnego pola karnego. Poskutkowało to golem z dystansu Naingolanna. Drużyna Marca Wilmotsa kontrolowała grę po golu i dłużej utrzymywała się przy piłce, a Walijczycy nie potrafili złapać odpowiedniego rytmu przez dłuższy czas. Wszystko odmienił rzut rożny w 31. minucie meczu. Aaron Ramsey idealnie wrzucił piłkę na głowę Ashleya Wiliamsa, który skierował piłkę do siatki. Mieliśmy 1:1. Takim wynikiem zakończyła się pierwsza połowa.

Druga lepiej rozpoczęła się dla rewelacji tej imprezy. W 55. minucie udowodnił to Hal Robson-Kanu, kompletnie myląc obronę Belgii. Ten gol będzie główną wizytówką EURO 2016 w sercach Walijczyków do końca ich dni. Niepodrabialny gol tego, o którym nikt przed turniejem nie myślał, jak o zawodniku wprowadzającym swoją drużynę do półfinału.

Belgów po drugim golu Walii zawiódł atak pozycyjny. To właśnie w nim popełniali najprostsze błędy, które rywal wykorzystywał. Reprezentacja Walii skupiła się na defensywie, ale potrafiła jeszcze wyprowadzić jeden zabójczy kontratak. Szybką akcję prawą stroną wykończył sprytnym strzałem głową Sam Vokes i wprowadził swój kraj do półfinału. To było jak piękny sen. Wyeliminowali czarnego konia. Tam na drużynę Chrisa Colemana czekała już Portugalia… aż żal to pisać, bo było blisko, żeby czekała Polska, a wówczas ktoś z tego duetu zagrałby w wielkim finale…

Półfinał okupiony kontuzjami…

Przed najważniejszym w historii walijskiej piłki meczem, bóle wielkich imprez odczuł Aaron Ramsey. Bardzo ważny dla swojej reprezentacji na EURO 2016 piłkarz doznał kontuzji i nie mógł wystąpić przeciwko Portugalii. Takie niestety są po części zasady wielkich imprez, a błyskawicznego tempa, którego nie są w stanie powstrzymać inne drużyny, powstrzymują kontuzje i przyczyny niezależne od piłkarzy.

Pierwsza część półfinałowego starcia na Stade de Lyon nie zachwyciła. Ślimacze tempo, zachowawcza gra obu ekip, brak klarownych sytuacji – to wszystko sprawiało wrażenie, że stawka meczu zabiła widowisko. Obie ekipy starały się zaskoczyć rywali strzałami z dystansu, które lepiej wychodziły Walijczykom. Mecz na dobre rozpoczął się w drugiej połowie. Trzy minuty po sobie padały gole Portugalczyków, którzy po wgryzieniu się w rywali, nie mieli litości. W 50. minucie strzelIł Ronaldo, a w 53. Nani. Dwie stracone bramki w trzy minuty podłamały Walijczyków. Kolejne sytuacje tworzyli już tylko piłkarze Portugalii. Walia wracała do domu i tak z podniesionymi głowami. Historia ta będzie przewijać się w walijskich domach przez następne kilka dekad, a nie podrobi jej nikt.

Pomyślcie jak Polscy z nostalgią wspominają EURO 2016, to co dopiero Walijczycy, którzy zaszli nawet o jeden etap dalej. Oto właśnie kolejna z cyklu „Słynne drużyny EURO” boiskowa historia – tym razem o niesamowitej maszynie Chrisa Colemana.

Sprawdź nasze pozostałe teksty w tej serii:

  1. CZECHY 2004
  2. HISZPANIA 2012
  3. HOLANDIA 2000
  4. DANIA 2020
  5. DANIA 1992
  6. GRECJA 2004
  7. FRANCJA 1984
  8. ŁOTWA 2004
  9. CZECHY 1996
  10. TURCJA 2008
  11. HOLANDIA 1988