Real Madryt i siła przyjaźni mogą wszystko

09.05.2024

W środowy wieczór doświadczyliśmy kolejnej galaktycznej madryckiej nocy w ramach Ligi Mistrzów. Real Madryt po raz kolejny pokazał, że nawet niemożliwe może stać się możliwe. Błędem byłoby spłycanie dwumeczu do błędu polskich arbitrów, bo to Bayern w Madrycie był stroną gorszą. Real atakował i wpaść nie chciało, ale gdy już powinno coś wpadać – to… wpadło. 

Real Madryt i siła przyjaźni mogą wszystko

Do pewnego momentu dwumecz Realu z Bayernem zapowiadał się na kalkę tego co było z Manchesterem City w 2022 roku. Rywal przyjeżdża na napakowane po brzegi Bernabeu, strzela gola i jest dosłownie parę minut od finału. I znów na tym samym stadionie zemścił się brak dobicia Realu. Wtedy Jack Grealish został uprzedzony na linii bramkowej przez Ferlanda Mendy’ego, a minionej nocy – Aleksandar Pavlović został pozbawiony piłki, w kontrze trzech na jednego. Piłkarz Bayernu to nieoczekiwany pozytyw sezonu, choć mógł być jeszcze większym – w końcu Thomas Tuchel chcący Joao Palhinhę zorientował się, że ma znakomitego defensywnego pomocnika we własnym klubie i teraz mógł zostać bohaterem słabego w realiach bawarskiego klubu sezonu.

Dla wielu – ta sytuacja była jak wyrok. Real powiedział: „Wasz czas na niespodziankę w tym meczu minął, pożegnajcie się z awansem”. Jak (metaforycznie) powiedział, tak zrobił. Vinicius spróbował po raz kolejny i tym razem się opłaciło. Manuel Neuer, notabene bohater Bayernu grający znakomity mecz, popełnił kardynalnego „babola”, niczym Oliver Kahn w finale MŚ w 2002 roku. Wypluł piłkę, a dopadł do niej Joselu. Neuer popisał się co najmniej czterema doskonałymi paradami i grał znakomicie do czasu błędu, podobnie jak jego były dyrektor w Korei i Japonii na MŚ.

Joselu – joker „made in Germany”

Joselu to kolejna wspaniała historia napisana przez Ligę Mistrzów, kolejna po Łuninie w tej edycji z obozu „Królewskich”. Kilka sezonów temu gola dla Milanu w tych rozgrywkach strzelił Junior Messias, wcześniej kierowca, który rozwoził sprzęt AGD, co niesłusznie stało się memem na polskim „calciotwitterze”. Wygrał on Milanowi mecz, co ciekawe także w Madrycie, na arenie wówczas nazywającej się Wanda Metropolitano. Tym razem to inna madrycka Wanda nie chciała w finale Niemca.

Po kolejnej remontadzie europejskiej w wykonaniu „Królewskich”, hiszpańscy internauci odkopali wpis Joselu z 2012 roku. Kolega… znaczy się właśnie Joselu pytał w nim o… link do transmisji meczu Realu. Po 12 latach, można by rzec, że sam piłkarz miał najlepszy widok meczu na Estadio Santiago Bernabeu. Jak napisał Mateusz Święcicki z Eleven – Joselu zamienił 10 strzałów celnych w tej edycji na pięć trafień. Wyborna skuteczność. Łatwo ją policzyć.

José Luis Mato Sanmartín (pełne imię i nazwisko Joselu) był niezawodny w tym sezonie niczym Mercedes „beczka”. Nawiązanie nieprzypadkowe – właśnie w mieście Mercedesa, Stuttgarcie, urodził się bohater rewanżu. Można powiedzieć, że Bayernowi ewidentnie ze Stuttgartem nie po drodze. Gdyby samochód z logiem trójramiennej gwiazdy był jakości Joselu 2023/24 – Gottlieb Daimler byłby dumny.

Przed laty piłkarz za słaby dla Marka Hughesa w Stoke City – może zwyczajnie Stoke nie jest już wyznacznikiem jakości piłkarza? Może teraz chłodny środowy wieczór w Stoke przejdzie do lamusa i od pewnego czasu za papierek lakmusowy uznamy ligomistrzowy wieczór na Santiago Bernabeu? 34-latek w końcu udowodnił jakość na najważniejszej scenie europejskiego futbolu klubowego. I mowa tutaj o człowieku z dwoma spadkami z rzędu, który przyciągał je w ostatnich miesiącach jak niegdyś piłkarz Stuttgartu Lukas Rupp, który zaliczył w krótkim czasie trzy – w tym jeden poza ojczyzną, z Norwich.

Prywatnie to szwagier Daniego Carvajala. Gdy w końcu dołączył do „Królewskich” do pierwszej drużyny, jest niezawodnym jokerem. Tak jak i żony obu szwagrów to bliźniaczki, tak Joselu odegrał bliźniaczą rolę, co Rodrygo w półfinale dwa lata temu. Piłka nożna kocha takie symboliczne okoliczności. Sam Joselu to madridista z krwi i kości, był na trybunach finału w 2022 roku – kolejne podobieństwo do poprzedniego triumfu „Królewskich” napisało się samo.

Vini – absolutna gwiazda

Najrówniejszy pod względem jakości piłkarz Ligi Mistrzów od trzech sezonów znów pokazał, że jest jednym z najlepszych kopiących „świński pęcherz”. A może w tej chwili jest najlepszy? Dyskusję pozostawiam Państwu. W porównaniu z nim, Kylian Mbappe w Paryżu dzień wcześniej rozegrał mecz na poziomie takim jak poniżej:

Może irytować swoimi zachowaniami, bardzo polaryzować samo środowisko kibicowskie w Hiszpanii, ale jest on zwyczajnie znakomitym zawodnikiem. Już dawno w zapomnienie poszły te sytuacje, gdy w polu karnym nie wiedział co robić, zapominał w szesnastce rywala jak się gra w piłkę. Doszedł do momentu, gdy lepszych od niego jest góra kilku na świecie – taką drogę przebył Vini w Madrycie. Nie boi się wziąć odpowiedzialności, gdy trzeba zakasać rękawy do walki (pozdrowienia dla Marco Asensio). Jest stworzony do noszenia śnieżnobiałej, niczym wyjętej z pralki, koszulki Realu Madryt. Tacy zawodnicy idealnie pasują do mentalności „siły przyjaźni”. Kimmichowi do teraz musi kręcić się w głowie.

Czary na Bernabeu – normalka

Oczywiście remontada na Bernabeu w wykonaniu „Królewskich” to rzecz już w pewnym sensie normalna, ale każda kolejna ekscytuje równie mocno. „Hala Madrid y nada mas!”, na trybunach obecność dwukrotnego mistrza świata F1 i honorowego socio klubu, Fernando Alonso czy Julio Baptisty. Widać było od początku, że to mecz dwóch europejskich gigantów. Ciarki musiały przechodzić nawet tych najbardziej neutralnych kibiców podchodzacych do tej rywalizacji.

Z wielką estymą ostatnio o madrytczykach wypowiadał się choćby „Kalle” Rummenigge – wspominający, że odkąd Bayern rozgromił w sparingu w latach 80. Real aż 9:1, to od tej pory, „Królewscy” stali się dla nich swoistą białą bestią.

Tak jak Real ma swój własny patent na murawę, tak drużyna Florentino Pereza ma patent na czary. Kolejny raz własne mury okazały się bardzo pomocne gospodarzom. Byliśmy już świadkami kardynalnego błędu Svena Ulreicha, słabej gry nogami Gianluigiego Donnarummy. Przyszedł czas na Neuera, rewolucjonistę futbolu, najwybitniejszego bramkarza w historii.

Piłka nożna nie wybacza błędów, zwłaszcza gdy mecz gra się w hiszpańskiej stolicy. „Siła przyjaźni”, jak zwykło się mówić o Realu Ancelottiego po wspólnej celebracji z piłkarzami dwa lata temu w Paryżu – to ostatnie czego Ci trzeba jako drużynie walczącej „o coś”. Nie udało się nawet Guardioli, którego zawodnicy w ostatnim bezpośrednim starciu wręcz weszli do bramki Łunina, a gola strzelili wyłącznie dzięki rzadkiej w tym sezonie pomyłce Rudigera.

Szósty finał w jedenastu edycjach stał się faktem. 2014, 2016, 2017, 2018, 2022, 2024. Lepszy w tej statystyce jest za to trener przygotowania fizycznego, Antonio Pintus, bo to będzie jego dziewiąty. Ma on też na koncie finał z Monaco w 2004 roku czy dwa z Juventusem w drugiej połowie lat. 90 XX wieku. To także jego wielka zasługa w tej rywalizacji na kilku frontach, z Arabią Saudyjską i krajowym superpucharem w tle.

Może zaciekawi Was odrobina nostalgii! Zerknijcie na nasz cykl ”Słynne drużyny EURO”:
  1. CZECHY 2004
  2. HISZPANIA 2012
  3. HOLANDIA 2000
  4. DANIA 2020
  5. DANIA 1992
  6. GRECJA 2004
  7. FRANCJA 1984
  8. ŁOTWA 2004
  9. CZECHY 1996
  10. TURCJA 2008
  11. HOLANDIA 1988
  12. WALIA 2016


A także inny cykl pt. „Polskie turnieje EURO”:

  1. EURO 2008 – świetne eliminacje za Beenkahhera, a na turnieju parady Boruca, gol Rogera Guerreiro, pogrążający nas „Poldi”
  2. EURO 2012 – wielki turniej u siebie, wielkie nadzieje, i wielkie rozczarowanie, nigdy już tak łatwej grupy nie będzie…
  3. EURO 2016 – najlepszy występ reprezentacji Polski na wielkim turnieju w XXI wieku
  4. EURO 2020(1) – kapitalne eliminacje, zmiana trenera tuż przed turniejem i spore rozczarowanie


Tworzymy codziennie także nasz przewodnik po EURO 2024:

  1. NIEMCY
  2. SZKOCJA
  3. WĘGRY
  4. SZWAJCARIA
  5. HISZPANIA