Lech Poznań – Legia Warszawa. Czas na Kryzysowe Derby Polski

10.05.2024

Już w niedzielę o 17:30 na ENEA Stadionie w Poznaniu odbędzie się starcie pomiędzy dwoma gigantami polskiej piłki – Lechem Poznań i Legią Warszawa. Jak pokazują jednak ostatnie mecze obu ekip trudno spodziewać się świetnego widowiska z ogromną liczbą bramek. Fakty są jednak takie, że rywalizacja „Kolejorza” z „Wojskowymi” wciąż elektryzuje polskie futbolowe piekiełko.

Więcej niż mecz

Rywalizacja Lecha z Legią od lat budzi wielkie emocje po obu stronach barykady. Mecze pomiędzy tymi drużynami traktowane są przez kibiców jako najważniejsze w sezonie, a starciom praktycznie zawsze towarzyszą efektowne oprawy szykowane przez najbardziej zagorzałych sympatyków. Rywalizacja Lecha z Legią, a konkretniej Poznania z Warszawą ma jednak swoje źródła w historii. Przykłady?

Wielkopolanie nie czują zbyt dużej sympatii chociażby do Józefa Piłsudskiego, który w stolicy jest gloryfikowany na potęgę. Wszystko przez niechęć polityka do regionu dzisiejszej środkowo-zachodniej Polski, którego swego czasu nie chciał nawet przyłączyć do Rzeczpospolitej. W Poznaniu nie uświadczymy żadnego pomnika byłego działacza PPS-u, za to w Warszawie są aż trzy.

Oprócz tego poznaniacy mają duże – i według wielu uzasadnione – pretensje do strony warszawskiej, która według nich po macoszemu traktuje ważne wydarzenia historyczne w Wielkopolsce, takie jak Powstanie Wielkopolskie, czy strajki w czerwcu 1956 roku. To właśnie wzajemne pretensje ukształtowały niechęć obu stron do siebie, co później przełożyło się na tak gorącą rywalizację również na polu sportowym. Następnie Legia „naraziła” się poznaniakom wcielaniem piłkarzy Lecha (i nie tylko) do służby wojskowej, aby w ten sposób zwerbować najlepszych zawodników „Kolejorza” do swojej ekipy.

Ofensywna niemoc Lecha

Zostawmy jednak na chwilę historię i skupmy się na tym co tu i teraz. Oba zespoły w ostatnich tygodniach zdecydowanie nie prezentują się z najlepszej strony. Lech w ostatniej kolejce przegrał ze słabym Ruchem Chorzów 1:2, co wśród fanów poznańskiej ekipy wzbudziło ogromną i zrozumiałą zresztą frustrację. Wcześniej podopieczni Mariusza Rumaka zremisowali bowiem bezbramkowo u siebie z Cracovią, a jak się później okazało ewentualne zwycięstwa w meczach przeciwko zespołom z Chorzowa i Krakowa zapewniłyby „Kolejorzowi” pole position do mistrzostwa Polski

Ekipa Lecha jest wręcz fatalna w ofensywie, co kierując się twardą logiką musi prowadzić do straty kolejnych punktów. I tak właśnie jest, gdyż „Kolejorz” w dwunastu dotychczasowych meczach wiosennej zdobył dokładnie tyle samo bramek, co jest rezultatem słabym jak na aspiracje Lecha. Oprócz tego drużynie Mariusza Rumaka nie pomagają kolejne zamieszania, a według mediów właściwie przesądzone jest już, że obecny trener Lecha po sezonie zakończy swoją przygodę na stanowisku szkoleniowca pierwszej drużyny. Drużynę ma przejąć Bo Frederiksen. Co prawda drużyna z Wielkopolski wciąż liczy się w grze o mistrzostwo Polski, jednak Lech taki stan powinien raczej zawdzięczać potknięciom innych drużyn z czuba tabeli niż samym sobie.

Z nowym wodzem Legia „w kratkę”

Ekipa Legii Warszawa także nie może pochwalić się dobrymi występami w ostatnich tygodniach. Wśród fanów klubu z Łazienkowskiej czarę goryczy przelał ostatni mecz „przyjaźni” rozgrywany przeciwko Radomiakowi, który zupełnie niespodziewanie zakończył się blamażem stołecznej drużyny. Legia grająca prawie cały mecz w dziesiątkę po czerwonej kartce Kapustki na własnym boisku uległa „biedniejszemu kuzynowi” z Radomia aż 0:3, na co ekipa z Warszawy nie może sobie pozwolić – tym bardziej na finiszu sezonu. Pod wodzą nowego trenera – Goncalo Feio „Wojskowi” póki co nie notują imponujących rezultatów. Portugalski szkoleniowiec póki co prowadził zespół Legii w czterech spotkaniach, a dokładne wyniki tych spotkań prezentują się tak:

  • 1:1 vs Raków Częstochowa
  • 0:0 vs Śląsk Wrocław
  • 3:1 vs Stal Mielec
  • 0:3 vs Radomiak Radom

Jak się okazało początkowy zachwyt nad Feio był nieproporcjonalnie zbyt wysoki, a na efekty pracy trenera „Wojskowych” trzeba będzie poczekać dłużej.

Walka o puchary

Przed sezonem 23/24 PKO BP Ekstraklasy ostrzono sobie zęby na starcie Lecha z Legią i mówiono nawet, że będzie to mecz, który bezpośrednio zadecyduje o tym, kto ostatecznie podniesie trofeum mistrza Polski. Czas zweryfikował jednak letnie przewidywania i najprawdopodobniej w ostatecznym rozrachunku ani Lech, ani Legia nie sięgną po „majstra”. Nie zmienia to jednak faktu, że niedzielnemu meczu będzie towarzyszył spory ładunek emocjonalny, gdyż zwycięstwo na ENEA Stadionie może gwałtownie podnieść szansę którejś z drużyn na letnią grę w eliminacjach do Ligi Konferencji.

Zarówno dla Lecha, jak i Legii brak możliwości zaprezentowania się na europejskiej arenie byłby wielką porażką, więc tym bardziej w niedzielne popołudnie obie ekipy będą musiały dać z siebie wszystko. Obecnie sytuacja w tabeli wygląda bardziej korzystnie dla drużyny „Kolejorza”, gdyż zespół z Poznania na ten moment ma dwa punkty przewagi nad „Wojskowymi”. Niefortunny zbieg zdarzeń może jednak doprowadzić do tego, że po 32. kolejce PKO BP Ekstraklasy Lech może znaleźć się nawet na dalekim, szóstym miejscu, z którego ciężko byłoby już zaatakować „pucharowe” miejsca.

Lech vs Legia – sytuacja kadrowa

Zarówno medycy klubu z Wielkopolski jak i Mazowsza mają ręce pełne roboty. W szeregach gospodarzy podczas niedzielnego meczu nie zobaczymy Aliego Gholizadeha, Filipa Dagerstala, Dino Hoticia oraz Artura Sobiecha, którzy będą pauzować do końca sezonu. Oprócz tego wciąż ogromną tajemnicą pozostaje kondycja zdrowotna defensora „Kolejorza” – Filipa Dagerstala, którego na boisku fani Lecha nie widzieli od października. Z pozytywnych wiadomości sympatyków ekipy z Wielkopolski z pewnością ucieszy fakt, że po absencji w dwóch ostatnich meczach (przeciwko Cracovii i Ruchowi) do gry wraca Filip Marchwiński.

Zespół Legii również naznaczony jest większymi i mniejszymi problemami zdrowotnymi. W szeregach drużyny „Wojskowych” nie zobaczymy Marco Burcha, Blaza Kramera, Ramila Mustafajewa oraz Bartosza Kapustki, który w poprzednim starciu otrzymał czerwoną kartkę. W niedzielę najprawdopodobniej nie zagra również czeski napastnik – Tomas Pekhart, który w obecnej kampanii rozgrywek PKO BP Ekstraklasy zdobył 8 bramek.

fot. PressFocus

Może zaciekawi Was odrobina nostalgii! Zerknijcie na nasz cykl ”Słynne drużyny EURO”:
  1. CZECHY 2004
  2. HISZPANIA 2012
  3. HOLANDIA 2000
  4. DANIA 2020
  5. DANIA 1992
  6. GRECJA 2004
  7. FRANCJA 1984
  8. ŁOTWA 2004
  9. CZECHY 1996
  10. TURCJA 2008
  11. HOLANDIA 1988
  12. WALIA 2016


A także inny cykl pt. „Polskie turnieje EURO”:

  1. EURO 2008 – świetne eliminacje za Beenkahhera, a na turnieju parady Boruca, gol Rogera Guerreiro, pogrążający nas „Poldi”
  2. EURO 2012 – wielki turniej u siebie, wielkie nadzieje, i wielkie rozczarowanie, nigdy już tak łatwej grupy nie będzie…
  3. EURO 2016 – najlepszy występ reprezentacji Polski na wielkim turnieju w XXI wieku
  4. EURO 2020(1) – kapitalne eliminacje, zmiana trenera tuż przed turniejem i spore rozczarowanie


Tworzymy codziennie także nasz przewodnik po EURO 2024:

  1. NIEMCY
  2. SZKOCJA
  3. WĘGRY
  4. SZWAJCARIA
  5. HISZPANIA